Parafraza słynnego wyborczego hasła Billa Clintona najlepiej oddaje pomysł na gospodarczy rozwój Wrocławia, jaki konsekwentnie realizują od lat władze miasta.
Czerwiec 2010. Podczas panelu dyskusyjnego z okazji pięciolecia działalności Globalnego Centrum Biznesowego Hewlett-Packard we Wrocławiu prezes Jacek Levernes komplementuje miasto jako wyjątkowo przyjazne dla biznesu. To nie czcze pochwały: według najnowszych badań OBOP dla Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości stolica Dolnego Śląska nie ma sobie równych w tej kategorii, co stwierdzili sami przedsiębiorcy z 18 miast, w których prowadzą działalność gospodarczą.
Gospodarka oparta na wiedzy, pomysł prezydenta Rafała Dutkiewicza na Wrocław, jeszcze kilka lat temu był postrzegany jako mrzonka. Bo wprawdzie Siemens i Hewlett-Packard jako pierwsze lokowały tu swe centra obsługi biznesu, ale te określenia były nieco na wyrost – wykonywano w nich najprostsze czynności księgowe. Pięć lat później nikt już nie powie, że idea Dutkiewicza jest rodem z Księżyca. W stolicy Dolnego Śląska do licznej grupy prestiżowych firm audytorskich dołącza McKinsey, który wiosną uruchomił tu czwarte światowe centrum wiedzy, a Jacek Levernes zapowiada, że chce uczynić z Wrocławia kluczowe centrum outsourcingu biznesowego i wspierania procesów decyzyjnych dla HP w całej Europie.
Historia lubi się powtarzać. Z podobnym niedowierzaniem przyjmowano deklarację prezydenta Rafała Dutkiewicza, który w 2005 roku odważnie zapowiedział: przez rok co miesiąc w mieście pojawi się znacząca inwestycja zagraniczna. Ściągnięto ich 13. A dodatkową wisienką na torcie było zlokalizowanie w podwrocławskich Biskupicach Podgórnych fabryki LG, która wraz z kooperantami stworzyła znaczący klaster przemysłu elektronicznego w Europie. Wrocław i obrzeża zapełniły się zagranicznymi firmami produkcyjnymi. Efekt? Bezrobocie, które w 2000 roku wynosiło w mieście 14 proc., spadło do nieco powyżej 3 proc. Nic dziwnego, skoro liczba miejsc pracy wzrosła w ciągu dekady z 200 tys. do grubo ponad pół miliona.
Operacja udała się w dużej mierze dzięki słynnej na całą Polskę „Brygadzie tygrysa” – wydzielonej komórce urzędników, którzy wspierali kompleksowo zagranicznych inwestorów w załatwianiu formalności. Ale od kilku lat miasto konstruuje znacznie bardziej skomplikowany instrument, dzięki któremu nowa fala biznesu opartego na innowacjach, ma się czuć we Wrocławiu bezpiecznie. Know-how to instytucjonalna współpraca nauki i biznesu, stymulowana przez władze miasta, od dostarczania firmom wykwalifikowanych kadr rzecz najważniejszą – maksymalne skrócenie ścieżki od pomysłu do przemysłu.