Reklama

Stanisław Mazur: Walka polityczna zahamuje rozwój polskich miast

Trzeba zbudować przekonanie, że żyjemy w tej samej przestrzeni, że jakiś rodzaj grawitacji jest potrzebny. Jeżeli to się nie uda, czeka nas wojna plemion – przestrzega prof. Stanisław Mazur, pierwszy zastępca prezydenta Krakowa.

Publikacja: 07.09.2025 14:07

prof. Stanisław Mazur, pierwszy zastępca prezydenta Krakowa

prof. Stanisław Mazur, pierwszy zastępca prezydenta Krakowa

Foto: rp.pl

Porozmawiajmy o produktywności krakowskiej gospodarki i innych dużych miast, o oczekiwaniach i rzeczywistości. Czy nie jest tak, że trochę za wiele wyobrażamy sobie o wpływie nowoczesnych technologii i branż kreatywnych, a nie doceniamy już udziału branż tradycyjnych?

Z pewnością produktywność jest ważną kategorią, bo wskazuje, jaka jest kondycja gospodarki. W praktyce jest to stosunek tego, co wytwarzamy do tego, co potrzebujemy do wytworzenia. I z tego punktu widzenia pozytywny komunikat dla Krakowa, ale też dla polskiej gospodarki, jest taki, że ta produktywność rośnie. Pobiliśmy na tym polu Stany Zjednoczone, jesteśmy jednym z wiodących krajów w Europie. Dla porównania w USA produktywność to 7 proc. w okresie 2019-2024, a dla Polski ta średnia to ok. 9 proc. W Unii Europejskiej tylko Niemcy mają ok. 7 proc., a reszta krajów jest na dużo niższym poziomie. To jest komunikat pozytywny. A negatywny jest taki, że produktywność polskiej gospodarki na tle średniej europejskiej to wciąż ok. 70 proc. Jeżeli jeszcze produktywność przełożymy na specyficzny sektor, jakim są mikro i małe przedsiębiorstwa, a warto pamiętać, że w Polsce to około 95 proc. firm, to ona wyrażona w euro to ledwie 18 tys. euro do 36 tys. euro. To pokazuje możliwości poprawy. To, co jest do pewnego stopnia zaskakujące, to fakt, że produktywność gospodarki tak w skali Krakowa, jak i Polski, szczególnie rośnie w takich branżach jak: logistyka, rolnictwo, leśnictwo. Wynika to z procesów komasacji terenów i nowoczesnych technologii.

A co z produktywnością w sektorach nowoczesnych?

Niepokojące jest to, że nie obserwujemy istotnego wzrostu produktywności w sektorach: ICT, profesjonalnego doradztwa czy finansowania. I to jest mankament, z którym musimy się mierzyć. Pytał pan, czy te nowoczesne technologie nam pomogą. Warto tu przywołać bardzo ciekawe badanie, które prowadzą Amerykanie, szukając odpowiedzi, na ile sztuczna inteligencja (ang. AI) powoduje wzrost produktywności i PKB. Wyniki są niejednoznaczne. Amerykańskie doświadczenia wskazują, że AI pomaga tym, którzy już są nowocześni i mają mocne, zautomatyzowane gospodarki. I szacuje się, że w ich przypadku AI może przynieść ok. 1 proc. PKB rocznie. W przypadku takich gospodarek jak polska będzie to może efekt na poziomie 1/10–1/15 tego, co odnotują kraje wysoko rozwinięte. Wydaje mi się to o tyle ważne, że żyjemy w czasach, w których sztuczna inteligencja radykalnie zmienia gospodarkę.

Czytaj więcej

Prezydent Płocka: W naszych przedszkolach niż demograficzny jest już widoczny

AI dotyka wszystkich, jak i populizm. Czy sprawdza się on jako narzędzie kreowania polityki miejskiej? Czy krótkoterminowe obietnice, emocjonalne narracje mogą zastąpić strategiczne zarządzanie miastem?

