Powódź w Polsce. Mieszkańcy ocalili Nysę. Burmistrz: Miasto mogło zostać zniszczone jak Kłodzko, Głuchołazy

Gdyby nie wysiłek mieszkańców to skutki zalania byłyby okrutne. To, co widzimy w Kłodzku, w Głuchołazach, czyli całkowite zalanie miasta, z wieloma większymi dramatami, tak też mogło być też w Nysie, bo Nysa Kłodzka po przerwaniu wałów mogłaby rozlać się ogromną falą powodziową - mówi Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy.

Publikacja: 19.09.2024 07:36

Nysę udało się uratować przed zalaniem

Nysę udało się uratować przed zalaniem

Foto: PAP/Sławek Pabian

„Życie Regionów”: W Nysie trwa wielkie sprzątanie? Pracują sami mieszkańcy, czy jest też wojsko?

Kordian Kolbiarz: Powoli rusza sprzątanie, ale cały czas mamy jeszcze kilka miejscowości, kilka dzielnic w Nysie, które są jeszcze pod wodą. Mieszańcy są odcięci od świata i od możliwości zrobienia zakupów. Dowozimy im pożywienie, środki czystości, wodę, bo też niestety dzisiaj się pojawił problem z wodą. Pękła nam magistrala wodociągowa, wodociągów miejskich i niestety woda nie nadaje się do spożycia, a jedynie do sanitarnej obsługi.

Ta pęknięta rura, to też efekt powodzi?

Tak, tak. Cały czas są ogromne napory, a niektóre części wodociągów mamy starsze. Jest też problem w przepompowni i też są ogromne kłopoty. Jedna została nam zmieciona wodą z powierzchni ziemi tak naprawdę. Teraz takie łatanie jest. Cały czas są przerwy w dostawie wody, teraz zaczęliśmy tę wodę przywracać mieszkańcom i się okazało, że to pęknięcie kolejne gdzieś tam wyskoczyło i woda została skażona. Wysłaliśmy SMS-y do mieszkańców, by nie spożywali tej wody, a używali jej tylko do celów sanitarnych.

Mieszkańcy Nysy stoczyli heroiczną walkę o swoje miasto. Kilka tysięcy osób pomagało w umacnianiu wałów. Spodziewał się pan takiej postawy obywatelskiej swoich mieszkańców?

Cały czas są przerwy w dostawie wody, teraz zaczęliśmy tę wodę przywracać mieszkańcom i się okazało, że to pęknięcie kolejne gdzieś tam wyskoczyło

Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy

Powiem szczerze, że tak, bo mieszkańcy Nysy słyną z takich akcji. Jeśli trzeba zrobić coś dla miasta, to faktycznie można na nich liczyć. Może nie spodziewałem, się, że to będzie aż tak olbrzymia skala, bo przechodziło to ludzkie wyobrażenie, zwłaszcza, że akcja obrony wałów nie była mocno rozpropagowywana.

Ten odzew mieszkańców był niesamowity. Miasto kupiło worki, kupiło sznurek i piasek. Kupiliśmy też samochody. Okazało się, że udział mieszkańców był na tyle zorganizowany, że przywozili własne worki, własny piasek. Jedna grupa sypała ten piasek do worków, a druga jeździła z nim quadami, czy samochodami dostawczymi. Wszystko aż furczało, bo tam była ogromna masa ludzi, masa starszych, młodszych, kobiety, mężczyźni, dzieci. Po prostu coś niesamowitego. Ten obraz pewnie zostanie z nami na zawsze, bo był też pokazywany w mediach. To naprawdę było coś niesamowitego. Myślę, że to była najważniejsza noc w XXI wieku dla mieszkańców Nysy.

Gdyby nie ten wspólny wysiłek, jakie mogłyby być skutki zalania?

Skutki zalania byłyby okrutne. To, co widzimy w Kłodzku, w Głuchołazach, czyli całkowite zalanie miasta, niemal doszczętne, z wieloma większymi dramatami, tak też mogło być też w Nysie, dlatego że rzeka Nysa Kłodzka po przerwaniu wałów mogłaby rozlać się ogromną falą powodziową. Pod wodą znalazłoby się centrum miasta. Rzeka Nysa-Kłodzka dzieli nasze miasto na pół, także mogło być naprawdę dramatycznie. Niespotykanie w historii mogliśmy zostać potraktowani przez żywioł, przez wodę. Jednak dzięki Bogu udało się mieszkańcom tego uniknąć. Udało się też obniżyć poziom wody, bo gdyby Wody Polskie – wrocławski oddział - utrzymały zrzut na poziomie tysiąca metrów sześciennych ze zbiornika retencyjnego, bo taki był plan... Była heroiczna walka o to, by ten poziom zrzutu został zmniejszony, bo groziło nam zmiecenie z wałów tej grupy ludzi, która tam pracowała przy rzucaniu worków. To mogła być katastrofa i dramat. Udało się zmniejszyć zrzut do poziomu 800 metrów sześciennych na sekundę na kilka godzin dosłownie. I te kilka godzin pozwoliło nam sformować ten łańcuch ludzi, którzy ratowali własne miasto. Potem do akcji wkroczyły śmigłowce nocne, które wcześniej w ogóle nie były brane pod uwagę.

