Green Velo to najdłuższa, dobrze oznaczona trasa rowerowa w Polsce – łącznie ponad 2 tys. km. Prowadzi z Elbląga do Końskich, przez większą część idąc wzdłuż granicy – najpierw północnej, potem wschodniej, by w Przemyślu zawinąć na Rzeszów, a potem Kielce. Poznaliśmy ją rok temu od północy – w trzy tygodnie objechaliśmy Warmię, Mazury i Suwalszyczyznę, która nas wgniotła w siodełko. A na koniec Podlasie. W te wakacje postanowiliśmy sprawdzić szlak od drugiej strony.
Zamki i dzikie kempingi
Ruszamy we dwoje z Warszawy. Z samego rana pociągiem, ale tylko do Skierniewic. Dalej już na dwóch kółkach do świętokrzyskiego krańca szlaku. Po drodze zwiedzamy Inowłódz, w tym starą synagogę przerobioną na sklep spożywczy (jeszcze niedawno była w niej biblioteka), zaliczamy pierwszą wakacyjną kąpiel w Zalewie Opoczyńskim i drugą, wieczorną, w fantastycznym Jeziorze Sielpińskim już za Końskimi. W Sielpi można się poczuć jak nad Bałtykiem – kolorowa promenada z barami i ośrodkami wypoczynkowymi. A po drugiej, spokojniejszej, stronie jeziora kemping, w tym roku co prawda darmowy, bez infrastruktury, ale po pierwszym dniu jazdy kąpiel w jeziorze zupełnie nam wystarczy.
Rano rozciągamy hamak i ładujemy chwilę akumulatory. Góry Świętokrzyskie będziemy objeżdżać łukiem, ale i tak czekają nas spore przewyższenia, a to wyzwanie dla ciężkich trekkingowych rowerów obładowanych sakwami, w których wieziemy namiot, śpiwory, samopompujące maty, palnik turystyczny, garnek, talerze i inne ważące swoje skarby, które zmienią wyjazd rowerowy w przyjemne krajoznawstwo. Jest burzowo, ale krótkie nawałnice można przeczekać na MOR-ze – to Miejsca Obsługi Rowerzystów, jakie co kilka kilometrów rozstawione są wzdłuż szlaku. Zawsze jest altanka, a czasem i toi toi. Na Wyżynie Kieleckiej odwiedzamy je zdecydowanie częściej niż na płaskich odcinkach.
Szlak prowadzi głównie mało ruchliwymi drogami, czasem drogami rowerowymi. Przed Kielcami warto zwiedzić opuszczony Pałac Tarłów, w którym ktoś powiesił kosz do koszykówki. W samym mieście Green Velo przechodzi przez dwa rezerwaty, w tym przez urokliwe wzgórze Kadzielnia, co szybko zmieniło nasze wyobrażenie o Kielcach. Jeszcze przed Sandomierzem można przystanąć nad Zalewem w Borkowie – z pierwszorzędnym kąpieliskiem i cenami mocno odbiegającymi od mazurskich; ukrytym wśród imponujących wzgórz i otoczonym poparkowanymi na dziko kamperami Jeziorem Chańcza; a dalej przy perełce wśród polskich zamków – słynnym Krzyżtoporze, który koniecznie trzeba obejść.
Chrząszcz brzmi w…
Na poznanie Sandomierza, jego muzeów i podziemi przeznaczyliśmy sobie dwa dni, co mocno ułatwił kemping u samych stóp Starego Miasta. Dalej ruszamy w stronę Roztocza, ledwo zahaczając o Dolinę Dolnego Sanu, gdzie spotykamy bardzo przyjaznych ludzi.
– Ile kilometrów? Ja tylu chyba przez całe życie na rowerze nie zrobiłem – zagaduje żartobliwie starszy pan w Radomyślu nad Sanem. Ale podkarpacką część Green Velo zostawiamy sobie na oddzielną wycieczkę mniej obładowanymi rowerami i skracamy trasę przez Lasy Janowskie do Zwierzyńca.