W konkursie na granty w drugiej turze Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, gdzie do podziału było 4,35 mld zł (ponad dziesięć razy więcej niż fundusze, jakie w atmosferze awantury dzielono niedawno między artystów), startowały chyba wszystkie samorządy w Polsce. Ale pomoc trafiła do ok. 60–70 proc. jednostek, pozostałe nie dostały ani złotówki.
Po ogłoszeniu takich wyników w części samorządów zawrzało. I to nie dlatego, że pieniędzy nie starczyło dla wszystkich (bo tak się często w konkursach zdarza), ale dlatego, że trudno wskazać, na jakich zasadach dokonano podziału. A jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o politykę.
Kryterium partyjne
– Tylko pobieżny przegląd opublikowanych list pozwala na sformułowanie wniosków, które podważają obiektywność dokonanego podziału – zauważa w swoim stanowisku Związek Miast Polskich. I przedstawia statystyki, z których wynika, że stosowano raczej klucz partyjny niż jakościowy. Według danych urzędy marszałkowskie na swoje inwestycje mają dostać w sumie ok. 330 mln zł, z czego aż 89 proc. trafić ma do ośmiu województw, w których rządzi Zjednoczona Prawica, a do pozostałych ośmiu województw, gdzie rządzi opozycja – tylko 11 proc.
Z kolei wśród 18 stolic województw, na czele których stoją zwykle prezydenci związani z opozycją, dotację otrzymają tylko trzy miasta (Bydgoszcz, Katowice i Szczecin), a wśród pozostałych 48 miast na prawach powiatu – tylko 18.
CZYTAJ TAKŻE: Prezydent Opola: rząd dzieli dotacje według partyjnego klucza