„Żal serce ściska”. W tych miejscowościach wirus dokumentnie przetrzebił biznes

Włodarze kurortów biją na alarm. Bez wsparcia rządu za dwa lata większość przestanie istnieć. Zostaną tylko duże.

Publikacja: 12.04.2020 23:32

W uzdrowiska koronawirus uderzył najmocniej: tu wszystko opiera się na kuracjuszach, a tych wciąż ni

W uzdrowiska koronawirus uderzył najmocniej: tu wszystko opiera się na kuracjuszach, a tych wciąż nie ma

Foto: Muszyna / fot. AdobeStock

Małe uzdrowiska żyją z kuracjuszy i turystów. Bez nich umierają. W Ciechocinku, Muszynie, Połczynie czy Iwoniczu Zdroju jest pusto. Nikt już nie przyjeżdża. Stowarzyszenie Gmin Uzdrowiskowych RP (SGU RP) śle błagalne apele do rządu. Liczy, że politycy je usłyszą, zanim będzie za późno.

Żal serce ściska

– Żal ściska serce, kiedy widzę, co się dzieje – mówi Jan Golba, burmistrz Muszyny oraz prezes zarządu SGU RP. – Zamknięte są zakłady lecznicze, sanatoria, hotele, pensjonaty. A razem z nimi zamykają się sklepy, restauracje, fryzjerzy, gabinety kosmetyczne etc. Bo kiedy nie ma kuracjuszy i turystów, to nie ma z czego żyć. Nikt nie przychodzi. W Muszynie działa tylko wytwórnia wody mineralnej i firmy budowlane – dodaje.

CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus pogrąża miejskie budżety. Zapłacą również mieszkańcy

Muszyna nie jest jedyna. Podobnie jest w innych uzdrowiskach. – Nie wygląda to dobrze. Czeka nas bardzo mocne zaciskanie pasa. Małe uzdrowiska, jak to nasze, mogą przestać istnieć. Zostanie kilka dużych – jak Świnoujście czy Kołobrzeg. Liczymy na koło ratunkowe ze strony rządu. Największym pracodawcą w naszej niewielkiej 14,5-tysięcznej gminie są Połczyńskie Uzdrowiska. Zatrudniają one przeszło 400 osób. Teraz są zamknięte. Nie wiadomo, na jak długo. Obawiamy się, że może dojść do zwolnień. Wielu mieszkańców nie będzie miało z czego żyć. Z niepokojem obserwuję też, jak coraz więcej osób wyrejestrowuje swoją działalność – tłumaczy Sebastian Witek, burmistrz Połczyna-Zdroju.

Pesymistą jest również Witold Kocaj, burmistrz Iwonicza-Zdroju. – Tniemy wydatki, najgorsze jest jednak to, że nie wiadomo, kiedy skończy się epidemia. Ten sezon jest już stracony, ale czy uda się uratować kolejne? – pyta retorycznie Kocaj.

Ciechocinek pod ścianą

Różowo nie jest także w Ciechocinku. – Jesteśmy największym lokalnym pracodawcą: 430 osób stałego personelu i ponad 500 w sezonie – mówi Marcin Zajączkowski, prezes zarządu Uzdrowisko Ciechocinek SA. – Robimy wszystko, żeby przetrwać pandemię bez zwolnień. Niestety, nie wygląda to dobrze. Od 24 marca br. wszystkie nasze sanatoria i zakłady lecznicze są zamknięte, a my utrzymujemy się z kontraktów z NFZ oraz z klientów komercyjnych. Docierają informacje, że NFZ planuje przekazać uzdrowiskom zakontraktowane środki. To, oczywiście, dobra wiadomość, ale znaczna część naszych zysków pochodzi z pobytów klientów komercyjnych. Niestety, do końca sierpnia odwołane lub przełożone na inne terminy zostały wszystkie rezerwacje. Porównując luty i marzec br. do analogicznego okresu w ubiegłym roku, dochody spadły o 40 proc. W kwietniu będzie to już 100 proc. – wyjaśnia dyrektor Marcin Zajączkowski.

CZYTAJ TAKŻE: Komunikacja miejska od święta. Koronawirus poprzestawiał rozkłady jazdy

– Cały Ciechocinek to miasto uzdrowisko. Dramatyczna sytuacja sanatoriów natychmiast przekłada się na los całej społeczności – mówi z goryczą Zajączkowski. – Tu, od bez mała 200 lat, wszystko nastawione jest na obsługę kuracjusza i tylko dzięki niemu istnieje. Jeśli nie otrzymamy realnego i kompleksowego wsparcia, to doprowadzi to nie do kryzysu czy przestoju, ale po prostu do zapaści. I w takiej sytuacji są wszystkie uzdrowiska, od Bałtyku po Tatry – kwituje.

