Jedni twierdzą, że wzięło się z czasów pradawnych, bo ziemię na kopiec legendarnego władcy pra-Polski noszono w rękawach, inni wywodzą je z pogańskich obrzędów ku czci zmarłych. Dość, że tegoroczna zabawa odbyła się pod znakiem słowiańskich bożków. Hasały więc pod kopcem dostojne Światowidy, frywolne Marzanny i groźne Perkuny, a wiedźmy wróżyły z czego się da, a może nawet usiłowały wywoływać cienie zapomnianych przodków. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. W społeczeństwie coraz bardziej przeczulonym, gdzie krążą sfory prokuratorów-amatorów gotowe każdą odmienność potępić jako lewactwo i zakrzyczeć w imię obrazy uczuć religijnych, okazuje się, że jednak można, że nikomu nie wadzi... Czyżby nikt nie zauważył, ale czujnie przebudzi się w następnym roku? Ale może to jednak krakowska specyfika, tradycja Galicji, bardziej tolerancyjnej niż inne dzielnice? Niekoniecznie, bo Kraków – o którym kiedyś nieoceniony Jan Sztaudynger napisał: „na jednym rogu się modlą, na drugim podlą" – nieraz pokazał gębę złośliwą i nietolerancyjną, o czym także w tym miejscu była mowa.