Reklama

Burmistrz Nysy: Część miasta, która była pod wodą, rozwija się bardzo dobrze

W przypadku Nysy i miast położonych w Kotlinie Kłodzkiej potrzebny jest nowy zbiornik retencyjny, którego budowa ma potrwać lata. Powinna ruszyć jak najszybciej – mówi Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy, jednego z dolnośląskich miast, które rok temu mocno ucierpiały podczas powodzi.

Publikacja: 14.09.2025 12:27

Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy

Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy

Foto: UM w Nysie

Panie burmistrzu, jaki procent budynków i miejskiej infrastruktury ucierpiał podczas ubiegłorocznej powodzi w Nysie?

Straty były bardzo, bardzo wysokie. Zarówno w budynkach mieszkalnych, jak i w naszej infrastrukturze komunalnej, czy też u przedsiębiorców. Straty tylko mieszkańców były liczone w kilkudziesięciu milionach złotych.

Dużo budynków trzeba było wyburzyć, bo nie nadawały się do remontu?

Nie. U nas wszystkie budynki zostały już wyremontowane lub są w trakcie remontu. Niewiele jeszcze do wyremontowania zostało. Czekamy jeszcze na dofinansowanie, więc nie wszystko mogło ruszyć. Natomiast żaden budynek nie został przeznaczony do rozbiórki.

A drogi, mosty oraz cała infrastruktura komunalna, wszystko wróciło do stanu sprzed powodzi?

Drogi w stu procentach zostały odbudowane, natomiast mostki, przepusty jeszcze nie. To są zadania, które częściowo są w gestii Wód Polskich, a częściowo też naszej. Jesteśmy na etapie finalizowania umów w kwestii dofinansowania ze źródeł zewnętrznych, głównie rządowych, w tym z programu "Odbudowa". Te prace są jeszcze przed nami. Wiele już zrobiono, natomiast sporo jeszcze zostało.

Czytaj więcej

Program ochrony ludności do poprawki. „Finansowanie nie powinno być jednoroczne”

Dlaczego to wszystko tak długo trwa?

Dlaczego tak długo trwa? Takie procedury wynikają z działalności administracji. Wszystkie nasze szkody zostały zgłoszone do wojewody. Komisja wojewody weryfikuje zakres szkód wskazanych przez nas. I ta weryfikacja polega na tym, że albo jest potwierdzenie wysokości ustalonych strat, albo ich zmniejszenie lub zwiększenie. W tym zakresie obowiązuje takie dwustopniowe zgłaszanie szkód, czyli najpierw my, potem wojewoda to zatwierdza lub też nie. Są też jakieś rozmowy, konsultacje, wyjaśnienia, uwagi. I to siłą rzeczy trwa bardzo długo. My też chcielibyśmy to wszystko już zakończyć, ale jest to niemożliwe.

Reklama
Reklama

Czy Nysa i inne poszkodowane gminy otrzymały z budżetu wystarczające środki pomocowe?

Pieniędzy zawsze brakuje i zawsze gminy chcą dostać środki na pokrycie strat w 100 proc., ale niestety tak się nie dzieje. Mamy nadzieję, że większość z tych strat pokryjemy z dotacji rządowych, natomiast jest część zadań, na które pieniędzy nie dostaniemy i już o tym wiemy.

Będziemy się musieli posiłkować wnioskami i konkursami na dofinansowanie różnego rodzaju zadań. To wszystko jest rozciągnięte w czasie i z tego co wiemy, cała odbudowa ma jeszcze potrwać przez dwa–trzy lata. Mija już rok od powodzi, a przed nami jeszcze pewnie rok, dwa lata na to, aby pieniądze na odbudowę wszystkiego, co zostało zniszczone, do nas trafiły. To jest długotrwały proces.

Jak po roku ocenia pan rządowe wsparcie zarówno dla samych powodzian, jak i  dla gmin, które ucierpiały podczas tamtego żywiołu? Wszystko – przebiegało sprawnie?

Jeżeli chodzi o tę infrastrukturę  krytyczną dla gmin, związaną np. z oświatą, edukacją, wychowaniem, do tego drogi, oczyszczanie ścieków, wodociągi, kanalizacja – to było w pierwszej kolejności zrobione. I to w 100 proc. już jest zabezpieczone. Natomiast teraz kolejne etapy wsparcia przy odbudowie dla gmin dotyczą elementów infrastruktury, czy też tych zadań, które nie są tzw. pierwszej potrzeby. Stąd też te procedury jeszcze trwają.

