Unijna lokomotywa już ruszyła

Nowa formuła eurowsparcia to spore wyzwanie, ale mimo to pomorscy samorządowcy dają radę.

Publikacja: 11.09.2017 21:00

Liczba pasażerów korzystających z Pomorskiej Kolei Metropolitalnej, do której budowy UE dołożyła 85

Liczba pasażerów korzystających z Pomorskiej Kolei Metropolitalnej, do której budowy UE dołożyła 85 proc., w pierwszym półroczu sięgnęła 1,5 mln.

Foto: Rzeczpospolita, Piotr Wittman

Na półmetku wykorzystania funduszy UE z nowego rozdania na lata 2014–2020 r. samorządy z Pomorza podpisały łącznie umowy na projekty o wartości prawie 4,9 mld zł – wynika z szacunków „Rzeczpospolitej” w oparciu o dane prezentowane przez Ministerstwo Rozwoju. W większości unijne wsparcie dla lokalnych przedsięwzięć płynie przez Regionalny Program Operacyjny Województwa Pomorskiego (ok. 4 mld zł). Ale samorządy sięgają też po fundusze z programów krajowych – 625 mln zł z PO „Infrastruktura i środowisko” i 200 mln zł z PO „Wiedza edukacja rozwój.”

Nowa formuła

Czy te ok. 4,9 mld zł to dużo czy mało, trudno ocenić. Większość samorządów ocenia jednak, że po nadrobieniu opóźnień w uruchamianiu funduszy UE z 2015 i 2016 r., nie jest źle.

– Można uznać, iż w pierwszym okresie nowej perspektywy udało się zrealizować zaplanowane cele – mówi wiceprezydent Sopotu Marcin Skwierawski. Choć nie obyło się bez pewnych problemów, związanych np. ze zmianą zasad w porównaniu z unijną perspektywą na lata 2007–2013. Pomorscy samorządowcy wskazują, że sporym wzywaniem było wprowadzanie nowej formuły unijnych inwestycji – zintegrowanych inwestycji terytorialnych (ZIT).

ZIT to kompromis

Zakłada ona, że projekty samorządowe mają kompleksowo rozwiązywać problemy pewnego obszaru funkcjonalnego, a nie jednej gminy. Oznacza to, że przygotowanie takich projektów wymaga wielu, często wyczerpujących, negocjacji pomiędzy sąsiadującymi jednostkami. A to z kolei, jak przyznaje prezydent Skwierawski, wymusza nie tylko lepszą współpracę, ale także pewne kompromisy.

– Formuła ZIT wymagała długotrwałych uzgodnień z poszczególnymi władzami miasta w ramach Obszaru Metropolitalnego Gdańsk Gdynia Sopot – mówi Magdalena Rabiega, z wydziału zamówień publicznych i funduszy zewnętrznych w Urzędzie Miejskim Wejherowo.

Dziś samorządowcy przyznają, że ZIT wyszły im na zdrowie. – Po wielomiesięcznych negocjacjach, w ZIT oznaczono najistotniejsze dla ziemi chojnickiej inwestycje planowane do dofinansowania w ramach perspektywy 2014–2020 – podkreśla Joanna Gappa z wydziału programów rozwojowych w Chojnicach.

Monika Sasin z Urzędu Miasta Malbork wylicza zaś, że nowe struktury miejskich obszarów metropolitalnych wymagały większych nakładów instytucjonalnych, ale dodatkowych funduszy na te cele już zabrakło. – Jednakże są również plusy tej sytuacji – przygotowywanie wspólnych partnerskich projektów o szerokim zasięgu pozwala na niwelowanie różnic w rozwoju na szerszym obszarze – dodaje Monika Sasin.

Michał Guć, wiceprezydent Gdyni, koniec końców także chwali sobie ZIT, ale zwraca uwagę, że pewnym kłopotem było skrócenie terminu składania wniosków o dofinansowanie (przesunięcie z okresu lipiec–wrzesień na luty).

– Wymusiło to przygotowywanie projektów w oparciu np. o audyty zamiast dokumentacji projektowo-kosztorysowej. Teraz zaś trzeba te projekty zmieniać – wyjaśnia Guć.

Biurokracja jak zawsze

Gdynia ma już podpisane umowy o dofinansowanie na projekty o wartości 622 mln zł. Gdańsk – na 570 mln zł.

– Oczywiście w kolejce są kolejne umowy. Ale w naszej ocenie obecna perspektywa ma nieco inny charakter. Nie skupia się ona na dużych beneficjentach i dużych inwestycjach strukturalnych, a raczej na mniejszych projektach. Stąd być może większa szansa na dofinansowanie mniejszych inwestycji, realizowanych przez mniejsze samorządy – mówi Aleksandra Dulkiewicz, zastępca prezydenta Gdańska ds. polityki gospodarczej.

Poza ZIT pomorscy samorządowych wskazują też problemy wynikające z dużej biurokracji, skomplikowanych przepisów czy opóźnienia w rozpatrywaniu wniosków.

– Ocena wniosków jest przedłużana, co zaburza harmonogram działań zakładany na etapie pisania wniosków i nierzadko dezaktualizuje budżet – twierdzi Agnieszka Rodak, naczelnik wydziału rozwoju w Urzędzie Miasta Rumia. – Na pewno nam, samorządom jest trudniej sięgnąć po pieniądze z nowej perspektywy, musimy bardziej się „gimnastykować” i wpasowywać się w tzw. określone ramki – uzupełnia Anna Górska, inspektor w Urzędzie Gminy Ostaszewo. – Weryfikacja złożonych wniosków, jak też wykonane inwestycje są bardziej szczegółowo badane i wyjaśniane.

Dużo obowiązków

Sporym wyzwaniem okazują się także problemy… kadrowe. Jak zgodnie podkreślają samorządowcy z Pomorza, unijne i krajowe przepisy, których jest całe mnóstwo, często się zmieniają, co wymaga ciągłego ich śledzenia, weryfikacji i i pilnowania, by były odpowiednio stosowane. – Ale w średniej wielkości gminie nad realizacją poszczególnych zadań nie czuwa „sztab specjalistów”, czasami są to dwie, trzy osoby, które uczestniczą na każdym etapie, począwszy od aplikowania przez proces zamówień publicznych do realizacji inwestycji – opisuje Monika Adamowska-Bargieł z Urzędu Gminy Stegna.

– Od samego wejścia do Unii pracujemy nad pozyskiwaniem środków. Presja czasu i odpowiedzialności powoduje, że urzędnicy „pozyskiwacze” są już przemęczeni, a na wolne stanowiska nie ma chętnych – przyznaje Leszek Tabor, burmistrz Miasta i Gminy Sztum. I dodaje, że jego zdaniem nastąpiło zbyt duże scentralizowanie systemu realizacji projektów, co opóźnia ich wykorzystanie.

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: a.cieslak@rp.pl

Archiwum
Znaleźć sposób na nierówną walkę z korkami
Archiwum
W Kujawsko-Pomorskiem uczą się od gwiazd Doliny Krzemowej
Archiwum
O finansach samorządów na Europejskim Kongresie Samorządów
Archiwum
Pod hasłem #LubuskieChallenge – Łączy nas przyszłość
Archiwum
Nie można zapominać o ogrodach, bo dzięki nim żyje się lepiej