Próbujemy w pleksiglasowych przyłbicach w obecności inspicjenta, który pilnuje, by wszystko odbywało się w reżimie sanitarnym – mówi Tomasz Man, który reżyseruje „Wehikuł czasu” Francesco Bottigliera w Operze Bałtyckiej, premiera zaplanowana na 21 sierpnia. – Kiedy śpiewacy mają swoje partie, podnoszą przyłbice, potem je opuszczają. Scena miłosna jest grana w wyznaczonym dystansie, a głównym środkiem wyrazu aktorskiego są oczy. Kiedy jeden z aktorów ma wziąć filiżankę, którą trzymał inny – przerywamy pracę na dezyfenkcję rekwizytu. Przygotowania wydłuża również to, że pracujemy nad dwiema wersjami premiery. Pierwsza zakłada utrzymanie obecnego reżimu i granie daleko od widowni, druga zaś – w bliższym kontakcie. Już przy wejściu do teatru badana jest temperatura ciała.
Kłopot z kanalizacją
Problem ma orkiestra. – Nie możemy posadzić 40 muzyków w fosie orkiestrowej – mówi Man. – Mają grać porozsadzani na widowni, to stanowi jednak problem dla śpiewaków, będą musieli bowiem przebić się przez ścianę muzyki dzielącą ich od widzów. Jednocześnie mam już pewność, że nawet jeśli skończy się pandemia, pozostawię w spektaklu związane z nią rekwizyty, tym bardziej że libretto opowiada o poszukiwaniu cudownego lekarstwa. Niech to będzie zapis trudnego czasu, jaki przeżywamy.
– Na wszystkie zakupy związane z reżimem sanitarnym musieliśmy zabezpieczyć 238 tys. zł. To budżet małej premiery baletowej lub połowa premiery operowej – mówi dyrektor Opery Bałtyckiej Romuald Wicza-Pokojski.
CZYTAJ TAKŻE: Kiedy wrócą koncerty? Straty aren i teatrów dramatycznie rosną
Już 6 czerwca gdyński Teatr Miejski dał premierę „Nastazja wychodzi za mąż”. Różne perspektywy ma granie w wakacje, co było specjalnością nadmorskich teatrów. Nie będzie mogła działać wakacyjna Scena Letnia na plaży w Gdyni-Orłowie, bo nie ma tam kanalizacji. Zespół Miejski ma występować w siedzibie.