Nikt nie jest w stanie przewidzieć, ile jeszcze potrwa czas pandemii i ograniczenia z nim związane. Gospodarka, choć powoli, wraca do funkcjonowania. Czas zarazy wymusza jednak specjalną troskę o bezpieczeństwo. Im mniej kontaktów bezpośrednich pomiędzy ludźmi – tym lepiej.
Ogromną popularność zyskuje w wielu sytuacjach metoda online. Na nią to właśnie zamierzają teraz stawiać również właściciele szkół nauki jazdy. Wielu z nich twierdzi, że od połowy marca liczba chętnych do nauki jazdy spadła o ponad 90 proc. Liczą jednak, że w czasach ograniczeń kontaktów podróżowanie własnym samochodem – zamiast korzystania z komunikacji zbiorowej – zyska na popularności.
CZYTAJ TAKŻE: Komunikacja miejska od święta. Koronawirus poprzestawiał rozkłady jazdy
Na razie jednak tłumów chętnych na naukę jazdy za pośrednictwem internetu nie widać. – To z czasem ma szansę się zmienić – uważają właściciele szkół i nie ukrywają, że bardzo na to liczą. W ich trudnej sytuacji pojawia się bowiem światełko w tunelu – Wojewódzkie Ośrodki Ruchu Drogowego powoli wracają do egzaminowania na prawo jazdy.
Pierwsze koty za płoty
Krzysztof Bandos, prezes zarządu Polskiej Federacji Stowarzyszeń Szkół Kierowców, która zrzesza ponad 600 szkół nauki jazdy z całego kraju, potwierdza w rozmowie z nami, że nie ma na co dłużej czekać z powrotem do działalności. – Rozpocząłem kurs online tuż przed wybuchem pandemii. Brało w nim udział 20 osób, 15 z nich taka forma nauki wystarczyła, piątka kwalifikuje się do powtórki stacjonarnej – opowiada. Już ten przykład pokazuje, że nie można całkowicie zrezygnować z kursów w formie tradycyjnej. – Powoli przymierzam się do uruchomienia także takich, oczywiście w miarę możliwości lokalowych – zastrzega Bandos.