Z tych zapowiedzi, które do nas trafiają, to wiemy, że wsparcie dla poszkodowanych samorządów zakończy się w ciągu najbliższego roku, dwóch. Te pieniądze do nas trafią w różnej konfiguracji na różne zadania. Jednak żeby już mówić o tym, że wszystkie szkody zostały naprawione, to jest, jak wspomniałem, kwestia około dwóch lat.

Czy nowelizacja tak zwanej ustawy powodziowej ułatwiła procedury? 

W pewnym sensie ułatwiła wspieranie przez rząd  gmin powodziowych. Ale wszystkie procedury, które są związane z odbudową są takie, jakie były jeszcze przed powodzią. A kwestie związane z uzyskiwaniem pozwoleń i wyborem wykonawców muszą się odbywać zgodnie z przepisami. Musimy otrzymywać zgody i decyzje środowiskowe. I to wszystko musimy robić w trybie normalnym, nie ekstraordynaryjnym. 

To oznacza, że jeżeli np. zniszczeniu uległ zabytkowy obiekt, to musimy całą procedurę uzgodnić z konserwatorem zabytków. A jeżeli jest zniszczenie w parku, to potrzebna jest opinia środowiskowa, przy odbudowie dróg – decyzja środowiskowa, uzgodnienia z partnerami, zgody społeczne. To wszystko wynika z obecnych przepisów, które były przed powodzią; one się w tym zakresie w ogóle nie zmieniły.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Hanna Zdanowska: Musimy mieć scenariusze działania na każdy możliwy kryzys

Czy część mieszkańców zdecydowała się po powodzi zmienić miejsce zamieszkania na bardziej bezpieczne, z obawy o kolejne żywioły? 

Zdarzały się takie sytuacje, ale jednostkowo. Z drugiej strony są inwestorzy, którzy chcą budować nowe osiedla mieszkaniowe na terenach, które rok temu były pod wodą. Pewnie jest już w nich takie przekonanie, że po tej powodzi już nigdy Nysy nie dotknie żaden podobny kataklizm, bo zapowiadane są inwestycje związane ze zwiększeniem bezpieczeństwa i zmniejszeniem ryzyka powodziowego. Dlatego ta część Nysy, która była pod wodą, rozwija się bardzo dobrze.

Deweloperzy dostali już pozwolenia na budowę na tych terenach?

To jest dopiero procedowane, bo jeden z tych inwestorów chce się oprzeć o tzw. ustawę lex developer, czyli takie specjalne uprawnienia zbliżające do zgody na taką inwestycję. To jest duży projekt na kilkadziesiąt mieszkań. Projekt trafi na sesję Rady Miasta i to radni będą o tym decydować. 

Rok temu obwiniał pan Wody Polskie o zalanie Nysy. Dalej pan tak uważa?

Co do powodzi, oczywiście. Ale to nawet nie chodzi o winę, ale o wyciągnięcie wniosków z tego, co się wydarzyło, bo niestety obowiązujące wówczas instrukcje dotyczące zrzutu wody, co teraz już same Wody Polskie przyznają, nie były do końca zgodne ze stanem faktycznym.

Cały czas zabiegamy o to, żeby też mieć wpływ na te instrukcje zrzutowe. Z ostatnich spotkań i konsultacji z prof. Maciejem Zalewskim z Europejskiego Centrum Ekohydrologii oraz Mateuszem Balcerowiczem, prezesem Wód Polskich, wynika, że za bezpieczny uważany był poziom zrzutu ustalony pierwotnie w Nysie na 1400 m sześć. na sekundę. A okazało się, że przy 1100 m sześciennych miasto już jest zalewane. Teraz najnowsza instrukcja będzie mówiła o tym, że maksymalny zrzut z Jeziora Nyskiego, czyli zbiornika retencyjnego będzie wynosił 600 m sześciennych na sekundę, czyli na poziomie bardzo bezpiecznym. Ta instrukcja wchodzi w życie jako pierwsza, więc jest to gwarancja, że wyższego zrzutu z Jeziora Nyskiego nie będzie. To  jest dla nas i mieszkańców informacją bardzo ważną.

Ważny jest też zbiornik retencyjny w Kamieńcu Ząbkowickim oraz kolejna rzecz, o którą apelują i mieszkańcy, i my, jako samorząd, ale też przedsiębiorcy, czyli budowa kanału ulgi,  który w przypadku podniesienia się poziomu rzeki miałby przeprowadzić wodę na tereny niezurbanizowane. To też jest niezbędne dla Nysy.

Reklama
Reklama

Polska ma otrzymać aż 76 mln euro z 280,7 mln euro, jakie Unia Europejska przeznaczy z Funduszu Sprawiedliwości dla sześciu krajów dotkniętych powodzią sprzed roku. Czy te pieniądze już trafiły do samorządów? 

