Już 10 lutego w Tauron Arena Kraków będzie można obejrzeć koncert Kanadyjczyka Michaela Bublé, który fantastycznie odnajduje się w amerykańskim klimacie retro i repertuarze w stylu pierwszej połowy XX wieku. Cały muzyczny świat przypomina sobie o Bublé w grudniu, gdy jego bożonarodzeniowe piosenki rywalizują z Mariah Carey o palmę pierwszeństwa. W minionym roku wygrał z Amerykanką: sprzedaż jego płyty przekroczyła już 15 mln egzemplarzy. Łącznie sprzedał ich 60 mln więcej.
Młodzi giganci
Ale nie ze świątecznymi piosenkami Bublé przyjedzie do Krakowa. Zdobył światową popularność w 2003 r. po wydaniu płyty „Michael Bublé”. Zaśpiewał na niej kilkanaście standardów swingu i jazzu w nowych interpretacjach. Najbardziej spektakularnym sukcesem Michaela jest jednak jego album z 2009 r. „Crazy Love”, który zadebiutował na szczycie amerykańskiego Billboardu.
Pozornie Michael Bublé robi wrażenie sentymentalnego odtwórcy starych szlagierów w stylu Franka Sinatry i Elvisa Presleya, tymczasem na żywo daje dowody niesamowitej wokalnej i tanecznej sprawności, a bawi też pełną autoironii konferansjerką, choć życie dawało mu w kość.
Już od 14. roku życia musiał harować nawet w czasie wakacji, wypływając z ojcem na trzymiesięczne połowy ryb. Ale nie dawał się. Od chwili gdy usłyszał „White Christmas” Binga Crosby’ego, spał z Biblią pod poduszką i modlił się, by zostać piosenkarzem. Marzenia pomógł mu spełnić dziadek, z pochodzenia Włoch, który opłacił lekcje śpiewu wnuka u operowego barytona.
Dzięki temu przygotowaniu wokalista świetnie wykonuje amerykańskie standardy, ale też parodiuje swoich idoli: Sinatrę i Michaela Jacksona.