Wśród 21 propozycji decentralizacji usług publicznych, zaprezentowanych przez FundacjĘ Batorego w Gdańsku na pierwszym miejscu znalazła się służba zdrowia. „Usamorządowienie” jej ma zapobiec dalszej zapaści służby zdrowia. Czy to się uda? Dotychczasowy system opieki zdrowotnej doprowadził do wielu patologii w świadczeniu usług leczniczych, chociaż to samorządy są organami założycielskimi placówek zdrowia. Ale ich udział jest pozorny, ponieważ nie dysponują środkami finansowymi na świadczenie usług zdrowotnych. Mogą najwyżej finansować akcje promocji zdrowia. Szpitale samorządowe, stając w kolejce po kontrakty z NFZ, nie mają pewności, czy dostaną wystarczające środki na leczenie.
CZYTAJ TAKŻE: Brak pieniędzy na zdrowie ciąży władzom lokalnym
Najczęściej kończą się one na długo przed końcem kontraktu. Dostrzegł to nawet ustawodawca i postanowił pomóc samorządom, zapisując w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, w art. 9a, iż jednostka samorządowa może finansować świadczenia gwarantowane, ale tylko ponad kwotę (art. 9b) zobowiązania NFZ wobec świadczeniodawcy w danym zakresie. To dosyć cyniczny zapis, ponieważ wiadomo, że samorząd nie ma pieniędzy na leczenie swoich mieszkańców i nie może też od nich wymagać dodatkowej składki w tym zakresie. Dlatego przepisy te pozostają martwe. NFZ rozdziela rocznie 80 mld zł na oddziały regionalne tej instytucji, jednak centralizacja finansowania leczenia nie zapewnia równego dostępu do świadczeń zdrowotnych. Model ten utrwala też istnienie tych szpitali powiatowych, których istnienia nie uzasadniają potrzeby zdrowotne.
Pieniądze do regionu
Składka zdrowotna od lat nie zapewnia właściwego poziomu leczenia ani dostępu do świadczeń zdrowotnych. Wynosi 4,5 proc. PKB i należy do najniższych w Unii Europejskiej. Tymczasem w państwach rozwiniętych przekracza 6 proc. Jej podniesienie wymaga woli politycznej, a tej niezmiennie brakuje w obliczu gry o władzę. Toteż przeniesienie jej na poziom regionów byłoby dobrym rozwiązaniem. Tej zmianie musi jednak towarzyszyć przypływ dodatkowych środków na świadczenia opieki zdrowotnej, tak aby zmieniony algorytm (według którego przekazywano środki do oddziałów NFZ) nie spowodował zmniejszenia poziomu finansowania opieki medycznej w żadnym z regionów.
To rozwiązanie, zdaniem pomysłodawców, zapewniłoby znacznie lepszą i sprawniejszą opiekę mieszkańcom. Zamiast wojewódzkich oddziałów NFZ sferą zdrowia kierowałyby samorządy wojewódzkie. To na nich spoczęłaby odpowiedzialność za stworzenie sieci szpitali, łącznie z obecnymi powiatowymi, które stałyby się szpitalami regionalnymi. Natomiast powiaty i miasta na prawach powiatu zajęłyby się budowaniem podstawowej opieki zdrowotnej i opiekuńczej. Można by wtedy wykorzystać budynki po niektórych szpitalach powiatowych.