Rynek biurowy postrzegany jest jako Warszawa i osiem kluczowych aglomeracji: Kraków, Wrocław, Trójmiasto, Metropolia Górnośląsko-Zagłębiowska, Poznań, Łódź, Szczecin i Lublin. Wiele lat zabrało, zanim firmy, deweloperzy i inwestorzy wyszli poza stolicę do największych miast. Już widać, że rozpędzona gospodarka i brak rąk do pracy zachęcają przedsiębiorstwa do instalowania się w jeszcze mniejszych miejscowościach.
Samorządy w grze
– Nowoczesne powierzchnie biurowe w Polsce to już prawie 11 mln mkw. Większość znajduje się w Warszawie, na ponad 5 mln mkw. składają się biura zlokalizowane w głównych miastach wojewódzkich, zamieszkałych przez 400–500 tys. mieszkańców – szacuje Łukasz Żelezik, partner, dyrektor w dziale powierzchni biurowych w Colliers International. – Coraz częściej jednak także mniejsze ośrodki chcą skorzystać z koniunktury gospodarczej i hossy na rynku nieruchomości, starając się przyciągać zarówno deweloperów, jak i potencjalnych najemców – podkreśla.
CZYTAJ TAKŻE: Biurowce: lokalne rynki ścigają Warszawę
Zdaniem eksperta te mniejsze miejscowości dysponują silnymi atutami, by konkurować z aglomeracjami. – Mają wyższe uczelnie, wykwalifikowanych i lojalnych pracowników oraz rozwiniętą infrastrukturę miejską i regionalną, czyli szybkie połączenia drogowe, kolejowe, a nawet lotnicze – wylicza Żelezik. – Do tego dochodzi silna determinacja samorządów, które profesjonalizują się w przygotowywaniu ofert dla inwestorów. Średniej wielkości miastom sprzyja również sytuacja na rynku: największe ośrodki coraz silniej odczuwają brak rąk do pracy i rosnące wynagrodzenia – podkreśla.
Boom w mniejszych ośrodkach to szansa na zgarnięcie premii za pierwszeństwo dla lokalnych deweloperów, często działających już w prężnie rozwijającym się segmencie mieszkaniowym.