Jacek Karnowski: W Sopocie wciąż jest ferment twórczy

Wielu artystów poszukuje w Sopocie nowych trendów w sztuce. Jesteśmy kameralnym kurortem, a możemy się pochwalić kilkoma festiwalami – muzyki, literatury, filmu czy sztuk wizualnych. Ten wiatr od morza powoduje, że coś się dzieje – mówi Jacek Karnowski, prezydent Sopotu.

Publikacja: 08.04.2018 23:00

Jacek Karnowski – od 1990 r. radny i wiceprezydent Sopotu, a od 1998 r. prezydent miasta. Członek za

Jacek Karnowski – od 1990 r. radny i wiceprezydent Sopotu, a od 1998 r. prezydent miasta. Członek zarządu Związku Miast Polskich. Od 2001 do 2008 r. związany z Platformą Obywatelską RP. Absolwent Wydziału Budownictwa Lądowego Politechniki Gdańskiej.

Foto: Rzeczpospolita/Karol Kacperski

Rz: Jakim miastem jest dzisiaj Sopot?

Jacek Karnowski: Zielonym, z czystym powietrzem, ciekawą architekturą, bogatą ofertą kulturalną, sportową i rekreacyjną, ale przede wszystkim z niesamowitymi i otwartymi mieszkańcami. To najlepsze miejsce do życia nie tylko w opinii sopocian, ale także w ocenie niezależnych rankingów.

Osiecka mówiła, że to miasto skrojone na ludzką miarę, a arcybiskup Gocłowski zawsze twierdził, że Sopot jest tak piękny, że... trzeba się nim dzielić.

Po wojnie Sopot był niezwykle silnym ośrodkiem kultury, i to tej awangardowej. Stąd szedł w Polskę jazz i rock'n'roll, tutaj mieszkali uznani artyści, tutaj kwitł salon towarzyski. Czy to się zmieniło?

I dalej w Sopocie wielu artystów poszukuje nowych trendów w sztuce. Jesteśmy kameralnym kurortem, a możemy się pochwalić kilkoma festiwalami – muzyki, literatury, filmu czy sztuk wizualnych, jedną z lepszych w kraju galerią sztuki, czterema teatrami...

Mamy mocne środowisko muzyczne, tutaj chociażby wykluwał się talent Leszka Możdżera. Ten wiatr od morza niezmiennie powoduje, że coś się dzieje, że jest ten ferment twórczy.

W porównaniu z innymi miastami wydajemy najwięcej na kulturę, bo aż 714 zł na osobę rocznie. Przekazujemy artystom miejsca na pracownie, działają u nas liczne organizacje pozarządowe i instytucje, także te niezależne, które wciąż coś nowego tworzą. W Gdańsku i Gdyni są inkubatory przemysłowe, ale my tworzymy inkubator kultury. W budowanym właśnie za 13 mln zł Artinkubatorze będą pracownie dla artystów oraz rodzinna biblioteka.

To chyba oczywisty kierunek, bo przecież Sopot nigdy nie był i nie będzie miastem przemysłowym. Wspomniał pan o festiwalach. Polacy kojarzą Sopot głównie z jednym – z międzynarodowym festiwalem piosenki.

Tak, i to nie tylko Polacy, ale i mieszkańcy innych krajów Europy Środkowej i Wschodniej, Turcji czy krajów azjatyckich. Tylko powiedzmy sobie szczerze, że świat się nieco zmienił. Trzeba poszukiwać nowych formatów, a nie tylko powielać to, co było dobre kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu.

Ale Opera Leśna gości wiele ciekawych wydarzeń, jak chociażby Festiwal Sopot Classic, który z roku na rok umacnia swoją markę i gromadzi liczną publiczność.

Jest pan w nielicznej grupie samorządowców w Polsce z tak długim, bo aż 20-letnim stażem w fotelu prezydenta. Czy pana zdaniem ewolucja miasta poszła w dobrym kierunku?

Jeśli spojrzeć na Sopot na początku lat 90. – z brudnymi plażami, zanieczyszczoną wodą i powietrzem, z zaniedbanymi kamienicami i bardzo kiepską infrastrukturą turystyczną – to widać, jak dużą pracę wykonaliśmy wspólnie z mieszkańcami. To samo dotyczy obiektów kultury – Teatr Wybrzeże czy Teatr na Plaży to wcześniej były substandardowe wręcz obiekty, a teraz to przepiękne wielofunkcyjne sale. Państwowa Galeria Sztuki, której powierzchnia zwiększyła się prawie trzykrotnie, też nie jest już w tymczasowym baraku, tylko w budynku nad samym morzem. Mamy nowoczesną, zmodernizowaną Operę Leśną i Ergo Arenę. W oparciu o świetne kluby i nową marinę dynamicznie rozwija się żeglarstwo, a na odnowionym hipodromie gościmy najbardziej prestiżowe zawody hippiczne w Polsce i jedne z ważniejszych w Europie.

