Niedofinansowanie zadań zleconych nie jest zjawiskiem ostatnich lat. Wcześniej, za rządów PO–PSL, samorządy też zgłaszały ich niedoszacowanie. Za każdym razem jednak odbijały się od ściany. Obecnie, gdy połowę wydatków związanych z zadaniami zleconymi, muszą zapewnić samorządy, zaczynają się one upominać o brakujące środki.
Czym są zadania zlecone? To zadania ustawowo zlecone do wykonania przez samorządy z poszczególnych resortów. Przykładowo należy do nich transport, łączność, rolnictwo, łowiectwo, w tym leczenie dzikich zwierząt. Mamy z nimi do czynienia, gdy idziemy do urzędu gminy po dowód osobisty, akt urodzenia, ślubu czy zgonu.
CZYTAJ TAKŻE: Pomysły rządu uderzają w budżety samorządów
Na zadania wykonywane w imieniu rządu samorząd powinien dostać środki wystarczające do ich realizacji. Jeśli wojewoda przekazuje tylko część pieniędzy, to samorząd musi resztę poszukać we własnym budżecie, a później ubiegać się o ich zwrot w sądzie. Samorządowcy, dowodząc, iż rzeczywiście dostali mniej pieniędzy, niż powinni, nie mają wsparcia w prawie, ponieważ przepisy nie określają precyzyjnie metod kalkulacji kosztów realizacji zadań zleconych. Przyjęta w ostatnich latach przez Ministerstwo Finansów ujednolicona kalkulacja wysokości dotacji, dokonywana w oparciu o podawane przez jednostki samorządowe i weryfikowane przez urzędy wojewódzkie dane dotyczące katalogu i liczby zadań, czasu realizacji jednej sprawy oraz stawki za roboczogodzinę, nie odzwierciedlają, zdaniem samorządowców, faktycznie ponoszonych kosztów.
Na przeszkodzie stoi też Trybunał Konstytucyjny, który na pytanie o łamanie art. 167 ust.1 konstytucji, odpowiadał, że jeśli jest możliwość finansowania zadania z innych źródeł niż budżet państwa, to można ten niedobór pokryć. Samorządy dopłacają więc kilkaset milionów złotych, pokrywając średnio połowę kosztów zadań zleconych przez administrację rządową.