Światełko nadziei na szybkie odblokowanie KPO rozbłysło nagle w połowie grudnia, gdy premier Mateusz Morawiecki poinformował o przełomie w wypełnianiu tzw. kamieni milowych w kwestii sądownictwa. Ale to światełko zgasło już następnego dnia, gdy z kolei prezydent Andrzej Duda zapowiedział, że nie podpisze się pod rządowym projektem w zaproponowanym kształcie.
Ta sytuacja dobitnie pokazuje, że rozwiązanie problemu praworządności w Polsce w taki sposób, by znalazło uznanie w oczach Komisji Europejskiej, jest bardzo trudne. A nadzieje na uruchomienie strumienia pieniędzy z unijnego Funduszu Obudowy w jakimś nieodległym terminie coraz bardziej płonne. Eksperci komentują, że sprawa nie jest przegrana, a ryzyko, że Polska w ogóle nie dostanie KPO, wciąż jest umiarkowane. Ale zegar tyka, na złożenie jakiegokolwiek wniosku o płatności z KPO mamy czas tylko do końca 2023 r. (jeśli nie, nasz KPO zostanie umorzony).
Teczki pełne pomysłów
Całe to polityczne zamieszanie na najwyższych szczeblach stawia w trudniej sytuacji władze lokalne. Bo część funduszy z KPO, czy to w formie dotacji, czy pożyczek, jest przeznaczonych na projekty bezpośrednio realizowane przez samorządy. To cały komponent dotyczący zmniejszenia emisyjności transportu publicznego, zazielenienie miast, poprawy efektywności energetycznej czy cyfryzacji usług. Sporo jest też pieniędzy na przedsięwzięcia realizowane pośrednio – przez jednostki samorządowe, np. szkoły czy przedsiębiorstwa komunalne.
Czytaj więcej
Świetnie, że te pieniądze zostały przyznane, ale pierwsze place budów zobaczymy za dwa lata – studzą emocje samorządowcy.
Lista projektów, które miasta i gminy przygotowały z myślą o możliwej realizacji w ramach KPO, jest naprawdę imponująca. Przykładowo Kraków ma pełną teczkę pomysłów, w sumie o wartości aż 10 mld zł. To choćby budowa Całorocznego Ośrodka Sportów Zimowych, budowa linii tramwajowej Cichy Kącik – Azory, budowa wiaduktu nad linią kolejową nr 94, Trasy Nowobagrowej itp.