Kraków idzie na wojnę z hulajnogami

W ciągu kilku miesięcy miasta zalała fala 6,5 tys. hulajnóg na minuty. Samorządy nie mają nad nią żadnej kontroli.

Publikacja: 20.05.2019 11:04

W obecnym stanie prawnym jazda elektryczną hulajnogą po drogach publicznych jest zabroniona.

W obecnym stanie prawnym jazda elektryczną hulajnogą po drogach publicznych jest zabroniona.

Foto: shutterstock

Disruptive technology – w ten sposób określa się innowacje, które całkowicie wymykają się standardom, burząc dotychczasowy układ sił i zastany porządek. Właśnie w ten sposób narodził się Uber, aplikacja łącząca pasażerów z kierowcami. I w ten sam sposób rynek na całym świecie podbijają systemy sharingowe, czyli powstałe na bazie ekonomii współdzielenia usługi najmu pojazdów.

Dziś na topie są elektryczne hulajnogi pożyczane na minuty. W Polsce pierwszy system tego typu amerykańskiej firmy Lime pojawił się w Warszawie raptem z końcem października ub.r. Dziś po ulicach (i chodnikach) sześciu miast jeździ 6450 takich pojazdów. I w ekspresowym tempie ich przybywa.

Wydłuża się kolejka chętnych

Warszawa, Wrocław, Poznań, Trójmiasto, Łódź, Kraków – lista metropolii, w których pojawiły się już e-hulajnogi szybko rośnie. Podobnie jak lista operatorów, którzy świadczą takie usługi. W kraju działa już ich niemal dziesięciu, ale kolejka zainteresowanych tym biznesem na ulicach rodzimych aglomeracji się wydłuża. Poza firmami z Kalifornii, jak Lime i Bird, są również niemiecki Hive (kapitałowo związany z koncernem Daimler), litewski CityBee, a od kilku dni również rodzime Blinkee.City i Quick Ride. A w blokach startowych stoją już startup Jeden Ślad, który zmienia nazwę na Hop.City, a także RDLabs, MyRyde i estońsko-chiński Bolt. Eksperci szacują, że tylko w stolicy, gdzie dziś jeździ 3,7 tys. pojazdów tego typu, czyli połowa wszystkich w Polsce, w ciągu paru miesięcy będzie ich dwa razy więcej. Fachowcy twierdzą, że możliwości „absorbcji” hulajnóg przez Warszawę są jednak znacznie większe i wskazują, że w Madrycie, Paryżu czy Lizbonie flota tych jednośladów sięga 12–20 tys.

CZYTAJ TAKŻE: Nie tylko my mamy kłopoty z hulajnogami

Adam Jędrzejewski, prezes Stowarzyszenia Mobilne Miasto, sądzi, że w sumie w br. na naszych chodnikach pojawi się 10–12 tys. hulajnóg. Przeciwnicy tego zjawiska ostrzegają, że ten niekontrolowany zalew sprawi, iż przestrzeń miejska zostanie zagracona tymi pojazdami. Do tego dochodzą kwestie bezpieczeństwa (miały już miejsce co najmniej dwa wypadki z udziałem użytkowników hulajnóg i pieszych) i porzucania urządzeń na chodnikach, co stwarza zagrożenie m.in. dla osób niewidomych. Rozwiązaniu tych kwestii nie pomaga fakt, że – jak twierdzi Bartosz Piłat z Zarządu Transportu Publicznego (ZTP) w Krakowie – operatorzy nie chcą współpracować z ratuszem. – Dwie firmy oferują już u nas wynajem hulajnóg, a kolejne dwie do tego się przymierzają. Niestety nie podejmują one próby kooperacji z nami ani jakiegokolwiek sformalizowania współpracy z władzami miasta – zaznacza.

""

Od jesieni 2018 r. z publicznie dostępnych elektrycznych hulajnóg mogą korzystać mieszkańcy polskich miast / mat.pras.

regiony.rp.pl

ZTP zapowiada więc, że w tej sytuacji pójdzie na wojnę z operatorami. – Jeśli pojazdy będą zagrażały użytkownikom pasa ruchu, będziemy je usuwać. Całkowicie zakażemy natomiast hulajnóg na Plantach i Starym Mieście. Możemy to zrobić, ponieważ to teren, który został objęty szczególną formą ochrony, jaką jest park kulturowy – deklaruje Piłat.

Warszawa nie zabije nowego trendu

Kraków nie chce bałaganu na ulicach i chodnikach w postaci pozostawionych gdzie popadnie hulajnóg, Sopot boi się o bezpieczeństwo pieszych, z kolei Bydgoszcz nawet nie wie, że lada moment ulice miasta zostaną zalane elektrycznymi jednośladami – operatorzy systemów wynajmu takich pojazdów na minuty i samorządy nie mogą znaleźć wspólnego języka. Relacje te dodatkowo komplikuje nie tylko gwałtowna i niekontrolowana przez nikogo ekspansja takich wypożyczalni, ale również brak przepisów dla tego typu jeździków.

Zgodnie z ustawą o ruchu drogowym hulajnogi traktowane są jak piesi. Jazda do 25 km/h po chodniku to jednak spore zagrożenie. Nic dziwnego, że miasta zastanawiają się, jaką obrać strategię względem nowego trendu. Wszyscy zgodnie twierdzą, że to problem, który należy szybko uporządkować i uregulować. Z drugiej strony zaznaczają, że nie chcą zabić rodzącego się segmentu mobilności miejskiej, która szybko zyskuje popularność wśród mieszkańców.

CZYTAJ TAKŻE: Za elektrycznymi hulajnogami nie nadążają przepisy

– Z pewnością nie będziemy tego nowego trendu, jakim jest rosnąca popularność hulajnóg, piętnować. To pozytywne zjawisko, które m.in. prowadzi do zmniejszenia liczby samochodów poruszających się po centrum stolicy, a w efekcie np. ograniczenia smogu – tłumaczy Tomasz Demiańczuk z zespołu prasowego warszawskiego magistratu.

Disruptive technology – w ten sposób określa się innowacje, które całkowicie wymykają się standardom, burząc dotychczasowy układ sił i zastany porządek. Właśnie w ten sposób narodził się Uber, aplikacja łącząca pasażerów z kierowcami. I w ten sam sposób rynek na całym świecie podbijają systemy sharingowe, czyli powstałe na bazie ekonomii współdzielenia usługi najmu pojazdów.

Dziś na topie są elektryczne hulajnogi pożyczane na minuty. W Polsce pierwszy system tego typu amerykańskiej firmy Lime pojawił się w Warszawie raptem z końcem października ub.r. Dziś po ulicach (i chodnikach) sześciu miast jeździ 6450 takich pojazdów. I w ekspresowym tempie ich przybywa.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Z regionów
Pierwsze zasiłki przyznane, ale na pieniądze na remonty powodzianie zaczekają
Z regionów
Porządki po powodzi. Śmieci tak dużo, że nie ma ich gdzie składować
Z regionów
Jak w polskich miastach można pozbyć się ubrań i tekstyliów?
Z regionów
Koniec dwukadencyjności w samorządach? Temat powraca za sprawą PSL
Z regionów
Powódź w Polsce: Ochrona przed wielką wodą za słaba i mocno spóźniona