Sytuacja związana z retencją w Polsce jest dramatyczna – zatrzymujemy znacznie mniej wody niż inne kraje europejskie. Poziom retencji wynosi u nas zaledwie 6-7 proc., podczas gdy średnia europejska sięga 20 proc., a kraje takie, jak Hiszpania, zatrzymują jej nawet 45 proc.
Naukowcy alarmują, że poziom retencji musi w Polsce wzrosnąć co najmniej dwukrotnie, aby skutecznie bronić się przed skutkami suszy. Jak wynika z danych ONZ, granicą „stresu wodnego”, czyli zagrożenia deficytem wody, jest próg 1,7 tys. m sześc. na osobę. Tymczasem w Polsce na jednego mieszkańca przypada rocznie około 1,8 tys. m sześc. wody, a w okresach suszy ilość ta spada nawet do 1,1 tys. m sześc. Dla porównania, w Europie na osobę przypada ok. 5 tys. m sześc. wody.
Tracimy wodę deszczową, która błyskawicznie spływa po zabetonowanych powierzchniach
Polacy w większości odczuwają już konsekwencje pogłębiającego się kryzysu klimatycznego – jak wynika z badania Centrum Badawczo-Rozwojowego Biostat na zlecenie Multiconsult Polska, jedynie 15 proc. respondentów temu zaprzeczyło. Niemal trzy czwarte ankietowanych zauważa coraz cieplejsze zimy i bardziej suche lata. Susza hydrologiczna w kraju nie odpuszcza, a poziomy rzek spadają do rekordowo niskich wartości – na początku września odnotowano najniższy w historii poziom Wisły, wynoszący zaledwie 4 cm.
Czytaj więcej
Katowicki wiadukt na alei Roździeńskiego w końcu przestanie zalewać. Powstanie tam nowy zbiornik...
– Polska ma stosunkowo niewiele dużych sztucznych zbiorników wodnych, a wiele z nich powstało kilkadziesiąt lat temu. Na przestrzeni ostatnich lat nastąpiły zmiany, na które istniejąca infrastruktura nie jest przygotowana. Przez lata melioracji i osuszania terenów zaniedbana została także mała retencja. To sprawiło, że tracimy wodę deszczową, która błyskawicznie spływa po zabetonowanych powierzchniach – tłumaczy dr inż. Amadeusz Walczak, starszy konsultant ds. ochrony środowiska w Multiconsult Polska.