Natomiast najważniejsi są ludzie. Cieszy mnie, że sopocianie są bardzo aktywni – wysoka frekwencja w budżecie obywatelskim i we wszystkich wyborach, zainteresowanie sprawami miasta, pomysły, które często nas zaskakują i bardzo duża otwartość. Każda prośba o zaangażowanie w pomoc innym spotyka się z pozytywnym odzewem, niezależnie czy zbieramy dary i środki dla Polaków z Białorusi, ofiar wichury na Pomorzu czy na zakup wózków dla potrzebujących uchodźców syryjskich w Turcji.

Ale też otwartość w dziedzinie kultury – współpraca z różnymi środowiskami i twórczość zawsze ciekawa, chociaż czasem niezależna i kontrowersyjna.

Brzmi świetnie, ale czy aby ten kulturalny wizerunek miasta nie został przykryty tym rozrywkowym? Nie uwiera was to? Czy może o to chodziło?

Popularność Sopotu, tak jak innych takich miejsc w Europie, przyciąga różne osoby. I nie chodzi tylko o turystów, ale także ludzi z pobliskich okolic.

Mówi pan o mieszkańcach Gdańska i Gdyni?

Nie tylko. O mieszkańcach całego regionu, którzy nie zawsze przyjeżdżają na wystawy czy do teatru. Nikogo nie chcemy wyrzucać, ale raczej edukować. Czyli tak zwiększać ten ładunek sztuki, kultury, sportu czy kongresów, żeby ludzie korzystali z tego, „podciągali się". Dlatego nasze dwa duże kongresy – Europejskie Forum Nowym Idei oraz Europejski Kongres Finansowy – otwieramy na zewnątrz, żeby korzystali z nich nie tylko ci, którzy płacą kilka tysięcy za wejściówkę, ale wszyscy. Festiwal Literacki Sopot czy Festiwal Dwa Teatry to także otwarte spotkania, dyskusje i projekcje.

Staramy się także mocno wpływać na wygląd miasta. Np. u nas na plaży nie ma mowy, żeby ktoś postawił coś w kolorze innym niż biały czy beżowy. Nie ma budek na Monte Cassino czy krzykliwych reklam. Pilnujemy estetyki. Nie chcę wskazywać innych miejscowości nad morzem, w których króluje płyta paździerzowa, blacha falista i nie wiadomo co jeszcze. W Sopocie każdy gastronomik wie, że do 1 maja musi wszystko zatwierdzić z miejskim plastykiem.

Zatwierdzić wygląd swojej działalności po to, by klientela była lepsza?

Tak, bo estetyka miejsca też wpływa na to, jak się człowiek zachowuje w przestrzeni.

Czyli jak w słynnym dialogu z „Misia" – „klient w krawacie jest mniej awanturujący się"?

W pewnym sensie. To samo dotyczy doboru imprez. Można zrobić byle jaki festiwal lub darmowy koncert na plaży. My mamy inne propozycje: turniej tenisowy czy pięciogwiazdkowe zawody na hipodromie, żeglarstwo, koncerty w Operze Leśnej czy Ergo Arenie. Z pewnych wydarzeń świadomie rezygnujemy.

Chce pan profilować tego turystę?

Zdecydowanie tak.

Profilować poprzez estetykę miejską, kategorie imprez, godziny działalności?

Poprzez jakość wydarzenia, poprzez estetyczny wygląd miasta, zieleń i zasady obowiązujące w mieście. Nie chcemy połowinek gimnazjów, czy po zmianach w szkolnictwie połowinek podstawówek. Chcemy podnieść poprzeczkę, ale nie tyle zakazami, tylko przede wszystkim inną ofertą.

No, ale zakazy też stosujecie, chociażby sukcesywnie zmniejszając liczbę koncesji alkoholowych.

Jeśli chodzi o mocne alkohole, to tak, zmniejszamy. Zresztą nowa ustawa pozwala miastom na kolejne ograniczenia, np. zakaz nocnej sprzedaży alkoholu. Chcemy podyskutować o tym z kupcami i wypracować dobre rozwiązanie. Tak jak z gastronomikami udało się w zeszłym roku podpisać porozumienie, dzięki któremu wzmocnili ochronę przed klubami, współpracują ściśle ze służbami i nie wpuszczają osób poniżej 21 lat. Młodsi niestety czasem są mniej odporni na działanie alkoholu i w konsekwencji bardziej narażeni na negatywne zdarzenia.

Prohibicja już jest w Sopocie. Obowiązuje od 5 rano.

Od 5 do 7. Nazwijmy ją przerwą higieniczną.

Na przepłukanie?

