Wyspy wysokiego bezrobocia nie znikną same

Trzeba albo zachęcać ludzi do gonienia za pracą po kraju, albo sprawić, by praca przyszła do nich.

Publikacja: 18.01.2020 12:38

Urzędy pracy przygotowują się na napływ osób, które stracą pracę wskutek epidemii.

Urzędy pracy przygotowują się na napływ osób, które stracą pracę wskutek epidemii.

Foto: fot. Jerzy Dudek

Polski rynek pracy jest w rekordowo dobrej kondycji. Stopa bezrobocia rejestrowanego na koniec 2019 r. wynosiła tylko 5,2 proc. Jednak regionalne różnice pod tym względem są wciąż bardzo duże.

Rynek pracownika?

Przykładowo, o ile w regionie warszawskim bezrobocia praktycznie nie ma, bo wynosi jedynie 2 proc., o tyle w woj. warmińsko-mazurskim czy mazowieckim (poza Warszawą i przyległymi powiatami) – sięga aż 8,7 proc. Zaś w woj. świętokrzyskim i podkarpackim – 7,7 proc.

– Jeszcze większe różnice widać na poziomie powiatów – zaznacza Andrzej Kubisiak, ekspert rynku pracy Polskiego Instytutu Ekonomicznego. – Czasami w obrębie jednego województwa występują rynki, gdzie firmy mają ogromne problemy z pozyskaniem chętnych do pracy. I jednocześnie miejsca, gdzie bezrobocie utrwaliło się na poziomie dwucyfrowym. W takich powiatach mało kto słyszał na przykład o „rynku pracownika” – dodaje Kubisiak.

Odmienny popyt

Najlepszym przykładem jest tu Mazowsze. W samej Warszawie jedynie 1,3 proc. aktywnych mieszkańców nie ma pracy. Natomiast w powiecie szydłowieckim, który jest oddalony od stolicy o ok. 130 km – aż 22,4 proc. (to jedyny powiat w Polsce z bezrobociem powyżej 20 proc.). Na południu Mazowsza duże bezrobocie wciąż widać w powiecie przysuskim (17,5 proc.) czy radomskim (16 proc.), a na północy w powiecie makowskim (15,4 proc.), sierpeckim (14,8 proc.) czy żuromińskim (14,4 proc.).

""

regiony.rp.pl

Takich powiatów, gdzie wysokie bezrobocie, powyżej 10 proc., stało się już normą i trwałym zjawiskiem, jest w sumie w Polsce 71 (18,6 proc. ich ogólnej liczby). Na przeciwległym biegunie są 52 powiaty (13,7 proc.) z bezrobociem poniżej 3 proc.

Ogromne różnice dotyczą też zapotrzebowania firm na pracowników – pokazuje Barometr Ofert Pracy, prowadzony przez firmę analityczną BIEC. Jak wynika z przygotowanego specjalnie dla nas zestawienia, w całym 2019 r. w woj. mazowieckim w internecie pojawiło się prawie 600 tys. ofert pracy. Na jednego bezrobotnego przypadało więc statystycznie aż pięć ofert. W woj. lubelskim – to ok. 63 tys. ogłoszeń i tylko 0,9 oferty w przeliczeniu na liczbę bezrobotnych.

Łatwiej za granicę

Duże zróżnicowanie regionalne pod względem sytuacji na rynku pracy jest dosyć naturalnym zjawiskiem i występuje praktycznie we wszystkich krajach, także tych rozwiniętych (np. USA). Ale nie zmienia to faktu, że warto temu przeciwdziałać.

– Oczywiście, nie uda się regionalnych różnic rozwojowych zmniejszyć do zera, ale można próbować je spłaszczać – zaznacza Andrzej Kubisiak. – Po pierwsze, poprzez udrożnienie wewnętrznych migracji w Polsce – wyjaśnia.

CZYTAJ TAKŻE: Raport: jak zmienia się rynek pracy w regionach

Polska jest specyficznym krajem, w którym łatwiej jest wyemigrować za pracą za granicę niż np. do innego województwa – komentuje też Monika Fedorczuk, ekspertka Konfederacji Lewiatan. – Miejsca zamieszkania wewnątrz kraju zmieniają w zasadzie osoby do 30. roku życia, głównie dlatego, że decydują się zostać w mieście, w którym studiowały. Po tym starcie zawodowym mobilność wewnętrzna spada praktycznie do zera – dodaje.

Przyczyną takiej sytuacji jest m.in. niska dostępność tanich mieszkań. – To duża bariera – zaznacza Tomasz Kaczor, ekonomista, założyciel think tanku prevision.pl. – Szczególnie dla osób o niższych kwalifikacjach i umiejętnościach, które mogą podjąć słabiej płatną pracę. Ich zarobki nie pozwalają na wynajem przyzwoitego lokum, gdzie mogliby zamieszkać z rodziną – opisuje Kaczor.

