Disruptive technology – w ten sposób określa się innowacje, które całkowicie wymykają się standardom, burząc dotychczasowy układ sił i zastany porządek. Właśnie w ten sposób narodził się Uber, aplikacja łącząca pasażerów z kierowcami. I w ten sam sposób rynek na całym świecie podbijają systemy sharingowe, czyli powstałe na bazie ekonomii współdzielenia usługi najmu pojazdów.
Dziś na topie są elektryczne hulajnogi pożyczane na minuty. W Polsce pierwszy system tego typu amerykańskiej firmy Lime pojawił się w Warszawie raptem z końcem października ub.r. Dziś po ulicach (i chodnikach) sześciu miast jeździ 6450 takich pojazdów. I w ekspresowym tempie ich przybywa.
Wydłuża się kolejka chętnych
Warszawa, Wrocław, Poznań, Trójmiasto, Łódź, Kraków – lista metropolii, w których pojawiły się już e-hulajnogi szybko rośnie. Podobnie jak lista operatorów, którzy świadczą takie usługi. W kraju działa już ich niemal dziesięciu, ale kolejka zainteresowanych tym biznesem na ulicach rodzimych aglomeracji się wydłuża. Poza firmami z Kalifornii, jak Lime i Bird, są również niemiecki Hive (kapitałowo związany z koncernem Daimler), litewski CityBee, a od kilku dni również rodzime Blinkee.City i Quick Ride. A w blokach startowych stoją już startup Jeden Ślad, który zmienia nazwę na Hop.City, a także RDLabs, MyRyde i estońsko-chiński Bolt. Eksperci szacują, że tylko w stolicy, gdzie dziś jeździ 3,7 tys. pojazdów tego typu, czyli połowa wszystkich w Polsce, w ciągu paru miesięcy będzie ich dwa razy więcej. Fachowcy twierdzą, że możliwości „absorbcji” hulajnóg przez Warszawę są jednak znacznie większe i wskazują, że w Madrycie, Paryżu czy Lizbonie flota tych jednośladów sięga 12–20 tys.
CZYTAJ TAKŻE: Nie tylko my mamy kłopoty z hulajnogami
Adam Jędrzejewski, prezes Stowarzyszenia Mobilne Miasto, sądzi, że w sumie w br. na naszych chodnikach pojawi się 10–12 tys. hulajnóg. Przeciwnicy tego zjawiska ostrzegają, że ten niekontrolowany zalew sprawi, iż przestrzeń miejska zostanie zagracona tymi pojazdami. Do tego dochodzą kwestie bezpieczeństwa (miały już miejsce co najmniej dwa wypadki z udziałem użytkowników hulajnóg i pieszych) i porzucania urządzeń na chodnikach, co stwarza zagrożenie m.in. dla osób niewidomych. Rozwiązaniu tych kwestii nie pomaga fakt, że – jak twierdzi Bartosz Piłat z Zarządu Transportu Publicznego (ZTP) w Krakowie – operatorzy nie chcą współpracować z ratuszem. – Dwie firmy oferują już u nas wynajem hulajnóg, a kolejne dwie do tego się przymierzają. Niestety nie podejmują one próby kooperacji z nami ani jakiegokolwiek sformalizowania współpracy z władzami miasta – zaznacza.