Porozmawiajmy o produktywności krakowskiej gospodarki i innych
dużych miast, o oczekiwaniach i rzeczywistości. Czy nie jest tak, że trochę za
wiele wyobrażamy sobie o wpływie nowoczesnych technologii i branż kreatywnych,
a nie doceniamy już udziału branż tradycyjnych?
Z pewnością produktywność jest ważną kategorią, bo wskazuje, jaka jest kondycja gospodarki. W praktyce jest to stosunek tego, co wytwarzamy do tego, co potrzebujemy do wytworzenia. I z tego punktu widzenia pozytywny komunikat dla Krakowa, ale też dla polskiej gospodarki, jest taki, że ta produktywność rośnie. Pobiliśmy na tym polu Stany Zjednoczone, jesteśmy jednym z wiodących krajów w Europie. Dla porównania w USA produktywność to 7 proc. w okresie 2019-2024, a dla Polski ta średnia to ok. 9 proc. W Unii Europejskiej tylko Niemcy mają ok. 7 proc., a reszta krajów jest na dużo niższym poziomie. To jest komunikat pozytywny. A negatywny jest taki, że produktywność polskiej gospodarki na tle średniej europejskiej to wciąż ok. 70 proc. Jeżeli jeszcze produktywność przełożymy na specyficzny sektor, jakim są mikro i małe przedsiębiorstwa, a warto pamiętać, że w Polsce to około 95 proc. firm, to ona wyrażona w euro to ledwie 18 tys. euro do 36 tys. euro. To pokazuje możliwości poprawy. To, co jest do pewnego stopnia zaskakujące, to fakt, że produktywność gospodarki tak w skali Krakowa, jak i Polski, szczególnie rośnie w takich branżach jak: logistyka, rolnictwo, leśnictwo. Wynika to z procesów komasacji terenów i nowoczesnych technologii.