Tonący brzytwy się chwyta. To tu podupadające kluby znajdują pomoc

Bez samorządów i ich wsparcia byłoby z polską klubową piłką jeszcze bardziej krucho, niż jest obecnie. W Kielcach miasto kolejny raz uratowało Koronę. A to tylko jeden z wielu przykładów.

Publikacja: 30.12.2020 22:25

Bez samorządów i ich wsparcia byłoby z polską klubową piłką jeszcze bardziej krucho, niż jest obecni

Bez samorządów i ich wsparcia byłoby z polską klubową piłką jeszcze bardziej krucho, niż jest obecnie.

Foto: Fot. Pixabay

Wsparcie przybiera różne formy: zwolnień z czynszu za wynajem stadionu, umów o promocję, dotacji, sponsorowania przez spółki komunalne. Czasami, żeby ratować zagrożony klub, miasto musi go po prostu przejąć. Na zachodzie Europy, jeśli wydatki nie spinają się z dochodami, to najczęściej sprawę załatwia bogaty, prywatny właściciel.

Na garnuszku ratusza

W polskiej piłce nie ma szejków, nie zgłaszają się rosyjscy oligarchowie. Polscy miliarderzy też się nie garną do futbolu, a Zbigniew Jakubas, który ostatnio wsparł Motor Lublin, czy Michał Świerczewski (właściciel X-kom i Rakowa Częstochowa) to wyjątki.

Zagraniczny kapitał do polskiej piłki nie napływa, a jeśli już się pojawia, jak w Kielcach, to stosunkowo szybko traci zapał. Najlepszymi i najsolidniejszymi mecenasami są w tej sytuacji miasta. Wspierają futbol nawet wtedy, gdy nie mają większościowych udziałów, a często bywa po prostu tak, że są współwłaścicielami piłkarskich spółek, jak w Kielcach, Wrocławiu, Zabrzu, Płocku i Bielsku-Białej.

CZYTAJ TAKŻE: Małym klubem piłkarskim pod Warszawą opiekują się gwiazdy murawy

Nie znaczy to, że samorządy chcą być właścicielami klubów lub wspierać je w inny sposób. – Jest stosunkowo mało klubów zarządzanych przez prywatnych właścicieli. To systemowy problem polskiej piłki. Wrocław, Gliwice, Bielsko-Biała też poszukują prywatnych inwestorów i są gotowe sprzedać udziały. Prezydent Gliwic mówił o tym wprost. Część środków zaangażowanych we wsparcie profesjonalnego futbolu można by przeznaczyć na co innego – mówi „Życiu Regionów” prof. Rafał Adamus, były członek rady nadzorczej Piasta.

Najprostsze, co miasto może zrobić, to obniżyć czynsz, a w razie problemów głośno nie upominać się o należności, bo może usłyszeć: „Pieniędzy nie ma i nie będzie”. Łatwiej dług zamienić na udziały albo akcje w klubie, zależnie od formy prawnej, ale już pozostałych należności się w ten sposób nie anuluje.

Tak wpadło w kłopoty m.in. Podbeskidzie Bielsko-Biała po spadku do 1. ligi. Przychody spadły drastycznie (odpadły pieniądze z praw telewizyjnych), więc właściciele (czyli miasto i spółka PMiW Łukosz) podnieśli w 2018 r. kapitał zakładowy – to forma uregulowania ok. 3,5 mln zł zobowiązań.

Klub żył ponad stan, mimo wsparcia miasta, które dawało dotacje w wysokości niemal 1,5 mln zł, a na poczet podwyższenia kapitału zakładowego wpłaciło kolejny milion. Do tego dołożyło jeszcze w 2017 r. 3 mln w stypendiach dla piłkarzy. Podbeskidzie na szczęście wyprostowało księgi, wróciło do Ekstraklasy, ale miasto w dalszym ciągu jest współwłaścicielem.

Może niedługo do Ekstraklasy wróci też Korona? W Kielcach wsparcie samorządu ma bogatą historię. Miasto od 2008 r., kiedy ze sponsorowania Korony zrezygnowała spółka Kolporter, pozostaje właścicielem bądź współwłaścicielem klubu, choć próbowało to zaangażowanie zmniejszyć.

CZYTAJ TAKŻE: Rafał Siemaszko, były piłkarz Arki Gdynia: nie ruszam się z domu

– W 2017 r. miasto sprzedało 72 proc. akcji spółki firmie Phenecia Burdenski Investment, reprezentowanej przez Dietera Burdenskiego, znanego z licznych występów w Bundeslidze bramkarza, byłego reprezentanta Niemiec. Później zostały one odkupione przez rodzinę Hundsdörferów, właścicieli spółki Korona Invest GmbH, a 28 proc. akcji klubu pozostało w posiadaniu gminy Kielce. W tym roku, w związku z decyzją niemieckich inwestorów o rezygnacji z dalszego finansowania klubu, Rada Miasta Kielce wyraziła zgodę na zakup 72 proc. akcji spółki za 1 zł. Pod koniec 2019 r. radni zgodzili się podnieść kapitał zakładowy spółki o 5,1 mln zł (z budżetu miasta trafiło 1,4 mln zł, a 3,7 mln zł przekazali większościowi akcjonariusze). Kolejne dokapitalizowanie, w wysokości 4,9 mln zł, mogło nastąpić po zakupie 72 proc. akcji spółki – mówi nam Tomasz Porębski, rzecznik prasowy Urzędu Miasta.

