Jeszcze nie, bo dopiero będziemy się przymierzać do budżetu na kolejny rok. Inwestycji nie planuje się z dnia na dzień. To długi proces.
A my, i inne samorządy, mamy z każdym miesiącem coraz większą zapaść i coraz większe problemy. Umów rozwiązać nie możemy, bo to mogłoby się wiązać z karami, do tego mamy sporo inwestycji finansowanych, np. z pieniędzy unijnych, więc tym bardziej jesteśmy pod ścianą. Łatwo się jednak nie poddamy. Będziemy szukać oszczędności, możliwości dodatkowych źródeł dochodów, choć niestety nie wygląda to obiecująco. Polskim Ładem rząd wsypał piach w tryby dobrze działającej samorządowej machiny, czego efekty teraz odczuwamy. Zmiany podatkowe weszły w życie w najgorszym możliwym momencie, zabierając samorządom w Polsce dochody na wydatki bieżące: rosnące ceny węgla, prądu czy na wyższe wynagrodzenia.
Nie widzę przyszłości tak kolorowo, jak próbuje nam wmawiać rząd.
W zeszłym roku powstał Ruch Samorządowy „Tak dla Polski”, a kilka dni temu odbyło się walne zgromadzenie jego członków. Samorządowcy mają pomysł na poprawę swojej działalności, czy wszystko, co w nich złe, to wina rządu Zjednoczonej Prawicy?
Samorządy są ważne. To duża część codziennej aktywności obywateli, usług komunalnych, które mieszkańcy otrzymują, czasami nie będąc tego świadomi.
Dlatego nam, samorządowcom, zależy na jak najwyższej jakości tych usług i możliwości ich realizowania w sposób trwały i ciągły. Wspólnie dyskutujemy, co zrobić, abyśmy lepiej i sprawniej służyli mieszkańcom.
Uważamy, że bez zmian politycznych w Polsce, sposobu rządzenia, nie poprawi się sytuacja samorządów. Stąd po latach „neutralności” politycznej samorządowcy coraz bardziej chcą mieć realny wpływ na to, jak te zmiany polityczne czy społeczne mają przebiegać. Bez tego nie będziemy w stanie zadbać o naszych mieszkańców, a przecież po to oni nas wybierają, abyśmy ich miasta i gminy zmieniali na lepsze.
Tydzień temu zmarł Tadeusz Ferenc, były wieloletni prezydent Rzeszowa, który był inicjatorem zmian granic Rzeszowa, ale i w pewnym sensie pana nauczycielem, jeśli chodzi o rozwój miasta, o „wchłanianie” okolicznych miejscowości. To jedyny sposób na rozwój miast?
Nie powinniśmy się tego bać. Oczywiście jest pytanie: jak to wszystko ułożyć? Miejscowości położone tuż przy granicach miast zmieniają się z wiosek w obszary podmiejskie. To proces bardzo spontaniczny i niekontrolowany. A to doprowadza do wielu napięć i problemów, które trzeba rozwiązywać wspólnie albo nimi zarządzać. Czasami jedynym dobrym pomysłem jest zmiana granic. W Rzeszowie przez lata się udawało, udało się też w Opolu i przyniosło efekty. Dziś Opole i sąsiednie gminy są dla siebie partnerami. Co ciekawe, wójtowie, którzy przed laty protestowali przeciwko zmianom granic, za chwilę przegrali wybory samorządowe, więc lokalne społeczności mają takie poczucie jedności, że ich życie, chociaż wiejskie, to jednak w dużej części odbywa się w miastach, wokół których mieszkają. Tam są szkoły i miejsca pracy, handel i sfera rozrywki czy wypoczynku.
Cieszę się, że przez lata śp. prezydent Ferenc, ale i Związek Miast Polskich mówili, że proces powiększania się miast jest czymś naturalnym. Proszę zwrócić uwagę, Warszawa też kiedyś była mniejszym miastem, a przez lata się rozwijała, dołączając kolejne dzielnice. Podobnie się działo w Krakowie, Poznaniu czy Wrocławiu, ale także Opolu, choćby w okresie PRL-owskim. Miasta rozrastały się przez wieki. To proces naturalny i tak stary, jak polskie miasta.