Początek lutego 2023 roku to czas niewątpliwego przyspieszenia w sejmowej kampanii wyborczej. Widać to w kolejnych wydarzeniach. W tym tygodniu Bezpartyjni Samorządowcy określili swoje intencje. Podobnie jak w 2019 roku, formacja Cezarego Przybylskiego i Roberta Raczyńskiego chce wejść do Sejmu i Senatu.
Rozważany jest zarówno w pełni samodzielni start, jak i koalicja z jednym z istniejących podmiotów lub podmiotami na scenie politycznej. Jak wynika z naszych rozmów, jak i oficjalnych deklaracji, Bezpartyjni dają sobie teraz dwa miesiące na rozmowy, które mają w pełni określić ich pozycję na scenie politycznej i kampanijnej.
To nie pierwszy raz, gdy Bezpartyjni Samorządowcy chcą zbudować reprezentację w ogólnopolskiej polityce. W 2019 roku niewiele zabrakło im do spełnienia wymogów, które pozwalałby ma rejestrację list we wszystkich 41 okręgach do Sejmu. Wystawili ostatecznie listy w 19 okręgach sejmowych i 15 senackich, co przełożyło się na 0,78 proc. głosów. Teraz deklarują, że będą mieć reprezentację we wszystkich okręgach, a celem jest osłabienie duopolu dwóch największych sił politycznych – PO i PiS.
Czytaj więcej
Coraz więcej mówi się o starcie samorządowców z ruchu Tak! Dla Polski do Sejmu. „Życie Regionów" poznało plan na najbliższe tygodnie i miesiące.
Bezpartyjni, co przypominają często politycy PO, są oczywiście w koalicji z PiS w województwie dolnośląskim. Z kolei w województwie lubuskim Bezpartyjni współrządzą z PO i PSL, ale ogólnokrajowo najbardziej kojarzona jest ich afiliacja z PiS na Dolnym Śląsku.
Wiąże się z nią zresztą najwięcej politycznych historii trafiających do mediów centralnych z ostatnich lat. W sondażu IBRiS z początku stycznia dla „Rzeczpospolitej” Bezpartyjni dostali 2 proc. I jak przekonują nasi rozmówcy z tego środowiska, jak na sytuację, w której nie ma kampanii wyborczej, to całkiem niezły wynik. W tym samym sondażu ruch Tak! Dla Polski uzyskał 1,9 proc. w skali całego kraju, gdy startował samodzielnie. Bezpartyjni deklarują, że ich celem w tych wyborach jest co najmniej 5 proc.
Przy okazji deklaracji o starcie do Sejmu Bezpartyjni określili niektóre swoje postulaty, które zakładają m.in. ułatwienia w zbieraniu podpisów dla kandydatów czy komitetów wyborczych, łatwiejsze rejestracje komitetów wyborczych czy też wprowadzenie możliwości łączenia mandatu posła i senatora z funkcją wójta, burmistrza, prezydenta miasta, starosty, członka zarządu powiatu, członka zarządu województwa.
Czytaj więcej
Rok wyborów do Sejmu i Senatu to jednocześnie rok przygotowań związanych z kampanią samorządową. Oraz wyzwań, które niesie kryzys.
O zaangażowaniu samorządowców w ogólnokrajową politykę mówi się dużo w ostatnich miesiącach także – a może przede wszystkim – za sprawą ruchu Tak! Dla Polski. Nasi rozmówcy z Bezpartyjnych nazywają ten projekt w kuluarach „przybudówką PO”. Z kolei lider ruchu Tak! Dla Polski Jacek Karnowski w rozmowie z „Rzeczpospolitą” w ostatnich dniach nazwał Bezpartyjnych „farbowanymi lisami”. I pytał, czy Bezpartyjni nie działają na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego. Karnowski twierdzi, że Bezpartyjni mają zabierać głosy opozycji. Sam ruch Tak! Dla Polski apeluje do sejmowej opozycji o utworzenie jednej listy i negocjuje zarówno miejsca w Pakcie Senackim, jak i potencjalnie miejsca do Sejmu.
Co dalej? Bezpartyjni liczą na to, że w przeciwieństwie do 2019 roku nie tylko wystawią kandydatów i kandydatki ogólnokrajowo, ale uda im się wbić klin między główne siły rywalizujące o władzę w wyborach do Sejmu. Nie wykluczają koalicji z mniejszymi siłami politycznymi, co teoretycznie otwiera możliwości np. dla Polski 2050 Szymona Hołowni i/lub dla PSL-Koalicji Polskiej.
Jeśli wejdą do gry na skalę ogólnopolską – a może to się stać np. poprzez swoistą „modę na samorząd” w tym roku – to warto będzie uważnie obserwować ich poczynania. Bo w tych wyborach, co już wielokrotnie pisaliśmy, każdy głos – wyborczy i sejmowy mandat po wyborach – będzie dosłownie na wagę złota. Również sejmowa opozycja, zwłaszcza PO, powinna się uważnie przyglądać poczynaniom Bezpartyjnych.