Jeszcze nie, ale  z wielką radością przyjęlibyśmy całą pulę.

Ale to jest 76 milionów euro, czyli ok. 330 mln zł...

Wystarczyłoby nam na wszystko.

Czytaj więcej

Schrony w podziemnych parkingach. Jakie inwestycje obronne planują miasta?

Te środki mają być przeznaczone na naprawę infrastruktury, działania pomocowe, ale też na zapobieganie przyszłym katastrofom. Czy takie inwestycje już są prowadzone w mieście?

W tej chwili jesteśmy tuż przed podpisaniem umowy na wykorzystanie środków w ramach Programu Ochrony Ludności i Obrony Cywilnej. W przypadku Nysy to będzie ok. 3 mln zł na działania związane z bezpieczeństwem ludności. To muszą być inwestycje z  wydatków bieżących związane ze szkoleniami mieszkańców, ale też kwestie związane z miejscami schronienia, z zaopatrzeniem naszej OSP w różnego rodzaju środki, worki, czy rękawy przeciwpowodziowe. Te zakupy mamy już rozpisane. Musimy je zrealizować do końca roku, bo taka jest specyfika tych funduszy. Samorządy, w tym i my szykujemy się też do budowy schronów dla mieszkańców. Takie większe wydatki będą ponoszone w kolejnych latach.

Co jeszcze można zrobić, by chronić Nysę, ale też inne miasta, przed takimi powodziami? 

W przypadku Nysy i miast położonych w Kotlinie Kłodzkiej na pewno potrzebny jest nowy zbiornik retencyjny, którego budowa ma potrwać lata. Moim zdaniem budowa powinna ruszyć jak najszybciej. Do tego ważne są kwestie zrzutowe, czyli kaskada na rzece Nysa Kłodzka, która do tej pory była największym zagrożeniem. Natomiast ostatnia powódź pokazała, że zagrożenie do nas idzie też wprost ze strony Republiki Czeskiej, poprzez Głuchołazy w kierunku Nysy i  poprzez rzekę Białą Głuchołaską. Tutaj już są rozwiązania dla Głuchołaz, natomiast dla Nysy takim wentylem bezpieczeństwa będzie na pewno kanał ulgi, który zabezpieczy gminę Nysa i samą Nysę od strony południowej.

Reklama
Reklama

Gdyby dało się cofnąć czas, czy podjąłby pan inne decyzje związane z ubiegłoroczną powodzią? Część z nich doprowadziła do kwietniowego referendum w sprawie odwołania pana i Rady Miasta.

Nic bym nie zmienił, bo nic innego zrobić nie mogłem. Działałem w czasie rzeczywistym, choć teraz jakieś przemyślenia mam. Natomiast kompletnie nic nie mogło być inaczej zrobione, bo nie było na to ani szans, ani możliwości. To była sytuacja bardzo dynamiczna. Nasze działanie wynikało wprost z decyzji, które były wspólnie podejmowane w sztabie z udziałem służb mundurowych. Jestem przekonany, że wszystko, co zrobiliśmy, zrobiliśmy w największym przekonaniu, że działamy, aby maksymalnie pomóc mieszkańcom w ratowaniu życia i zdrowia. Nie mieliśmy żadnego wpływu na to, co się wydarzyło, ale wnioski zostały wyciągnięte. Mamy już plany na miejsca schronienia, na miejsca ewakuacji, bo to musi być już wcześniej znane i na tym się skupiamy. 

 

 

Panie burmistrzu, jaki procent budynków i miejskiej infrastruktury ucierpiał podczas ubiegłorocznej powodzi w Nysie?

Straty były bardzo, bardzo wysokie. Zarówno w budynkach mieszkalnych, jak i w naszej infrastrukturze komunalnej, czy też u przedsiębiorców. Straty tylko mieszkańców były liczone w kilkudziesięciu milionach złotych.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Okiem samorządowca
Wójt Wyryk: Dzieci zostały w domu, ale w czwartek wracamy do zajęć
Okiem samorządowca
Burmistrz Hrubieszowa: Mieszkańcy muszą mieć oczy otwarte
Okiem samorządowca
Stanisław Mazur: Walka polityczna zahamuje rozwój polskich miast
Okiem samorządowca
Prezydent Płocka: W naszych przedszkolach niż demograficzny jest już widoczny
Okiem samorządowca
Prezydent Częstochowy: AI nie zastąpi urzędnika, ale może przyspieszy jego pracę
Reklama
Reklama