Na koniec roku samorządy miały ponad 40 mld zł zobowiązań, a więc aż 40 proc. więcej niż na koniec 2008 r. Wciąż najbardziej popularne są kredyty i pożyczki. Samorządy zapożyczyły się w bankach na 35 mld zł, co daje
35-proc. wzrost w ciągu roku. A deficyt na koniec grudnia wyniósł blisko 13 mld zł. W 2008 r. samorządy miały o wiele lepszy wynik, choć też ujemny. Wyniósł on 1,6 mld zł.
Gorzej, czyli lepiej
Gminy, miasta, powiaty i województwa przewidywały, że będą mieć o ponad 10 mld zł deficytu więcej, niż faktycznie miały. Sytuacja taka powtarza się od lat m.in. dlatego, że lokalne budżety muszą mieć pieniądze na wszystkie inwestycje, na jakie organizują przetargi, nawet jeśli opóźnienia w ich realizacji są niemal pewne. Poza tym widząc, jak trudna jest sytuacja, samorządy część inwestycji przesuwały, a z niektórych w ogóle rezygnowały.
W drugiej połowie roku część gmin nawet budżety podnosiła, ale w żadnym razie nie świadczy to o poprawie sytuacji. To raczej wynik wcześniejszego zastosowania czarnego scenariusza ministra finansów Jacka Rostowskiego. W połowie roku, przy okazji nowelizacji budżetu państwa, zapowiedział on m.in., że wpływy z podatków drastycznie spadną. O 15 proc. zmniejszą się dochody z tytułu PIT (z 40,3 do 34,4 mld zł), a o 30 proc. – z CIT (z 33,1 do 23 mld zł). Bezpośrednio na samorządowych budżetach miało się to odbić przynajmniej 5 – 6-mld stratą wobec planów. Najbardziej ucierpiały miasta, dla których podatki są jednym z kluczowych źródeł zasilania budżetów.