Czytaj więcej

Powódź w Polsce. Prezes Stali Nysa: Sport zszedł teraz na drugi plan

Myślę, że też presja mediów i ten przekaz bezpośredni spowodował, że jednak do miejsca dopuszczono śmigłowce, które mogły w nocy wykonywać swoje zadania. Około północy one weszły do akcji i zrzucały na tę przerwę w wale wielkie big-bagi z piaskiem czyli takie ogromne pojemniki. I to zrobiło robotę. Udało nam się tę przerwę zasypać piaskiem. Do przerwania nie doszło. W efekcie jesteśmy w miejscu, w którym jesteśmy, czyli czyścimy, szacujemy straty. To już jest ten czas, kiedy trzeba się powoli otrząsnąć z tego dramatu i powoli iść do przodu. Straty mimo tego, że został utrzymany wał rzeki, są jednak ogromne.

Z każdej strony mieliśmy wodę. Nie doszła ona do ścisłego centrum, do rynku i tych kilku najbliższych uliczek. To się uratowało

Kordian Kolbiarz, burmistrz Nysy

Jakie są rzeczywiste skutki zalania Nysy? Jaka część miasta znalazła się pod wodą?

Myślę, że około 40 proc. - może nawet połowa. Centrum miasta się uratowało. Tam wody praktycznie było bardzo mało. Ale im dalej od centrum, tym gorzej. Taka jest konstrukcja miasta, że rzeka Nysa Kłodzka wylewa takim zakolem i niszczy wszystko poza ścisłym centrum. A jakby tego było mało, to jeszcze swoje dołożyła rzeka Biała Głuchołaska, która też miała ogromną falę wezbraniową i zniszczyła nam niektóre sołectwa oraz dzielnicę z drugiej strony miasta. Z każdej strony mieliśmy wodę. Nie doszła ona do ścisłego centrum, do rynku i tych kilku najbliższych uliczek. To się uratowało. Rynek się uratował i funkcjonuje.

Czytaj więcej

Marek Kozubal: Powódź to jednak nie jest wojna

Dużo było w Nysie przypadków śmiertelnych?

Jak dotąd jeden związany bezpośrednio z powodzią. Natomiast czy będzie więcej, to się okaże, bo jeszcze nie wszędzie dotarliśmy. Nie wszystkie domostwa są przez nas zbadane. Czasami jest tak, że o tych zgonach się dowiadujemy kilka dni po ustaniu powodzi.

Jakiej pomocy potrzebuje dziś Nysa? Czego potrzeba mieszkańcom, poszkodowanym przez powódź?

Na dzisiaj na pewno potrzebujemy wody pitnej. To jest potrzeba numer jeden. W dalszym ciągu trwają prace spółki wodociągowej, by przywrócić u nas zaopatrzenie w wodę. Więc tej wody pitnej potrzebujemy całą masę. Potrzebujemy też osuszaczy, pomp szlamowych, motopomp. Potrzebne są środki ochrony takich jak gumowce, rękawice, miotły, łopaty, środki czystości, środki sanitarne takie jak pieluszki, pampersy, podpaski. To wszystko jest potrzebne. Także produkty spożywcze, ale może w mniejszym stopniu, bo sklepy u nas funkcjonują, choć nie wszystkie oczywiście, ale ta część, która nie była zalana, już funkcjonuje. Trwa przywracanie tej normalnej działalności.

Firmy też powoli wracają do swojej działalności?

Niestety sporo firm zostało zalanych i tutaj będzie problem z odtworzeniem działalności, a w niektórych przypadkach będzie ona całkowicie niemożliwa, bo firmy działające na peryferiach miasta mają ogromny kłopot. W niektórych przypadkach powrót do działalności będzie trwał wiele miesięcy, ale są też takie firmy, gdzie nie będzie to możliwe.

Słyszałem o takich kilku przypadkach od szefów firm, że nie jest możliwe ich odbudowanie. I to będzie dramat nie tylko dla właścicieli takich przedsiębiorstw, ale też i dla pracowników, którzy stracą pracę i stracą możliwość zarabiania na rzecz swoich rodzin. To jest też kolejny dramat.

