Kiedy tylko rząd luzuje ograniczenia, wzrasta liczba podróżujących, a wraz z nimi skaczą zakażenia. Krąg się zamyka, kiedy władza ogłasza kolejne zakazy i nakazy. Także te dla branży hotelarskiej. Żyjąca głównie z turystów, na razie radzi sobie jak może – czyli źle.
Nic zatem dziwnego, że kwitnie swoiste turystyczne podziemie. Małe pensjonaty oraz domy przerobione na pokoje dla gości pozostają w relatywnie lepszej sytuacji od wielkich hoteli czy sieci pensjonatów. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest prozaicznie prosta: łatwiej im przyjąć mniejszą liczbę gości i ominąć radar kontrolerów.
Agregatory wyznaczą trop
A działa to w ten sposób: jeśli chcemy udać się na przykład w Beskidy, to lokalne uzdrowiska oferują – oprócz wielkich hoteli-molochów – całkiem sporą liczbę pokoi do wynajęcia w domach i pensjonatach.
Wystarczy poszukać przez agregator takich miejsc, jak np. Booking, i zarezerwować sobie nocleg. Po przyjeździe obsługa anuluje nasz przyjazd, a my rozliczamy się w gotówce.
CZYTAJ TAKŻE: Burmistrz Krynicy-Zdroju: Jeśli ruszy branża turystyczna, jest dla nas nadzieja