Trzecia fala pandemii szybko rozlała się po kraju. Z końcem lutego rząd przywrócił lockdown w województwie warmińsko-mazurskim. Ponownie zamknięte zostały więc hotele, pensjonaty i galerie handlowe. Do tego także kina, teatry, muzea, galerie sztuki, korty tenisowe i baseny. Dla firm z tych terenów oznaczało to już trzeci lockdown nałożony na nie od początku pandemii.
Ale na tym się nie skończyło, bo wkrótce dołączyły do nich kolejne województwa: najpierw pomorskie, a zaraz potem także mazowieckie i lubuskie. Rząd próbował utrzymać politykę lokalnego zaostrzania obostrzeń, bo poziom zakażeń jest mocno zróżnicowany w skali kraju. Najwięcej jest ciągle w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie średnia dzienna liczba zachorowań sięgała w zeszłym tygodniu 62,6 na 100 tys. mieszkańców, mazowieckim (61,3) i pomorskim (60,3). Na przeciwległym biegunie są województwa: lubelskie (26,9), opolskie (30,4) i podlaskie (33,5).
Problem w tym, że wszystkie te liczby szybko rosną. W tej sytuacji rząd wprowadził od 20 marca trzeci lockdown: ogólnokrajowy. Trzeba też pamiętać, że część branż jest zamknięta od kilku miesięcy.
Walka o pomoc
Kolejno zamykane województwa zapowiadały, że wystąpią do rządu o pomoc podobną do tej, jaką przyznał on zimą gminom górskim. Dla blisko 200 gmin rząd przeznaczył wtedy 1 mld dodatkowego wsparcia. Blisko 300 mln zł z tego rząd skierował na dopłaty do umarzanego przez gminy podatku od nieruchomości, który płacą przedsiębiorcy działający na ich terenach. Rząd pokrywa 80 proc. tego umorzenia. Ponad 700 mln zł pochłoną rządowe dotacje do inwestycji gmin z terenów górskich.
CZYTAJ TAKŻE: Tarcza 2.0 preferuje firmy z określonych części Polski