Więcej mieszkań

Trzeba przyznać, że państwo podejmuje w tym zakresie pewne działania, wzmacniając rozwój budownictwa mieszkaniowego przez różne formy wsparcia. – Jednak potrzeby wciąż są ogromne. Po prostu na rynku jest za mało mieszkań. A im będzie ich więcej, czy to wybudowanych przez deweloperów prywatnych, czy przez spółdzielnie, czy samorząd, tym tańszy będzie ich wynajem na wolnym rynku – zaznacza Kaczor. Jego zdaniem w tej kwestii pomogłoby uwolnienie publicznych zasobów gruntów pod budownictwo mieszkaniowe.

CZYTAJ TAKŻE: Ukraińcy wspierają rynki pracy w całej Polsce

– Tu jednak poprawa szybko nie nastąpi – zauważa Monika Fedorczuk. – Dlatego można byłoby wykorzystywać środki z Funduszu Pracy na finansowanie wsparcia zmiany miejsca zamieszkania dla osób, które migrują za pracą – proponuje. Do tego równie ważne są inwestycje w kształcenie ustawiczne i dopasowywanie kwalifikacji bezrobotnych (a także osób obecnie nieaktywnych zawodowo) do bieżących potrzeb rynku pracy. – Tu widziałabym pole do dalszej reformy przede wszystkim szkolnictwa zawodowego i technicznego, zwłaszcza na terenach, gdzie nie mamy w tym zakresie dobrej oferty – mówi ekspertka.

Praca sama przyjdzie?

Jeszcze inną kwestią są problemy z mobilnością na poziomie nawet jednego powiatu, wynikające z niskiej dostępności transportowej. Chodzi o problemy z dojazdem do pracy, jeśli w danym miejscu brakuje transportu publicznego, a dojazd, np. własnym autem, okazuje się zbyt drogi. Tu także problem został zauważony przez państwo. Ale właściwie trudno się łudzić, że kiedykolwiek zostanie w całości rozwiązany.

Oczywiście, im bardziej mobilnym społeczeństwem jesteśmy, tym lepiej. Ale zawsze to pracownik musi gonić za pracą, a czasami dobrze byłoby, by praca przyszła do pracownika. – I tu wchodzimy w drugi obszar działań, które warto podejmować, by zmniejszyć zróżnicowanie na rynkach pracy – podkreśla Andrzej Kubisiak. – Bo trzeba się starać, by te lokalne rynki też się rozwijały – wyjaśnia.

Jak pobudzić biznes

Zdaniem Kubisiaka w ostatnich latach widać pozytywne zmiany, choćby pod względem polityki lokowania inwestycji. O ile wcześniej inwestorzy tłumie pojawiali się np. w Warszawie, w woj. dolnośląskim, pomorskim, wielkopolskim czy małopolskim, o tyle ścianę wschodnią omijali dosyć szerokim łukiem. – Teraz widzimy zmianę tych tendencji, wymuszoną zresztą właśnie przez rynek pracy. Dostępność rąk do pracy w danym miejscu stała się jednym z głównych kryteriów decyzji lokalizacyjnych. Dziś nie jest sztuką wybudować halę czy fabrykę, ale znaleźć chętnych, którzy by tam pracowali – dodaje Kubisiak.

CZYTAJ TAKŻE: Bez profilu bezrobotnemu łatwiej będzie znaleźć pracę

– Przez wiele lat hołdowaliśmy koncepcji rozwoju metropolii, by tam powstawało jak najwięcej miejsc pracy – zauważa z kolei Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. – To ważne, ale przy okazji zaniedbano małe ośrodki. Dziś sytuacja w wielu małych i średnich miastach jest fatalna, rynki pracy są bardzo słabe, a miastom tym grozi wyludnienie. Dlatego przede wszystkim należałoby zadbać o rozwój gospodarek, małego i średniego biznesu właśnie tam – postuluje Soroczyński. – To, moim zdaniem, nawet ważniejsze niż wspieranie migracji wewnętrznych – zaznacza.

Finanse w regionach
Inwestycje – busola samorządności
Finanse w regionach
NIK: rząd PiS ręcznie sterował finansami JST. "Nieudolne reformy i klientelizm"
Finanse w regionach
Minister finansów: System finansowania samorządów wymaga radykalnej zmiany
Finanse w regionach
Rząd przedstawi szczegóły o finansach samorządów w ciągu miesiąca?
Finanse w regionach
Wszystkie regiony Polski gonią unijną zamożność, ale w różnym tempie