Populizm jest zjawiskiem, które obserwujemy od lat. On nie jest nowym zjawiskiem, aczkolwiek z pewnością ostatnie dziesięciolecia go napędziły. Populizm staje się wszechogarniający. Na pewno w polityce krajowej i globalnej bardzo wielu obserwatorów widzi miasta jako przestrzenie zdrowego rozsądku, w których ludzie są jednak racjonalni. Ludzie mają silne więzi społeczne i chronią się przed tępą polaryzacją na my i oni, wrogowie i przyjaciele. Zawsze miasta w cywilizacji świata Zachodu były centrami, które fundowały podstawę długookresowego wzrostu. Czy dalej tak będzie? Nie jestem pewien. Przypomina mi się zdanie zawarte w książce jednego z tureckich noblistów, który powiedział, że ciężko jest żyć w świecie, w którym jedna połowa chce zabić drugą. Mam wrażenie, że w przypadku miast jesteśmy jeszcze przed tą wizją, ale takie myślenie narasta. I to na wielu poziomach. Rowerzyści nie lubią kierowców. Ekolodzy nie lubią biznesu. Biznes nie lubi... itd.

W tej chwili to wielkie wyzwanie, przed którym stoją miasta – jak znaleźć przestrzeń, w której da się uzgodnić interesy. Zbudować takie przekonanie, że żyjemy w tej samej przestrzeni, że jakiś rodzaj grawitacji jest potrzebny. Jeżeli to się nie uda, czeka nas wojna plemion. Nie powtarzajmy tego, co jest w polityce globalnej i krajowej, bo to zahamuje rozwój polskich miast. Wierzmy w pierwiastek pewnego racjonalnego osądu. W myślenie w kategoriach dobra publicznego. Wiem, że to brzmi strasznie patetycznie, ale to są ważne rzeczy, które mam nadzieję spowodują, że wspólnie uznamy, że w polskich miastach przestrzeń dla populizmu będzie tą, która maleje, a nie tą, która się będzie poszerzać.

Reklama
Reklama

W tym kontekście nie sposób nie zapytać o sztandarową inwestycję grodu Kraka, co do której, jak rozumiem, panuje konsensus, a mianowicie o krakowskie metro. Na jakim etapie jest ta ambitna inwestycja?

To na pewno projekt cywilizacyjny. Z perspektywy Krakowa w ostatnich 50 latach to rodzaj inwestycji, jakiej nie doświadczyliśmy. Obecnie jesteśmy na etapie formalno-proceduralnym. Żyjemy w takim porządku prawnym, że coraz częściej dochodzę do przekonania, że uzgodnienie decyzji, projektu, wydanie pozwoleń zabiera większą ilość czasu niż sama inwestycja.

Czytaj więcej

Prezydent Częstochowy: AI nie zastąpi urzędnika, ale może przyspieszy jego pracę

Ile zatem może potrwać budowa?

Tu komunikat jest pozytywny. Obserwujemy inne miasta. Czas budowy metra się skraca. To zasługa nowoczesnych technologii, umiejętności drążenia i kładzenia tych konstrukcji. Metro warszawskie, odnosząc się do polskiego przykładu, to wiele dziesięcioleci. Ale w Tuluzie we Francji budowa 20-kilometrowego odcinka od rozpoczęcia budowy do uruchomienia trwała ok. 5 lat. To pozwala dużo bardziej optymistycznie patrzeć na samą budowę i taką perspektywę przyjmujemy w Krakowie. To ambitny projekt. Tylko pierwsza linia to 26 km. Koszt to ok. 13-14 mld zł. Bardzo chcemy, żeby było to metro autonomiczne. Do tego wymagana jest zmiana legislacji, o co zabiegamy.

Metro istotnie zmienia miasta. To nie jest tylko coś, co szybko podąża pod ziemią i przewozi duże potoki pasażerów, ale w ogóle zmienia filozofię i logikę działania miasta. To lepsza jakość życia, czystsze powietrze, większa atrakcyjność i liczba inwestorów i to, co bardzo istotne, to dotyczy wielu mieszkańców współczesnych miast. To przestrzenie, które uwalniamy od autobusów i tramwajów, które zamieniamy na tereny zielone, które w przypadku dużych polskich miast są wartością.

