Łódzki ogród zoologiczny rozpoczął największą w swojej 80-letniej historii inwestycję – budowę Orientarium. Ma kosztować ok. 262 mln zł, powstać w trzy lata, a środki pochodzić będą z obligacji wyemitowanych przez spółkę Miejski Ogród Zoologiczny w Łodzi, które wykupi PKO BP (jej stuprocentowym udziałowcem jest gmina). Biznesplan pokazuje, że w ciągu 15 lat inwestycja może się zwrócić i sama utrzymać.
Konkurencja dopiero w Wielkiej Brytanii
Łódzkie Orientarium, które zastąpi miejski ogród zoologiczny, na wizualizacjach wygląda imponująco. W Polsce brakuje tego typu miejsc, a sukces Wrocławia, który trzy lata temu otworzył Afrykarium, przekonał Łódź, że warto stworzyć coś, czego nie ma w tej części Europy.
– Łódzkie zoo powstało 80 lat temu, obiekty nigdy nie przechodziły generalnego remontu, a zmieniły się też znacząco wymogi prawne, jeśli chodzi o warunki bytowe dla zwierząt – tłumaczy Aleksandra Hac z biura prasowego Urzędu Miasta w Łodzi. Za dwa lata łódzkiemu zoo kończyła się akredytacja na prowadzenie zoo m.in. od Europejskiego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych i Akwariów. Miasto stanęło przed wyzwaniem – albo zrobi milowy krok do przodu, albo zamknie zoo. Warunki, jakie posiada obecnie ogród, nie pozwalają trzymać m.in. słoni czy hipopotamów. Jak podkreślała podczas konferencji Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi, miasto chce, „aby zwierzęta miały możliwie największy komfort życia, a goście zoo komfort zwiedzania".
Wrocławskie Afrykarium ma dwa miliony odwiedzających rocznie – blisko pięć razy więcej niż jego poprzednik, czyli zoo. Podobnie jest w Łodzi – rocznie zoo odwiedzało 300 tys. osób, a szacunki wskazują, że Orientarium może przyciągnąć co najmniej 1,5–1,7 mln osób.
Orientarium nie będzie konkurencją dla wrocławskiego Afrykarium, bo znajdą się tam inne gatunki fauny i flory, niż można podziwiać w stolicy Dolnego Śląska. Znajdą się w nim okazy z południowo-wschodniej części Azji, w tym wiele zagrożonych wyginięciem: orangutany, langury, anoa, tapiry malajskie, gawiale, pantery mgliste, rekiny i płaszczki. A także takie, których nie ma w pozostałych polskich ogrodach zoologicznych.