Nie, na to, żeby pójść do domu i następnego dnia dobrze funkcjonować, a może nawet pobiegać czy pojeździć na rowerze. Wychowałem się w Sopocie i pamiętam najazdy turystów w latach 70. Wtedy atrakcją był wyjazd do Bułgarii czy Czechosłowacji. Albo właśnie do Sopotu. Jako młodzi ludzie wiedzieliśmy, że Monte Cassino czy plaża będą zatłoczone. Jak ktoś chciał iść się wykąpać, to najlepiej wieczorem. Z drugiej strony każdy z nas wiedział, że mamy z tego profity. Z wynajmu mieszkań, z turystyki. Dzisiaj też miasto ma konkretne pieniądze, blisko 32 mln zł rocznie. Dzięki temu może więcej wydawać na programy zdrowotne, na oświatę. To przemysł, który nie dymi, ale czasami lekko hałasuje.

Kto korzysta z tych profitów? Jaka jest dzisiaj struktura społeczna Sopotu? Liczba mieszkańców maleje, a miasto chyba mocno się postarzało.

Tak, z tym że problem demograficzny jest w całej Polsce. W wielu miastach wynika to z braku atrakcyjności miejsca. U nas jest odwrotnie, Sopot jest tak atrakcyjny, że wiele osób kupuje sobie drugie mieszkanie w Sopocie. Wysokie ceny nieruchomości to fakt. Dlatego budujemy dla młodych mieszkania komunalne, bo nie chcemy ich tracić. W ciągu ostatnich lat oddaliśmy ponad 240 mieszkań. Co ważne, nie trzeba mieszkać w Sopocie, żeby się o nie starać. Wystarczy, że ktoś mieszkał w Sopocie w ciągu ostatnich dziesięciu lat, np. podczas studiów. Priorytet w przydziale mieszkań mają wychowankowie naszego domu dziecka. Chcemy, żeby zostali w Sopocie.

Musimy też coraz bardziej patrzeć metropolitalnie, mimo że nasz rząd nie chce powołać metropolii w Trójmieście. Jako miasta mamy między sobą porozumienia, ale nie wszystko da się nimi załatwić. Jak w każdej metropolii musimy się z tym liczyć, że wiele osób dojeżdża do pracy. Do Sopotu więcej ludzi przyjeżdża do pracy, niż z niego wyjeżdża. To oznacza, że mamy więcej pracy niż mieszkańców. W Urzędzie Miasta w Sopocie najwięcej osób zatrudnionych jest z Gdańska.

Uda się wam tę tendencję odwrócić? Pozyskać mieszkańców?

Sopot jest jednym z miast, gdzie nie tylko jest najczystsze powietrze, ale i zarabia się najlepiej w Polsce, choć w porównaniu z Europą warunki wciąż są dużo gorsze. Dlatego Polacy wyjeżdżają. Z drugiej strony wciąż słabe jest zasilanie demografii Polski przez przyjezdnych. W Sopocie staramy się pomagać repatriantom ze Wschodu, zapraszamy ich do siebie. Niestety, rynek angielski czy niemiecki wciąż jest bardziej atrakcyjny, dlatego działania demograficzne trzeba podjąć w skali całego kraju. Sopot ani żadne inne miasto w Polsce samo się nie obroni.

To czynniki zewnętrzne. A lokalnie? Gdynia i Gdańsk mają duże rezerwy terenów, gdzie na obrzeżach mogą budować nowe osiedla z tańszymi mieszkaniami. Nie obawia się pan, że wciśnięty pomiędzy nie Sopot będzie zamieniał się w miasto apartamentów na wynajem?

Nie. Myślę, że wyhamowujemy tę tendencję, ale większy problem stanowi brak rąk do pracy. I nieważne, czy Gdańsk będzie mieć zerowy przyrost naturalny, Gdynia lekki plus, a Sopot lekki spadek – zaczyna nam brakować rąk do pracy. Żaden samorząd bez odpowiedniej polityki krajowej sobie nie poradzi. Musimy otworzyć się na Ukrainę, oni cały czas przyjeżdżają, a 70 proc. nie może uzyskać pozwolenia na pracę na czas nieokreślony.

Otwarcie się na Ukrainę pomoże demograficznie Sopotowi? Ukraińcy stworzą to miasto?

W całej swej historii Gdańsk, Sopot, ich bogactwo kulturowe i materialne, tworzyli ludzie różnych narodowości. Bądźmy tak jak w całej historii otwarci! To oczywiste, że idealnie byłoby dla Polski i dla Sopotu, gdyby wrócili wszyscy, którzy wcześniej wyjechali. Tylko wtedy musielibyśmy podnieść pensje trzykrotnie. Może nie pięciokrotnie – jak jest w Londynie, ale trzykrotnie na pewno. Tego nie zrobimy, bo dalej jest u nas pewien wyzysk na rynku pracy. Za to jest u nas bardzo dużo ludzi ze Wschodu, którzy tutaj studiują. Trzeba zatrzymać na stałe najzdolniejszych studentów z Ukrainy, Białorusi i oczywiście Polaków.

