Najlepszy przykład stanowi wrocławski Capitol. Wzorowo przystąpił do prac nad premierą „Lazarusa” Davida Bowiego w reżyserii Jana Klaty. Cały zespół miał pobrany wymaz w mobilnym laboratorium przez teatrem i zaczął pracę dopiero, gdy upewniono się, że nikt nikomu nie zagraża.
Pech chciał, że Cezary Studniak, jeden z głównych wykonawców, trafił do szpitala z powodu innych dolegliwości. Na kilka dni przed premierą dużą rolę wziął za Studniaka dyrektor Konrad Imiela. Powstała wybitna kreacji, zaś dyrektor mógł z satysfakcją po premierze mówić, że udało się pokonać „wszyscy wiemy kogo”, jak żartował nawiązując do frazy z „Harry’ego Pottera”.
Parę słów dla antycovidowców
Radość trwała krótko. Po zagraniu kilku spektakli okazało się, że dyrektor zakaził się koronawirusem od jednego z pracowników administracji. Cała produkcja stanęła.
Najgorsze okazało się to, że wybitny artysta nie przechodzi wirusa w łagodny sposób. Z początku przebywał w domu, ale stan się pogorszył, Imiela trafił wtedy do szpitala na Koszarowej we Wrocławiu, dla którego wcześniej zespół Capitolu prowadził pieniężną zbiórkę.
CZYTAJ TAKŻE: Teatry zdobywają nowe przestrzenie do gry