Komitet referendalny odnosi się głównie do moich komunikatów na Facebooku, które, zdaniem pomysłodawców referendum, były nielogiczne, nie trzymały się jakiejś ciągłość zdarzeń, bo nie mogły się trzymać. Gdybym cofnął teraz czas, wszystko wyglądałoby niestety tak samo, jak we wrześniu. Mam przekonanie, a też w tym kierunku idzie nowa ustawa o ochronie ludności, że muszą być komunikaty głosowe, większa edukacja, wyznaczone miejsca zbiórek. Teraz bierzemy pod uwagę to, co się wydarzyło i wiemy, że na pewno jest wiele do poprawienia. Trzeba wciągnąć wnioski i robić tak, żeby tego typu sytuacje były bardziej przewidywalne i żebyśmy byli bardziej skuteczni w informowaniu mieszkańców o naszych działaniach z zakresu bezpieczeństwa.
Z informacji biura komisarza wyborczego, które zakończyło weryfikację podpisów pod wnioskiem o referendum wynika, że ponad tysiąc podpisów uznano za złożone błędnie. I brakuje 300. Myśli pan, że komitet uzbiera brakujące głosy?
Trudno mi to ocenić, ale myślę, że tak. Komitet referendalny ma jeszcze na to czas. Zdaje się, że chyba 30 dni, więc pewnie uda im się zebrać te brakujące podpisy, by spełnić wymogi formalne związane z referendum. Z tego co wiem, komitet referendalny zarzuca komisarzowi wyborczemu jakieś niecne działania, niecne czyny. Więc to już trochę kuriozalnie wygląda, skoro oskarża się funkcjonariusza państwowego o jakieś dziwne zachowania niezgodne z prawem. Ale taką drogę wybrali inicjatorzy referendum.
Ostatecznie pewnie do zebrania głosów dojdzie i do głosowania również dojdzie. Ja będę namawiać moich zwolenników i tych wszystkich, którzy dostrzegają rozwój miasta w ostatnich latach, by nie brali udziału w tym referendum.
Pana zdaniem wyniki referendum mogą się okazać niewiążące, bo zbyt mało ludzi pójdzie do urn?
Liczę na to, że mieszkańcy nie wezmą udziału w referendum. Dostaję od nich sygnały, że docierają do nich inicjatorzy mojego odwołania z kartkami i oczekują, że dostaną podpis pod wnioskiem o referendum. Wiem, jakich argumentów używają. To bardzo wiele kłamstw, przekłamań, niedomówień dotyczących powodzi. Oskarża się mnie, że nie byłem na wale w czasie zagrożenia, że nie było mnie z mieszkańcami. Przekazywane są informacje kompletnie nieprawdziwe, a co gorsza, choć są przez nas prostowane, to do naszych przeciwników nie trafiają argumenty. Te kłamstwa są cały czas powielane. Mieszkańcy są straszeni biogazownią, elektrociepłownia, która jest nazwana spalarnią śmieci. Wszystko jest wyciągane i przedstawiane w takim świetle, by mieszkańców przerazić tym co się dzieje w Nysie, a tak naprawdę nie ma się czego bać.
Od kilku dobrych lat sytuacja gospodarcza Nysy jest coraz lepsza. Mamy też inwestycje, które za kilka lat będą procentowały tym, że w ciągu kilku lat liczba mieszkańców miasta wzrośnie o kilka tysięcy. To są takie działania fundamentalne. A wniosek o referendum traktuję jako rozróbę. Mam nadzieję, że frekwencja będzie zbyt niska, aby to referendum miało jakikolwiek sens.