To już polityka krajowa.

Tak, tutaj mówimy o polityce państwa. My jako Sopot mamy świetne szkoły, będziemy budować nowy żłobek, mamy przedszkola dla wszystkich chętnych, jest praca, no i fajnie się żyje, a smog – jak raz do roku lekko przekroczymy normę, to i tak jest dużo. Nie żyjemy jednak na bezludnej wyspie, ani we Wrocławiu, ani w Trójmieście. Wszystko jest połączone.

Dlatego wspomina pan o polityce krajowej? W jakim stopniu powinien w niej uczestniczyć samorząd?

Jako samorządowcy, prezydenci miast mamy olbrzymie doświadczenie w zarządzaniu częścią państwa. Tak, częścią państwa, bo samorząd jest jego ważnym elementem. Nasz głos musi być słyszany. Na przykład jesteśmy odpowiedzialni za programy prozdrowotne. U nas od dawna jest stomatolog i pielęgniarki w szkołach. Nie było przerwy. Tak jak było za czasów poprzedniej epoki, tak jest i dalej. Tak samo programy szczepień czy badań profilaktycznych, dlatego jestem w stanie sobie wyobrazić, że inne programy też mogą zacząć obowiązywać. Ale o tym niech zdecydują sopoccy lekarze i radni, a nie władza centralna.

Razi mnie temperatura polskiej sceny politycznej. Jestem w stanie – i często to robię – usiąść z przedstawicielem rządu i rozmawiać z nim w komisji wspólnej, natomiast widzę, że w Sejmie już nie ma miejsca do rozmów. Większość parlamentarna nie chce i nie umie rozmawiać z opozycją. Druga rzecz – nie możemy ignorować faktu psucia struktury państwa czy powstającej cenzury.

Jako samorządy włożyliśmy olbrzymie pieniądze w budowę gimnazjów, w dostosowanie sieci szkół i to wszystko zostało właśnie zburzone. Budujemy od nowa, nie mamy wyjścia, ale trudno, żebyśmy nie oceniali tego negatywnie. I to jest postulat 90 proc. samorządowców, a chciałbym przypomnieć, że 70 proc. z nich jest bezpartyjnych.

Przynajmniej formalnie. A jakie jest wyjście z sytuacji? Jest szansa na konstruktywny dialog samorządów i rządu?

Muszę powiedzieć, że więcej jest działań między samorządami a rządem niż pomiędzy poszczególnymi grupami politycznymi. Tak, tutaj jest większy dialog. Pierwszą ustawą, którą zawetował prezydent, była ustawa o regionalnych izbach obrachunkowych, która praktycznie mogła doprowadzić do likwidacji niezależności samorządów w Polsce. Prezydent ją zawetował po interwencji samorządowców.

Do którego z sąsiadów jest panu bliżej? Wojciecha Szczurka, prezydenta Gdyni, który w wywiadzie dla „ŻR" podkreślił, że samorząd nie jest miejscem dla polityki krajowej, czy też Pawła Adamowicza, prezydenta Gdańska, miasta, które aktywnie włączyło się w krajowe polityczne spory?

Kilka razy zostaliśmy zweryfikowani przez mieszkańców naszych miast. I każdy z nas, startując, mówił o swoich poglądach. Mnie nazywają sołtysem, ale ja lubię to przezwisko, bo faktycznie lubię chodzić po mieście i osobiście wszystkiego doglądać.

Teraz nastąpi ponowna weryfikacja i zobaczymy, jak kto wypadnie. Prezydent Gdyni był bardziej zachowawczy, a prezydent Gdańska był zawsze bardziej zaangażowany politycznie. Ale żaden nic nie ukrywał. A ja nie ukrywam, że uważam, iż mamy obowiązek wykorzystać nasze doświadczenie nie tylko na arenie lokalnej.

Wspomniał pan o weryfikacji przez mieszkańców. Podda się jej pan po raz kolejny?

Proszę mi dać jeszcze trochę czasu na decyzję. Mamy teraz dużo pracy i na tym się koncentrujemy.

Rz: Jakim miastem jest dzisiaj Sopot?

Jacek Karnowski: Zielonym, z czystym powietrzem, ciekawą architekturą, bogatą ofertą kulturalną, sportową i rekreacyjną, ale przede wszystkim z niesamowitymi i otwartymi mieszkańcami. To najlepsze miejsce do życia nie tylko w opinii sopocian, ale także w ocenie niezależnych rankingów.

Pozostało 98% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Materiał partnera
Nowa trakcja turystyczna Pomorza Zachodniego