Chodzi o to, by nie dopuścić do upadłości klubu, bo zgodnie z przepisami PZPN powoduje to automatyczny spadek o kilka klas rozgrywkowych. To mogłoby oznaczać lokalne trzęsienie ziemi, więc miasto woli przejąć klub i spłacić długi. – To jest niewłaściwe podejście, bo zgodnie z obecnie obowiązującymi przepisami jest instytucja tzw. pre pack, gdzie zmienia się tylko właściciel. Nic nie jest zamykane, klub działa cały czas, nie traci praw do barw i historii. To nie powinno generować spadku.

Rozwiązania PZPN są niezgodne z europejskimi przepisami i wzmagają tolerancję dla nieprawidłowości pod hasłem: nie idźmy do sądu, bo spadniemy – mówi „ŻR” mecenas Bartosz Groele, specjalista prawa upadłościowego.

To będzie trudny rok

Podobnie było w Zabrzu. Już w 2015 r. klub miał ponad 30 mln zł długów, więc zdecydowano się na emisję obligacji, których gwarantem zostało miasto, na co zgodzili się radni. Ciężko było sobie wyobrazić, że klub znajdzie w swoim budżecie co roku środki na wykup zobowiązań.

Pierwsza pomoc nie wystarczyła i już w 2017 r. radni znów przegłosowali wsparcie dla klubu. Bank wykupił akcje, a miasto zadeklarowało, że odkupi je do 2031 r. Zapewne dlatego, na pytanie „ŻR” o planowane wsparcie w 2021 r., rzecznik Urzędu Miasta przysłał lakoniczną odpowiedź. „Model wsparcia finansowego dla klubu został wypracowany i wprowadzony przy akceptacji Rady Miasta. Jest on realizowany w niezmienny sposób od kilku lat” – napisał Dawid Wowra. Ostatnio Górnik zarabia więcej na sprzedaży piłkarzy. Obok miejskiego stadionu miasto wybudowało też boisko treningowe.

„W Zabrzu wyszkoleni zostali zdolni zawodnicy, tacy jak Szymon Żurkowski, Przemysław Wiśniewski i wielu innych” – przypomina rzecznik Urzędu Miasta.

CZYTAJ TAKŻE: Najskuteczniejsze do kontaktu z mieszkańcami są serwisy społecznościowe

Na porządku dziennym jest wspieranie klubów przez miejskie spółki oraz przekazywanie dotacji w ramach promocji przez sport. W Gliwicach miasto jest nie tylko współwłaścicielem i bierze na siebie zarządzanie, ale też wypłaca pieniądze. Raz więcej, raz mniej. – Miasto co pół roku wypłaca klubowi kilka milionów złotych, ale w skali budżetu Piasta to nie są wielkie pieniądze. Kiedy był gorszy sezon, to płaciło więcej, ale ostatnio za dobre pieniądze sprzedano Radka Murawskiego i Joela Valencię.

Pomoc nie musi być duża, ale tak czy inaczej pieniądze zawsze trzeba dosypywać – mówi „Życiu Regionów” prof. Adamus.

Według raportu przygotowanego przez EY na zamówienie Legii Warszawa Piast dostał w 2017 r. od miasta 12 mln zł. W zamian Gliwice były promowane na koszulkach. Na tym tle doszło jednak do nieporozumień. Po zdobyciu mistrzostwa Polski logo miasta zniknęło z centralnego miejsca na koszulkach, czego nikt z samorządem nie konsultował. Miasto zażądało wyjaśnień.

Lista miast, które ratowały futbol, jest długa. Teraz zapowiada się trudny rok dla sportu. Kibice zniknęli z trybun, nie kupują biletów. Kryzys dotknął lub dotknie wielu firm, a wtedy najłatwiej oszczędzać, tnąc koszty marketingowe. – W projekcie budżetu na 2021 r., podobnie jak w poprzednich latach, została zapisana kwota 2,5 mln zł w ramach promocji miasta poprzez sport – mówi Tomasz Porębski.

Podobnie ma być też we Wrocławiu. Dla Śląska Wrocław zapisano w projekcie budżetu 13 mln zł, czyli tyle samo, ile w kończącym się właśnie roku. Jeśli zabraknie sponsorów prywatnych, to jedynym ratunkiem pozostaną samorządy. – Miasta mają pieniądze głównie z podatków, więc chociaż na pewno wpływy będą mniejsze, to jednak pula pieniędzy do podziału pozostanie na podobnym poziomie – ocenia Bartosz Groele.

Wygląda na to, że miejskich pieniędzy w piłce nożnej jeszcze długo nie będzie czym zastąpić.

Wsparcie przybiera różne formy: zwolnień z czynszu za wynajem stadionu, umów o promocję, dotacji, sponsorowania przez spółki komunalne. Czasami, żeby ratować zagrożony klub, miasto musi go po prostu przejąć. Na zachodzie Europy, jeśli wydatki nie spinają się z dochodami, to najczęściej sprawę załatwia bogaty, prywatny właściciel.

Na garnuszku ratusza

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Z regionów
Smart City: Jakie są wyzwania dla rozwoju technologicznego miast
Z regionów
Wójt, który wygrał wybory jednym głosem: U nas każdy głos się liczy
Z regionów
Wybory samorządowe 2024: Koniec z wieloletnimi prezydentami i burmistrzami
Z regionów
Wybory samorządowe 2024: Ilu posłów zostanie prezydentami?
Z regionów
Prezydent miasta idzie do parlamentu? Rząd już nie wyznaczy komisarza