Kierunek – wschód!

Może nie zawsze będzie idealnie, ale na pewno zawsze – ciekawie. A kiedy trafi się lepsza okazja na rowerowe krajoznawstwo niż w tak nietypowe wakacje?

Publikacja: 29.07.2020 15:00

AdobeStock

AdobeStock

Foto: AdobeStock

Dlaczego nie dzwoniliście? Jutro akurat mamy komunię, bo przez ten wirus wszystko później w tym roku. Ale jakbyśmy wiedzieli wcześniej, przygotowalibyśmy wam pokój – rozkłada ręce pan Wiesław.

– Mamy namiot i śpiwory, potrzebny nam tylko na chwilę prysznic. – Nie wygłupiajcie się, wchodźcie. Ale trzeba było dzwonić, jakąś kolację bym przygotował.

Wydanie Specjalne Życia Regionów
Turystyka w czasach pandemii

Wiesław Kuliński prowadzi Miejsce Przyjazne Rowerzystom, czyli MPR, jakich od groma wzdłuż Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo. Zazwyczaj to po prostu agroturystyka lub kemping ze specyficznym rowerowym certyfikatem, który mówi nam, że bez problemu możemy przystanąć na jedną noc, nie stracimy fortuny, a w razie potrzeby nawet naprawimy rower. A skoro obejdziemy się bez kolacji czy królewskiego posłania, nawet dzwonić wcześniej nie trzeba – w końcu nigdy do końca nie wiadomo, gdzie się zajedzie, dokąd starczy sił.

Green Velo to najdłuższa, dobrze oznaczona trasa rowerowa w Polsce – łącznie ponad 2 tys. km. Prowadzi z Elbląga do Końskich, przez większą część idąc wzdłuż granicy – najpierw północnej, potem wschodniej, by w Przemyślu zawinąć na Rzeszów, a potem Kielce. Poznaliśmy ją rok temu od północy – w trzy tygodnie objechaliśmy Warmię, Mazury i Suwalszyczyznę, która nas wgniotła w siodełko. A na koniec Podlasie. W te wakacje postanowiliśmy sprawdzić szlak od drugiej strony.

Zamki i dzikie kempingi

Ruszamy we dwoje z Warszawy. Z samego rana pociągiem, ale tylko do Skierniewic. Dalej już na dwóch kółkach do świętokrzyskiego krańca szlaku. Po drodze zwiedzamy Inowłódz, w tym starą synagogę przerobioną na sklep spożywczy (jeszcze niedawno była w niej biblioteka), zaliczamy pierwszą wakacyjną kąpiel w Zalewie Opoczyńskim i drugą, wieczorną, w fantastycznym Jeziorze Sielpińskim już za Końskimi. W Sielpi można się poczuć jak nad Bałtykiem – kolorowa promenada z barami i ośrodkami wypoczynkowymi. A po drugiej, spokojniejszej, stronie jeziora kemping, w tym roku co prawda darmowy, bez infrastruktury, ale po pierwszym dniu jazdy kąpiel w jeziorze zupełnie nam wystarczy.

Rano rozciągamy hamak i ładujemy chwilę akumulatory. Góry Świętokrzyskie będziemy objeżdżać łukiem, ale i tak czekają nas spore przewyższenia, a to wyzwanie dla ciężkich trekkingowych rowerów obładowanych sakwami, w których wieziemy namiot, śpiwory, samopompujące maty, palnik turystyczny, garnek, talerze i inne ważące swoje skarby, które zmienią wyjazd rowerowy w przyjemne krajoznawstwo. Jest burzowo, ale krótkie nawałnice można przeczekać na MOR-ze – to Miejsca Obsługi Rowerzystów, jakie co kilka kilometrów rozstawione są wzdłuż szlaku. Zawsze jest altanka, a czasem i toi toi. Na Wyżynie Kieleckiej odwiedzamy je zdecydowanie częściej niż na płaskich odcinkach.

Szlak prowadzi głównie mało ruchliwymi drogami, czasem drogami rowerowymi. Przed Kielcami warto zwiedzić opuszczony Pałac Tarłów, w którym ktoś powiesił kosz do koszykówki. W samym mieście Green Velo przechodzi przez dwa rezerwaty, w tym przez urokliwe wzgórze Kadzielnia, co szybko zmieniło nasze wyobrażenie o Kielcach. Jeszcze przed Sandomierzem można przystanąć nad Zalewem w Borkowie – z pierwszorzędnym kąpieliskiem i cenami mocno odbiegającymi od mazurskich; ukrytym wśród imponujących wzgórz i otoczonym poparkowanymi na dziko kamperami Jeziorem Chańcza; a dalej przy perełce wśród polskich zamków – słynnym Krzyżtoporze, który koniecznie trzeba obejść.

Chrząszcz brzmi w…

Na poznanie Sandomierza, jego muzeów i podziemi przeznaczyliśmy sobie dwa dni, co mocno ułatwił kemping u samych stóp Starego Miasta. Dalej ruszamy w stronę Roztocza, ledwo zahaczając o Dolinę Dolnego Sanu, gdzie spotykamy bardzo przyjaznych ludzi.

– Ile kilometrów? Ja tylu chyba przez całe życie na rowerze nie zrobiłem – zagaduje żartobliwie starszy pan w Radomyślu nad Sanem. Ale podkarpacką część Green Velo zostawiamy sobie na oddzielną wycieczkę mniej obładowanymi rowerami i skracamy trasę przez Lasy Janowskie do Zwierzyńca.