A jaki jest stan finansów tych największych miast? Czy obecny model finansowania samorządów pozwala na stabilny rozwój, na inwestycje takie jak metro, czy też może prowadzić do zadłużania i ograniczania usług publicznych?

Historia samorządności w Polsce to poruszanie się po dosyć wyboistej drodze. Mamy rozdźwięk pomiędzy tym, co kolejne rządy deklarują, a tym, co niesie ze sobą praktyka polityczna. Rozdźwięk między zapowiedzią szczodrego i uczciwego finansowania samorządu, a tym, czego doświadczamy. Aczkolwiek muszę przyznać, że zmiany, które wprowadzono w styczniu br. dotyczące dochodów samorządu terytorialnego ustabilizowały nieco sytuację. Dodatkowa kroplówka, którą samorządy otrzymały w wysokości 10 mld zł, krótkookresowo poprawiła ich sytuację.

Chcę zaznaczyć, że ciągle polskie samorządy mają dług na poziomie ponad 100 mld zł. I ciągle kluczowe dziedziny, jak edukacja i transport, są niedofinansowane. Pokazuje to, że zmiany poszły w dobrym kierunku, ale żeby samorządy naprawdę niosły Rzeczpospolitą, żeby były filarami silnego, konkurencyjnego wzrostu, potrzebujemy dalszych zmian, które dawałyby nam stabilne źródła finansowania. Sytuacja jest dużo lepsza niż rok czy dwa lata temu, ale ciągle daleka od zadowalającej.

Porozmawiajmy o produktywności krakowskiej gospodarki i innych dużych miast, o oczekiwaniach i rzeczywistości. Czy nie jest tak, że trochę za wiele wyobrażamy sobie o wpływie nowoczesnych technologii i branż kreatywnych, a nie doceniamy już udziału branż tradycyjnych?

Z pewnością produktywność jest ważną kategorią, bo wskazuje, jaka jest kondycja gospodarki. W praktyce jest to stosunek tego, co wytwarzamy do tego, co potrzebujemy do wytworzenia. I z tego punktu widzenia pozytywny komunikat dla Krakowa, ale też dla polskiej gospodarki, jest taki, że ta produktywność rośnie. Pobiliśmy na tym polu Stany Zjednoczone, jesteśmy jednym z wiodących krajów w Europie. Dla porównania w USA produktywność to 7 proc. w okresie 2019-2024, a dla Polski ta średnia to ok. 9 proc. W Unii Europejskiej tylko Niemcy mają ok. 7 proc., a reszta krajów jest na dużo niższym poziomie. To jest komunikat pozytywny. A negatywny jest taki, że produktywność polskiej gospodarki na tle średniej europejskiej to wciąż ok. 70 proc. Jeżeli jeszcze produktywność przełożymy na specyficzny sektor, jakim są mikro i małe przedsiębiorstwa, a warto pamiętać, że w Polsce to około 95 proc. firm, to ona wyrażona w euro to ledwie 18 tys. euro do 36 tys. euro. To pokazuje możliwości poprawy. To, co jest do pewnego stopnia zaskakujące, to fakt, że produktywność gospodarki tak w skali Krakowa, jak i Polski, szczególnie rośnie w takich branżach jak: logistyka, rolnictwo, leśnictwo. Wynika to z procesów komasacji terenów i nowoczesnych technologii.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Okiem samorządowca
Prezydent Płocka: W naszych przedszkolach niż demograficzny jest już widoczny
Okiem samorządowca
Prezydent Częstochowy: AI nie zastąpi urzędnika, ale może przyspieszy jego pracę
Okiem samorządowca
Prezydent Białej Podlaskiej: Green Velo jest magnesem, który przyciąga turystów
Okiem samorządowca
Prezydent Gorzowa: problem z koleją w mieście to efekt zaniedbań władz kolejowych
Okiem samorządowca
Burmistrz Hrubieszowa: Chcemy podnieść odporność miasta na różne zagrożenia
Reklama
Reklama