Wyjechałam z Rzeszowa, ale zostawiłam w nim najbliższą rodzinę. To powód, dla którego do tego miasta wracam często. Osiadłam w stolicy. Kiedy dziś zabieram swoją rodzinę do Rzeszowa, nie wstydzę się. Jestem wręcz dumna. To już nie jest Polska D. Specjalnie, choć nie muszę, bo trasa z Warszawy nie prowadzi przez centrum, bo jest obwodnica, przejeżdżam jednak przez centrum miasta. Powód? Bo jest się czym pochwalić. Czy to zima, czy to lato Rzeszów prezentuje się imponująco. Nie tylko samo miasto, także okolice. Moja rodzina jest zafiksowana na sport. Także ten zimowy. Kilka lat temu spędziliśmy więc zimowe ferie w Rzeszowie i okolicach. Trasy super, choć z pewnością to nie Tatry. W Warszawie i okolicach i tak jest z tym gorzej. Podczas każdego pobytu w moim rodzinnym mieście rozmawiam z najbliższymi i ich znajomymi. Nie narzekają, choć nie wszyscy chwalą tak jak ja.

Przynależność partyjna Tadeusza Ferenca dla wielu mieszkańców regionu może być zaskoczeniem. Popularny w Rzeszowie i rozpoznawalny w całym kraju prezydent nie podkreśla swojego członkostwa w SLD, a do wyborów przystępuje jako kandydat ponadpartyjny. Prezydent Ferenc startuje zwykle pod hasłami gospodarczymi. Stawia na inwestycje drogowe, transport i rozwój komunikacji miejskiej. Jest jednak jedna rzecz, z którą Ferenc się kojarzy. To zieleń miejska. A także powiększanie miasta o kolejne miejscowości. To też jeden z jego największych sukcesów. Podczas jego prezydentury powierzchnia miasta uległa podwojeniu. Prezydent ma jednak zasadę: gdy chce przyłączyć jakąś wioskę, pyta o zgodę jej mieszkańców.

Prezydent Ferenc to leciwy człowiek, ale o politycznej emeryturze nie myśli. Nie mówi tak, nie mówi nie. Zwykle powtarza, że ma jeszcze sporo projektów do zrealizowania. Sugeruje nawet, że wystartuje w najbliższych wyborach. Jeśli tak się nie stanie, to okaże się, że Rzeszów ma poważny problem. Jaki? Brak politycznego konkurenta dla Ferenca. Właściwie nikt nie ma kandydata, który mógłby mu realnie zagrozić czy godnie go zastąpić. Jakiś czas temu prezydent postanowił spróbować pójść w krajową politykę. Startował do Senatu. Przegrał, choć wielu twierdzi, że wygrać nie chciał. Tuż po ogłoszeniu wyników wyborów pojechał do starej, prezydenckiej pracy. Jak powiedział w jednym z lokalnych wywiadów, jadąc rozglądał się w terenie, co trzeba poprawić. I niech poprawia. Pracy jest naprawdę sporo. Może warto odpuścić trochę zieleni w mieście i zająć się np. przedszkolami, żłobkami, szpitalem. Miasto musi nie tylko wyglądać, ale i być przyjazne dla mieszkańców. Może się jednak okazać, że zajmie się tym ktoś inny.

PiS proponuje bowiem reformę samorządową i chce ograniczyć liczbę kadencji. W nowej wersji prawa samorządowego Ferenc się nie utrzyma, bo nie może. Pytanie tylko, czy będzie to z korzyścią dla Podkarpacia i jego stolicy czy też nie. Czas pokaże.