Okazuje się również, że i duże uzdrowiska – jak Kołobrzeg – mają kłopoty. – Przeważająca większość mieszkańców żyje z turystyki bezpośrednio lub pośrednio. Infrastruktura, jaką utrzymuje miasto, jest większa niż w innych uzdrowiskach. Paradoksalnie to, że jesteśmy największym uzdrowiskiem, wcale nie musi działać na naszą korzyść – twierdzi Michał Kujaczyński z Urzędu Miasta Kołobrzeg.

Kasy uzdrowisk też zaczynają świecić pustkami. – Nie przyjeżdżają kuracjusze, nie ma pieniędzy z opłaty uzdrowiskowej. Co miesiąc była to kwota 200 tysięcy złotych – tłumaczy Sebastian Witek.

W Kołobrzegu wpływy z samej opłaty uzdrowiskowej do budżetu miasta w tym roku miały wynieść 17,6 miliona złotych. Już wiemy, że osiągnięcie takiej kwoty będzie nierealne. Co ważne, z budżetu państwa otrzymujemy dotację w takiej samej wysokości jak zebrana przez nas kwota. Zbierany przez nas podatek od nieruchomości w dużej części pochodzi od przedsiębiorstw z branży turystycznej lub okołoturystycznej. Łączna szacowana utrata dochodów własnych na tę chwilę to ponad 23 miliony złotych – opowiada Kujaczyński.

Władze kurortów zasypywane są wnioskami lokalnych firm o zwolnienie z podatku od nieruchomości, czynszów etc.

Potrzebujemy koła ratunkowego

– Sami staramy się ratować nasze sanatoria oraz Połczyńskie Uzdrowisko. Planujemy zrezygnować z podatków od nieruchomości, ale z wpływów z nich finansujemy szkoły. Obliczyliśmy, że gdybyśmy przez trzy miesiące w całej gminie nie pobierali podatku od nieruchomości, powstałby ubytek w dochodach rzędu 25 proc. Mamy więc nadzieję, że rząd nam to zrekompensuje. Niestety, musimy liczyć się z wstrzymaniem wielu inwestycji i cięciami w budżecie tam, gdzie to tylko możliwe – mówi burmistrz Witek.

CZYTAJ TAKŻE: Poradnik jedyny w swoim rodzaju. Miasta dzielą się wiedzą, jak przetrwać w czasach epidemii

W Ciechocinku ruszyła właśnie od dawna oczekiwana modernizacja tężni. – Rozpoczęliśmy modernizację kompleksu tężni solankowych, największego i najstarszego tego typu obiektu w Europie. Koszt modernizacji obiektu, którego utrzymanie kosztuje nas ok. 1 milion złotych rocznie i który w 2017 roku został wpisany przez prezydenta RP na listę Pomników Historii, ma wynieść prawie 22 miliony złotych. – Na ten remont tężnie czekały kilkadziesiąt lat i może się okazać (oby nie), że one też stały się ofiarą koronawirusa – dzieli się obawami Zajączkowski.

Gminy uzdrowiskowe liczą, że rząd pokryje ich udziały w inwestycjach realizowanych przy udziale środków własnych, a także wesprze niskooprocentowanymi pożyczkami. Jednocześnie ostrzegają, że jeżeli dojdzie do zamknięcia zakładów leczniczych i sanatoriów odbudowanie uzdrowiska będzie trudne, wręcz niemożliwe.

Małe uzdrowiska żyją z kuracjuszy i turystów. Bez nich umierają. W Ciechocinku, Muszynie, Połczynie czy Iwoniczu Zdroju jest pusto. Nikt już nie przyjeżdża. Stowarzyszenie Gmin Uzdrowiskowych RP (SGU RP) śle błagalne apele do rządu. Liczy, że politycy je usłyszą, zanim będzie za późno.

Żal serce ściska

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Z regionów
Smart City: Jakie są wyzwania dla rozwoju technologicznego miast
Z regionów
Wójt, który wygrał wybory jednym głosem: U nas każdy głos się liczy
Z regionów
Wybory samorządowe 2024: Koniec z wieloletnimi prezydentami i burmistrzami
Z regionów
Wybory samorządowe 2024: Ilu posłów zostanie prezydentami?
Z regionów
Prezydent miasta idzie do parlamentu? Rząd już nie wyznaczy komisarza