Pandemia dotyka branży hotelowej, restauracyjnej oraz organizatorów imprez kulturalnych. We wszystkich tych rolach występuje Dolina Charlotty koło Słupska, a do szerokiego profilu dodać trzeba także ogród zoologiczny i mini stadninę. Wszystko dostępne całorocznie.
Pracownicza rodzina
– Myślę, że miałbym łatwiej, gdybym zdecydował się wyłącznie na hotel i centrum spa, ale miałem inne ambicje – mówi „Życiu Regionów” Mirosław Wawrowski, szef Doliny Charlotty. – Teraz znalazłem się w samym centrum katastrofy. W połowie marca musiałem zamknąć hotel, w którym każdego dnia przebywało ponad 250 gości, zaś w sezonie wakacyjnym – wraz dziećmi – do 350. Ogromny problem stanowi dla mnie nie tylko moja sytuacja, ale także moich współpracowników i pracowników. Stanowimy wielką rodzinę, razem budowaliśmy i tworzyliśmy Dolinę Charlotty. To łącznie około setka ludzi. Nie uznaję śmieciówek, zatrudniam na umowę o pracę. Nie mogłem postąpić inaczej, jak wypłacić pensje za marzec. Jednak moje zasoby się kurczą, wpływów nie ma, a wiszą nade mną kredyty. Dlatego umówiliśmy się, że do czasu wznowienia działalności – pracownicy przejdą na formę zatrudnienia na pół lub ćwierć etatu – opowiada.
To możliwe w restauracji i hotelu. Jednak w zoo, które odwiedza zazwyczaj w sezonie do 2 tysięcy gości dziennie, oraz stadninie – tak się nie da. Zwierzęta, a jest ich aż 350, reprezentujących różne gatunki, wymagają ciągłej opieki, nad czym pracuje blisko trzydzieści osób.
CZYTAJ TAKŻE: Koronawirus pogrąża miejskie budżety. Zapłacą również mieszkańcy
Ratunkiem ma być pierwsza odsłona rządowej tarczy, czyli dopłaty do pensji w wysokości 40 procent płacy minimalnej.