Ministerstwo Środowiska pracuje nad projektem ustawy antyodorowej. Dzięki niej wielkie fermy mają przestać powstawać w pobliżu zabudowań mieszkalnych. Mimo to propozycje krytykują społecznicy, samorządy oraz rzecznik praw obywatelskich.
Odległości w prawie
Chodzi o projekt ustawy o minimalnej odległości dla planowanego przedsięwzięcia sektora rolnictwa, którego funkcjonowanie może się wiązać z ryzykiem powstania uciążliwości zapachowej. Przewiduje on, że minimalna odległość dla chowu lub hodowli zwierząt w liczbie nie mniejszej niż 210 DJP, a nie większej niż 500 DJP wyniesie 270 metrów od zabudowań mieszkalnych, a dla hodowli większej niż 500 DJP co najmniej 500 m. DJP to jednostka przeliczeniowa inwentarza. 210 DJP oznacza np. hodowlę 600 macior lub 1500 tuczników (świnie powyżej 30 kg). Projekt wprowadza również zmiany do prawa budowlanego. Nie będzie się już można starać o budowę chlewni czy fermy, jeżeli nie spełni ona wymogów projektowanej ustawy.
Propozycja ministerstwa nie podoba się Edycie Kostrzewie, prezes Stowarzyszenia Wspólne Miejsce do Życia. Według niej nie rozwiązuje ona problemu. – Nie mam nic przeciwko małym jednobudynkowym fermom. Ale taka na 7 milionów kur nie ma z takimi nic wspólnego. Tymczasem proponowane rozwiązania pozwolą na budowę wielkich przemysłowych ferm w odległości 500 m od zabudowań mieszkalnych, a to nie jest duża odległość. Dla mieszkających w sąsiedztwie takiej fermy życie stanie się prawdziwą udręką. Pojawią się choroby, np. astma, alergie. Dojdzie do zanieczyszczenia środowiska. Będzie też duży fetor – wylicza Edyta Kostrzewa.
Zastrzeżenia do projektu zgłasza również rzecznik praw obywatelskich. – Projekt reguluje tylko minimalne odległości dotyczące ferm, ale zapach emitują też spalarnie śmieci, lakiernie samochodowe, zakłady produkcji drewna czy ubojnie – tłumaczy Joanna Lipnicka z Biura RPO.
– Nowe rozwiązania mają się odnosić tylko do nowo budowanych ferm, a nie tych już istniejących. A te ostatnie bardzo utrudniają życie mieszkańcom wsi. Definiują wprawdzie uciążliwość zapachową, ale nie zawierają żadnych norm technicznych, na podstawie których można ustalić przekroczenia, żeby inspekcja ochrony środowiska mogła interweniować – wyjaśnia Joanna Lipnicka.