Branża turystyczna powoli zaczyna liczyć tegoroczne wpływy, chociaż sezon jeszcze się nie skończył. Co więcej, wszystko wskazuje, że będzie dłuższy, niż w poprzednich latach. A hotelarze zapowiadają inwestycje w podwyższenie jakości świadczonych usług.
Dla samorządów rozwój turystyki to z jednej strony wyższe wpływy z podatków, ale i wielkie wyzwania wynikające chociażby z tego, że letni szczyt przyjazdowy oznacza gwałtowny wzrost popytu na usługi komunalne. A to jest potężnym obciążeniem budżetów.
Czy Polska potrafi zarabiać na turystyce? I czy samorządy mogłyby zarabiać więcej?
Polskie samorządy mogłyby zarabiać więcej na turystyce. Tak samo, jak w krajach, dla których turystyka jest ważniejsza, niż jest to w przypadku Polski. Chodzi o podatki i opłaty, jakimi na świecie obciążani są turyści. Poza Bhutanem, gdzie opłata dla przyjezdnych wynosi 100 dol. dziennie, zazwyczaj nie są to kwoty wysokie. Wynoszą najczęściej po kilka euro/dolarów. Tyle, że pomnożone przez miliony dają miliardowe wpływy.
Przy tym podatek turystyczny, którego żaden kraj się nie wstydzi, przybiera najróżniejsze formy. W Wenecji, gdzie wcześniej był płacony wyłącznie przez osoby nocujące w tym mieście, został „uzupełniony” o opłatę za sam wjazd do miasta – po 5 euro od każdej osoby. W całej Grecji osoby nocujące płacą po 10 euro za każdy zarezerwowany pokój, niezależnie od tego ile osób w nim mieszka. To przepisy centralne, które w 2024 roku przyniosły temu krajowi wpływy sięgające 1,4 mld euro przy całkowitych wpływach z turystyki wynoszących 21,7 mld euro.
Czytaj więcej
Kraków kolejny raz apeluje do rządu o jak najszybsze wprowadzenie opłaty turystycznej. Związek Mi...