Prezydent Częstochowy: Lokalne społeczności nie zawiniły, a muszą teraz sprzątać

Jeżeli mieliśmy dziury w przepisach i działaniu służb, jeżeli staliśmy się śmietnikiem Europy i zaczęto do nas przywozić również odpady niebezpieczne, to na ich likwidację powinny iść środki z budżetu państwa – mówi Krzysztof Matyjaszczyk, prezydent Częstochowy.

Publikacja: 01.12.2024 14:57

Krzysztof Matyjaszczyk, prezydent Częstochowy

Krzysztof Matyjaszczyk, prezydent Częstochowy

Foto: mat. pras.

Częstochowa została właśnie wyróżniona Zielonym Orłem „Rzeczpospolitej” w kategorii samorząd m.in. za poprawę jakości powietrza dzięki różnym działaniom antysmogowym, w tym redukcji liczby starych kotłów. Czyli już nikt w Częstochowie nie ogrzewa domu kopciuchem?

Na pewno nie jest tak dobrze, żeby nie było sytuacji, że ktoś bywa uciążliwy dla sąsiadów. W tej kwestii, stosując metodę i zachęt, i kontroli oraz ścigania tych, którzy nie chcą skorzystać ze wsparcia – mamy pewne efekty. Z jednej strony jest to dofinansowanie do wymiany źródła ciepła, dofinansowanie do OZE, w tym fotowoltaiki.

Mówię o naszych miejskich programach, ale są też jeszcze programy unijne wspierające zieloną energię, z których korzystamy, były też możliwości korzystania z programów regionalnych i centralnych.

Poza tym kupiliśmy drona do badania jakości powietrza przez straż miejską. To jest taki „straszak”, ale zarazem pomoc w tym, żeby wykrywać i ścigać tych, którzy bywają uciążliwi i nie dbają o nasze wspólne powietrze.

Ostatnio dokupiliśmy też mobilną stację kontrolną, czyli pojazd z masztem, specjalistycznymi kamerami i z przenośnym sprzętem do kontroli palenisk. Wszystko po to, żeby nasza straż miejska była już w pełni „uzbrojona”, aby „atakować” i z ziemi, i z powietrza w tych przypadkach, kiedy akcje profilaktyczne nie zdają egzaminu.

Rządowy program „Czyste powietrze” został właśnie zawieszony. Więc miasto zwiększy środki na ten cel u siebie? Czy jednak nie ma z czego?

Liczę, że jeszcze będziemy dyskutować z rządem o tym programie, żeby może próbować go dalej realizować. Zwłaszcza dla tych szczególnie potrzebujących, których nie stać na inwestycje, nie stać nawet z dopłatą na to, żeby mogli zmieniać swoje instalacje grzewcze tak, by byli mniej uciążliwi dla sąsiadów i środowiska. My oczywiście musimy dalej realizować różne działania w ramach planu gospodarki niskoemisyjnej.

Śmieciowa mafia wykorzystała poprzemysłową halę przy ul. Filomatów i zrobiła tam nielegalne składowisko niebezpiecznych odpadów. Umowa na ich usunięcie podpisana, mają być wywiezione i zutylizowane do końca przyszłego roku. Dlaczego to wszystko tak długo trwa?

To jest skomplikowana sprawa. Długo trwały wszystkie procedury administracyjne, zależne także od postępowań prokuratorskich. Nie było programów, z których samorządy mogłyby uzyskać dofinansowanie, po tym jak nałożono na nie obowiązek „zastępczego” sprzątania po przestępcach.

Nam udało się wreszcie takie środki zdobyć, rozstrzygnąć przetarg i zacząć usuwanie tych odpadów. Idzie sprawnie. Jesteśmy już blisko finału tego zadania, choć rzeczywiście zakładano, że cały proces może potrwać nawet do końca przyszłego roku. Przetarg wygrała po prostu sprawna firma, dlatego całe przedsięwzięcie uda się zrealizować nie tylko szybciej, ale nawet taniej.

Czytaj więcej

Prezydent Rzeszowa: Zamrożenie wojny na Ukrainie byłoby najgorszym rozwiązaniem

Likwidacja takich nielegalnych, groźnych dla ludzi i środowiska składowisk powinna leżeć na barkach państwa czy samorządów, jak to jest obecnie?

Stanowczo powinno zajmować się tym państwo. Jeżeli mieliśmy dziury w przepisach i działaniu służb, jeżeli staliśmy się śmietnikiem Europy i zaczęto do nas przywozić również odpady niebezpieczne, to na ich likwidację powinny iść środki z budżetu państwa, a sam proces utylizacji powinny nadzorować jednostki centralne. Lokalne społeczności w niczym tu nie zawiniły, a muszą teraz sprzątać.

Ale mamy nową ustawę o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Jest projekt budżetu Częstochowy, z którego wynika, że dochody miasta mają być o ponad 10 procent wyższe niż w roku 2024.

