W wymiarze świadczonych przez nas usług czy powinności wobec obywateli, oczekiwania mieszkańców są takie same – wysokie standardy usług, ich dostępność, aktywność i dynamika miasta. Jeśli zaś chodzi o oczekiwania od życia codziennego, to następuje częściowe przewartościowanie. Ludzie zastanawiają się, czy to, co wcześniej kupowali, było im rzeczywiście potrzebne, czy warto utrzymywać pewne formy aktywności. W ciągu najbliższych miesięcy będziemy wiedzieli, czy przyzwyczajenia naszych mieszkańców się odmieniły. Dawniej mogłem być pewny, że zabraknie biletów do naszych instytucji kultury czy na imprezy sportowe. To może się zmienić, ale obawy o to, że pozostaniemy w domu, wydają się bezpodstawne.
Jak pandemia wpłynęła na zmiany inwestycyjne?
Straciliśmy 150 mln zł dochodów bieżących, głównie z nieruchomości, ale to dało się jeszcze nadrobić. Ubytek będzie niestety powiększany skutkami zmian wprowadzonych w wyniku polityki podatkowej rządu. Lublin ma tę przewagę nad innymi miastami, że dominują tu małe i średnie przedsiębiorstwa, które szybciej reagowały na zmiany w otoczeniu rynkowym, a niektóre nawet nie zarejestrowały negatywnych zmian spowodowanych przez lockdown. W związku z nieobecnością studentów ucierpiał rynek nieruchomości na wynajem, ale on się odbuduje, gdy tylko wrócą na uczelnie. Nie odnotowaliśmy złej koniunktury, jeśli chodzi o budownictwo mieszkaniowe. Mieszkania na bieżąco sprzedawane są przez deweloperów. Ma to też wymiar zewnętrzny. Do Lublina płyną pieniądze z całego regionu. Tu się kupuje mieszkania, bo dzieci tu studiują, a potem tutaj chcą pracować. Jeśli ludzie przenoszą się na obrzeża miasta czy do gmin sąsiednich, to raczej z powodów ekonomicznych. Działka z domem poza Lublinem jest często tańsza niż mieszkanie w mieście, a dzięki naszym inwestycjom wyjazd z miasta jest wygodny, a obrzeża są dobrze skomunikowane z centrum. Zadbaliśmy o węzły komunikacyjne i park and ride’y, co spowodowało zainteresowanie inwestycjami poza miastem. Ale miasto się nie wyludnia. Tu się pracuje, chodzi do szkoły, korzysta z oferty kulturalnej miasta i zachowuje meldunek.
Wielkie zainteresowanie budzi projekt Krajowego Planu Odbudowy. Czy ma pan obawy co do transparentności podziału funduszy z KPO?
Mamy świadomość trudności. Z jednej strony jest dokument na tyle ogólny, że niewiele z niego wynika dla późniejszej alokacji, a z drugiej nie otrzymujemy deklaracji od rządu, że zapisy, które sytuują samorządy nie w segmencie grantowym, ale pożyczkowym, zostaną zmienione. Pożyczki dla wielu samorządów nie będą atrakcyjne. Możemy je rozważyć, jeśli chodzi o transport. Nie widzimy jednak możliwości wzięcia pożyczki w takich obszarach jak zielona transformacja. Uważamy, że o ile część środków z KPO może stanowić pożyczkę dla rządu, o tyle dla samorządu powinny to już być granty, bo Komisja Europejska dopuszcza taką możliwość. Ważną kwestią jest Komitet Monitorujący KPO. Przekonujemy stronę rządową, że zarówno samorządy, organizacje pozarządowe, jak i organizacje zrzeszające przedsiębiorców, powinny mieć realny wpływ na realizację Planu. W Komitecie Monitorującym powinny być możliwości kreowania kierunków alokacji środków pomocowych. Nie wiemy, jak kwestie te będzie rekomendował rządowi, negocjujący ze stroną samorządową, minister Waldemar Buda, bo jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Nasza propozycja jest prosta. To trochę takie „sprawdzam” dla rządu. Jeśli rząd chce nas traktować jako partnerów, to Komitet Monitorujący jest pierwszą płaszczyzną, na której możemy zbudować to partnerstwo.
Złożył pan deklarację kandydowania w wyborach prezydenckich w Lublinie w 2023 r. jako jeden z pierwszych prezydentów dużego miasta. Dlaczego tak wcześnie?