Po drodze w Hucie Krzeszowskiej agroturystykę prowadzi wspomniany już Wiesław Kuliński, nauczyciel plastyki w miejscowej podstawówce. Z dumą oprowadza po jedynym w swoim rodzaju, nieustannie poprawianym domu, obwieszonym własnymi obrazami i kolekcjami rozmaitych staroci. Pokazuje własnoręcznie wybudowany piec do pizzy, w którym skwierczą akurat golonki na komunię, a także piękną piwniczkę – na imprezy trochę starszych gości. I nad własnymi wytworami, w niesamowicie sympatycznej atmosferze, nawet niezapowiedzianym gościom opowiada o okolicy. – W tym roku rowerzystów jest chyba nawet więcej. W kilka tygodni było już tyle grup, co wcześniej przez cały sezon.

Pierwsze tłumy cyklistów spotykamy od razu w Zwierzyńcu. Roztocze okazuje się po prostu stworzone na rowerowe wycieczki. Przyjemne górki, piękne widoki, wspaniała przyroda. To nasza tegoroczna „Suwalszczyzna”. Szlak idzie wzdłuż Wieprza aż do Krasnegostawu. Warto jednak odbić do Szczebrzeszyna (najstarsza w kraju murowana cerkiew i oczywiście pomnik Brzechwowego chrząszcza), a także na kąpielisko w Nieliszu.

Dalej zaczyna się już Polesie, które nie składa obietnic bez pokrycia – znów wjeżdżamy w piękne lasy. Droga niestety nieco się pogarsza. – Jak się jechało? – zagaduje dostawca przed spożywczym w Uherze. – Może być. – Dajcie spokój, od lat piszemy petycje, by to jakoś poprawili, bo wstyd. Sam zjechałem trochę Green Velo i wiem, jak wygląda gdzie indziej.

Przed Chełmem warto odpocząć nad Zalewem Żółtańce – przyjemne kąpielisko z wakeparkiem – bo później podjazd na Górę Zamkową może zmęczyć, ale wynagradza to wspaniała bazylika, kawiarnia z pięknym tarasem i świetny widok na Chełm. Za miastem szlak robi się już płaski jak stół, a potem dosięga Bugu w Woli Uhruskiej, gdzie na gminnym kempingu można przespać się za grosze i bez dopłat rozpalić nawet ognisko z przygotowanego już drewna. Niestety Bug oznacza też komary, a w tym roku są one niezwykle uciążliwe.

Wzdłuż „Nadbużanki”

Dalej skrajności: miejsce pamięci na terenie obozu w Sobiborze, a tuż obok kurort Okuninka nad Jeziorem Białym, czyli Władysławowo Lubelszczyzny, które rozsławiła tabloidowa historia z 1999 r., gdy w jeziorze miał rozgościć się najprawdziwszy krokodyl. W każdym razie – jest gdzie spać i co zjeść. A obok Włodawa z muzeum w starej synagodze, pyszną kawiarnią przy rynku i oczywiście znanym z codziennych komunikatów w Polskim Radiu wodowskazem na Bugu.

Green Velo tu już snuje się leniwie drogą rowerową wzdłuż słynnej „Nadbużanki”, czyli trasy na Terespol. Trzeba uważać, by telefon nie złapał białoruskiej sieci. Warto przystanąć w Hannie, gdzie w stodole powstało muzeum nadbużańskiej wsi, a także w Sławatyczach, gdzie wciąż kultywuje się niepowtarzalną tradycję noworocznych brodaczy. Dalej Kodeń z Sanktuarium Matki Bożej Gregoriańskiej i Kalwarią Kodeńska – zespołem kaplic drogi krzyżowej na terenie dawnej rezydencji Sapiehów. Świetne miejsce na odpoczynek i obiad (w przyzakonnej jadłodajni Oblatów). Trudno nie rozleniwić się w tak urokliwych miejscach.

W pobliskim Terespolu łapiemy już transport do Warszawy, kończąc dwutygodniowe, niespieszne snucie się po szlaku z mnóstwem kąpieli w jeziorach, noclegów na dziko, rozmów z fantastycznymi ludźmi. Na liczniku niecałe 900 km, sporo mniej niż przed rokiem, ale w nogach dużo więcej podjazdów. Podstawiony pociąg Intercity zaskakuje aż dwoma wagonami rowerowymi, choć nie obyło się bez problemów z kupnem biletów przez internet.

I taki też jest szlak Green Velo – ciągle zaskakuje, w większości pozytywnie, ale ma i swoje braki. Czasem w kwestiach, które, wydawałoby się, już powinny być oczywiste, jak bezpieczne przejazdy rowerowe przez ruchliwe trasy albo oddzielne drogi dla cyklistów na stromych podjazdach, gdzie inaczej blokuje się ruch samochodowy. Po prostu trzeba się przygotować, że nie zawsze będzie idealnie, ale na pewno zawsze – ciekawie.

Dlaczego nie dzwoniliście? Jutro akurat mamy komunię, bo przez ten wirus wszystko później w tym roku. Ale jakbyśmy wiedzieli wcześniej, przygotowalibyśmy wam pokój – rozkłada ręce pan Wiesław.

– Mamy namiot i śpiwory, potrzebny nam tylko na chwilę prysznic. – Nie wygłupiajcie się, wchodźcie. Ale trzeba było dzwonić, jakąś kolację bym przygotował.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Materiał partnera
Muzeum Pamięci Sybiru z nagrodą Rady Europy
Warto zobaczyć
Jednonogi maszeruje w czasie
Warto zobaczyć
Prace Banksy’ego na Kazimierzu. Wystawa z miejską ścieżką dźwiękową
Warto zobaczyć
Miejskie meble – fantazyjne czy zwyczajne?
Warto zobaczyć
Obrazy przeszłości i współczesności. Spektakularne wystawy w polskich miastach