Ustawa okołobudżetowa przewiduje wzrost wynagrodzeń m.in. dla nauczycieli i urzędników administracji rządowej. – Ale o urzędników samorządowych czy pracowników oświaty niebędących nauczycielami muszą zadbać samorządy. I w większości przypadków jest to olbrzymi problem – nie ukrywa Jacek Wiśniowski, burmistrz Lidzbarka Warmińskiego.
W budżecie na rok 2024 rząd zapewnił podwyższenie średnich wynagrodzeń nauczycieli (również akademickich i w przedszkolach) o 30 proc., a dla nauczycieli początkujących o 33 proc. 20 proc. podwyżki dostanie administracja rządowa (także żołnierze, policja i celnicy) – ale nie pracownicy samorządowi. W przypadku pracowników oświaty, którzy nie są nauczycielami, i pracowników samorządowych – rząd liczy, że podwyżki sfinansują gminy.
– Od zawsze nam mówiono, że administracja publiczna jest jedna i nie powinno się jej dzielić. A teraz, w przypadku wynagrodzeń, ten podział nastąpił. Z wielu względów uważam, że nie powinno tak być – mówi Marek Wójcik, doradca ds. legislacyjnych zarządu Związku Miast Polskich.
Czy władze lokalne stać na podwyżki dla urzędników
Wzrost wynagrodzeń w samorządach obejmie na pewno tych urzędników, których pensja jest niższa od nowej stawki płacy minimalnej. Dostaną podwyżki obligatoryjnie. Co z pozostałymi urzędnikami? Większość gmin przewidziała dla nich zwiększenie wynagrodzeń i już podwyżki dała, inne są w trakcie ich organizowania. Podwyżkom tym daleko jednak do 20 proc., które otrzymała administracja rządowa. Niektóre samorządy, jak np. Zielona Góra, podwyżek na razie nie przewidują.
– To niestety podział na lepszych i gorszych urzędników. Ale prawda jest taka, że wielu samorządów na większe podwyżki albo podwyżki w ogóle po prostu nie stać – mówi Jacek Wiśniowski. Pracownicy samorządowi w Lidzbarku Warmińskim jeszcze w styczniu dostali średnio o 10 proc. większe wynagrodzenia.