W Polsce wciąż przybywa specjalnie wydzielonych pasów ruchu dla transportu zbiorowego. W 2018 r. ich łączna długość sięgała już 276 km – wynika z ostatnich danych GUS. To o prawie 100 km więcej niż jeszcze pięć lat temu, w 2013 r.
Niedoścignionym liderem jest tu oczywiście Warszawa, która może pochwalić się aż 67 km buspasów. Całkiem sporo jest ich także w Krakowie i Wrocławiu – po ok. 28 km, w Łodzi – 24 km, czy Kielcach – prawie 19 km. W porównaniu z 2013 r. długość tych specjalnych odcinków średnio wzrosła o 60 proc., ale w kilku miastach (Łódź, Gdańsk, Kielce) podwoiła się, a nawet potroiła (Bydgoszcz, Poznań, Szczecin, Lublin, Rzeszów czy Radom).
CZYTAJ TAKŻE: Miasta szykują zakupy elektrycznych autobusów
W ciągu ostatnich pięciu lat lista miast, które stosują tego typu preferencje dla komunikacji zbiorowej, wydłużyła się. Przybyły tu choćby Zielona Góra, Opole, Wałbrzych, Płock, Gdynia i Sosnowiec – wynika z danych GUS. W sumie buspasy można spotkać w 35 miastach, czyli w nieco ponad połowie miast na prawach powiatu.
Opinie mieszkańców na temat buspasów są skrajnie różne, w zależności od tego, jak podróżujemy po mieście. Jeśli miejskim autobusem czy samochodem elektrycznym (bo część samorządów przyznaje przywileje także e-autom), to jesteśmy zachwyceni. Jeśli samochodem osobowym bez przywilejów – zwykle wściekamy się na buspasy. – Przy ograniczonej przestrzeni w miastach celem polityki transportowej powinno być zapewnienie warunków dla efektywnego przemieszczania się jak największej liczby mieszkańców – zauważa jednak Witold Urbanowicz, redaktor prowadzący portal Transport Publiczny z ZDG TOR.