Przy przeciętnej stopie bezrobocia rejestrowanego wynoszącej w styczniu 5,5 proc., w 79 powiatach wynosi ona dwa razy więcej, a w czterech – jest nawet cztery razy wyższa niż przeciętna, bo wynosi co najmniej 20 proc. To dwa powiaty województwa podkarpackiego: leski i brzozowski oraz jeden na Warmii i Mazurach – bartoszewski i „lider” – powiat szydłowiecki (26 proc.) na Mazowszu.
Jest też 31 powiatów (a więc więcej niż co dziesiąty), w którym bezrobocie jest symboliczne, bo równe 2,7 proc. lub niższe, czyli połowę lub mniej przeciętnego. To głównie wielkie miasta i powiaty z nimi sąsiadujące.
Tam, gdzie jest trudno
Najtrudniejsza sytuacja, i to od kilkudziesięciu już lat, jest w powiatach, czy jeszcze mniejszych gminach, w których albo nigdy nie było i nie ma dużych firm, albo były, ale zbankrutowały.
Od kilkudziesięciu lat najwyższe statystycznie bezrobocie jest w powiecie szydłowieckim na Mazowszu. Tadeusz Piętkowski, dyrektor tamtejszego powiatowego urzędu pracy, przypomina, że ludzie w Szydłowcu mieszkali, a pracowali w okolicznych cementowniach. Gdy te zamknięto, okazało się, że mieszkańcy powiatu nie mają gdzie pracować.
– Młodzi wyjechali za granicę, ponad 1200 osób w rejestrach to osoby długotrwale bezrobotne – tłumaczy dyrektor. I dodaje, że zdarzają się jednak większe oferty pracy z firm. – Ostatnio poszukiwani byli frezerzy, tokarze, operatorzy maszyn. Przeprowadziliśmy trzy miesięczne szkolenia, ale przecież w tym czasie nie wyszkoli się tokarza, który powinien znać się na rysunku technicznym, by móc samodzielnie pracować. Tego na takim kursie się nie nauczy – mówi szef PUP. Przyznaje, że część osób wciąż rejestruje się, ponieważ w ten sposób chce korzystać bezpłatnie z publicznej służby zdrowia. Jego zdaniem częścią programu poprawy sytuacji na trudnych rynkach pracy powinno być przywrócenie szkolnictwa zawodowego.