Trwa bardzo gorące polityczne lato. I chociaż do wyborów samorządowych pozostało wiele miesięcy (ich data w tej chwili nie jest zresztą pewna), to jednak już teraz są na horyzoncie – co przyznają rozmówcy „Rzeczpospolitej" z różnych stron politycznej sceny i różnych samorządowych opcji. Przymiarki powoli się zaczynają, i to na wszystkich szczeblach i każdej możliwej płaszczyźnie. Wybory samorządowe, zwłaszcza budzące najwięcej uwagi opinii publicznej i mediów rywalizacje w większych miastach, wymagają długiego przygotowania. Zwłaszcza w sytuacji, gdy burmistrz, prezydent lub wójt urzędują wiele kadencji.
Zarówno pod względem tematów, jak i pod kątem politycznym, zbliżająca się kampania będzie wyjątkowa. Dlaczego? Po pierwsze, jeśli PiS porozumie się z Pałacem Prezydenckim, to wydłużona zostanie i tak już dłuższa – bo 5-letnia – kadencja samorządu. Być może nawet do jesieni 2024 roku. To bezprecedensowa sytuacja nawet dla doświadczonych samorządowców.
To jedna sprawa. – Im dłużej będzie trwała kadencja, tym gorzej dla samorządów. Mieszkańcy lubią mieć wpływ. Im dłużej ktoś rządzi, tym większa ochota na zmianę. A jednocześnie, im dłużej trwa czas, gdy nie mogą kogoś zmienić, bo nie ma wyborów, to irytacja może rosnąć. I to może sprawić, że w 2023 lub w 2024 roku może dojść do ogromnej fali zmian prezydentów, wójtów i burmistrzów – mówi nam Łukasz Pawłowski, szef Instytutu Badań Samorządowych.
Czytaj więcej
Trwa powolny rozbieg przed wyborami samorządowymi. Jego częścią są przedterminowe wybory w Rudzie Śląskiej.
– Jeśli wybory samorządowe będą po wyborach do Sejmu, to staną się mniej polityczne, a bardziej merytoryczne. To sprawi, że wielu włodarzy miast straci polityczną tarczę, bo nie będzie mogło stosować niektórych argumentów – dodaje Pawłowski.