Czytaj więcej

Sztab kryzysowy we Wrocławiu. "W Opolu spadki, przygotować się na sytuację w Brzegu Dolnym"

A jakaś finansowa pomoc rządowa płynie do takich ludzi?

Na razie zbieramy wnioski od mieszkańców. Część urzędu działa poza jego murami, poza własnym gmachem, który też był częściowo zalany. Korzystamy z gościny Izby Skarbowej. W środę udało się nam przywrócić naszą działalność, bo jak wspomniałem, też byliśmy zalani jako urząd. Dopiero w środę przywrócono nam energię elektryczną i internet. Pracujemy w dwóch miejscach, by wspomagać naszych mieszkańców. Od 19 września Urząd Miejski wznawia pracę w trybie normalnym, po usunięciu skutków zalania. Na parterze stworzyliśmy punkt przyjmowania obsługi mieszkańców, informowania mieszkańców, zbierania informacji czego potrzebują, w czym możemy pomóc. I tam też będziemy informować o tej możliwości pomocy, tych pierwszych zasiłkach, jakie mieszkańcy mogą dostać - 8 tys. zł zasiłku celowego i 2 tys. zł zasiłku powodziowego. To jest to, co możemy od razu zapewnić mieszkańcom, natomiast wnioski wynikające z tytułu klęski żywiołowej, to jesteśmy w stałym kontakcie ze stroną rządową i jak tylko będzie możliwe wypłaty, to też będziemy też realizować.

Panie burmistrzu, czy już są jakieś szacunki związane ze stratami spowodowanymi przez tę powódź?

W środę o godz. 15 otrzymaliśmy maila z jednej z instytucji, która do godz. 16 oczekiwała od nas, że podamy jej wielkość strat. Nie wiedzieliśmy w urzędzie czy śmiać się, czy płakać. Myślę, że potrzeba nam kilku tygodni co najmniej, by takie straty oszacować. Własne straty będziemy szacować na podstawie tego, co zrobiliśmy w ostatnich latach. Wiemy ile wydaliśmy i co zostało zniszczone, to będzie nam łatwiej. Natomiast straty mieszkańców to kolejna sprawa, do tego dołożą się straty firm. Mając te wszystkie dane będzie można podać łączną kwotę. Myślę, że to może być kilkaset milionów złotych tak minimum, a może nawet ok. miliarda. Taka może być wysokość strat, jakie gmina Nysa poniosła. I to tak na pierwszy rzut oka. Ale ja mogę tę kwotę całkiem teraz przestrzelić, bo szacuję na podstawie tego, co widzę, co do mnie dociera i takie straty gdzieś mogą u nas być. A jeśli to będą straty na poziomie dwóch miliardów złotych to też mnie wcale nie zdziwi.

Ile czasu, pana zdaniem czasu będzie potrzebować miasto - by wrócić do stanu sprzed powodzi? Czy da się to zrobić?

Jeżeli mówimy o przywróceniu, odbudowaniu infrastruktury komunalnej, miejskiej, gminnej do stanu sprzed powodzi, to myślę, że zajmie nam to minimum ok. pięciu lat. Jeżeli wejdziemy w tryb taki normalny, nie klęskowy, czyli przetargi, zamówienia, zdobywanie pieniędzy, umowy, oczekiwania na czasy trwałości projektów i wszystkie te procedury, to pięć lat to jest minimum. Odbudujemy Nysę, bo nie mamy wyjścia.

„Życie Regionów”: W Nysie trwa wielkie sprzątanie? Pracują sami mieszkańcy, czy jest też wojsko?

Kordian Kolbiarz: Powoli rusza sprzątanie, ale cały czas mamy jeszcze kilka miejscowości, kilka dzielnic w Nysie, które są jeszcze pod wodą. Mieszańcy są odcięci od świata i od możliwości zrobienia zakupów. Dowozimy im pożywienie, środki czystości, wodę, bo też niestety dzisiaj się pojawił problem z wodą. Pękła nam magistrala wodociągowa, wodociągów miejskich i niestety woda nie nadaje się do spożycia, a jedynie do sanitarnej obsługi.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Okiem samorządowca
Roman Szełemej: W ustawie o finansach samorządów jest wiele paradoksów
Okiem samorządowca
Adam Krzysztoń: Trudna sytuacja szpitali wynika z wyceny procedur medycznych
Okiem samorządowca
Paweł Gancarz, marszałek województwa dolnośląskiego: Jak uchronić się przed kataklizmami
Okiem samorządowca
Zastępca prezydenta Wrocławia: Wolimy, żeby zalany był park, niż żeby zalane były domy
Okiem samorządowca
Nowa Sól przygotowuje się na wielką falę. Prezydent: W nocy będzie siedem i pół metra