Cieszymy się z tego, że jest jakiś ruch w kierunku zwiększania dochodów samorządów, ale z drugiej strony są też ruchy, aby zwiększać koszty samorządowe. Dochody dalej nie wystarczą na pensje nauczycieli, bo potrzeby oświatowe są generalnie niedoszacowane, zresztą wyższe dochody PIT są kosztem obniżonej subwencji.

Jeżeli rząd podejmuje decyzje o podwyżkach, czy to dla nauczycieli, czy o podniesieniu płacy minimalnej, czy wiele jeszcze innych dziedzin życia generuje wyższe koszty, no to niestety dalej mamy duży rozdźwięk między dochodami a wydatkami w samorządach.

Coraz więcej musimy dokładać do oświaty, ale też do realizacji zadań z zakresu polityki społecznej czy ochrony zdrowia. Te zwiększone przez Ministerstwo Finansów środki nie zaspokajają tych potrzeb. Kiedyś dokładaliśmy do subwencjonowanych zadań oświaty 40 milionów złotych rocznie, później było to już 140–150 milionów złotych, a dzisiaj jest to kwota rzędu ćwierć miliarda.

Co więc – pana zadaniem – powinno się zmienić w naliczaniu potrzeb finansowych samorządów, by jednak środki centralne w większym stopniu pokrywały wyższe potrzeby oświaty, a nie tylko około połowy kosztów. Samorządy od lat zwracają na to uwagę i niewiele się zmienia…

Najlepiej by było, gdyby decydenci pokrywali te wydatki, żeby decyzyjność dotycząca kosztów i wydatków była w jednym ręku. Nasze postulaty były kiedyś takie, aby albo dać samorządom więcej swobody w edukacji, albo zabrać całą edukację i przekazać ją na garnuszek ministerstwa, które będzie za nią finansowo odpowiedzialne.

Samorządom można byłoby zostawić tylko infrastrukturę, czyli budynki szkolne na utrzymaniu, a wszystko, co związane jest z pensjami dla nauczycieli, od nas zabrać i wtedy niech resort decyduje, komu i ile dać podwyżki, i skąd wziąć na to pieniądze. Wówczas nie będzie dochodziło do takich sytuacji, jakie mamy dzisiaj, że władze centralne decydują, ile dać podwyżki, przekazuje na nią jakieś środki, ale są one niższe niż realne potrzeby wynikające z tych podwyżek.

Jeżeli ktoś daje na „gołą” pensję, a nie daje na pochodne i wszystkie dodatki, jubileusze etc., to my każdorazowo z budżetów samorządowych pokrywamy tę różnicę, która jest coraz większa.

Częstochowa jako jeden z nielicznych samorządów zdecydowała się utrzymać samorządowy program in vitro po uruchomieniu rządowego. Dlaczego?

Taka była potrzeba mieszkanek i mieszkańców. Ludzie potrzebowali tego programu. Często mieliśmy liczbę wniosków przekraczającą środki na program zapisane w budżecie, co pokazywało, że warto utrzymać to wsparcie, bo jest ono potrzebne częstochowiankom i częstochowianom. Bywało, że dokładaliśmy w trakcie realizacji dodatkowe środki po to, żeby z programu in vitro mogli skorzystać wszyscy, którzy spełniają warunki i chcą z niego skorzystać.

A w przyszłym roku też będzie realizowany samorządowy program in vitro?

Jest w planach budżetowych. Wszystko w rękach radnych. Jeżeli budżet zostanie uchwalony, to programy zdrowotne, które do tej pory realizowaliśmy w Częstochowie, chcemy nadal utrzymywać. Jako miasto jesteśmy prekursorami wielu programów zdrowotnych, które później stały się programami centralnymi. Oprócz in vitro, które jako pierwszy samorząd wprowadziliśmy już w 2012 roku, już kilkanaście lat temu zaczęliśmy choćby szczepienia przeciwko wirusowi HPV. Teraz jest to już program ogólnopolski.

Czytaj więcej

Miliardy z budżetu centralnego na in vitro. Miasta zawieszają swoje programy

Obsługa długu miasta ma w przyszły roku kosztować ok. 60 milionów złotych, a tymczasem w projekcie zaplanowano pożyczkę z Banku Gospodarstwa Krajowego w wysokości 70 milionów złotych. Nie da się obyć bez pożyczek?

Pewnie by się dało obyć, gdybyśmy mieli na odpowiednim poziomie finansowanie na oświatę czy nie dokładalibyśmy też do zadań zleconych z zakresu administracji rządowej z własnych środków. Wtedy na pewno byłoby nam dużo, dużo łatwiej.

Pamiętajmy jeszcze o jednej rzeczy. Jesteśmy w bardzo krótkim i intensywnym okresie wydatkowania pieniędzy z Unii Europejskiej w perspektywie 2020–2027. A wiemy, że te środki UE dopiero w tym roku trafiły do Polski, czyli mamy bardzo duże opóźnienie. Teraz zostaną one rzucone w programach na rynek po to, żeby również samorządy z nich mogły skorzystać.

Nie uciekniemy na razie przed tym, żeby samorządy pożyczały pieniądze – także po to, żeby w pełni skorzystać z pieniędzy europejskich. Trzeba mieć środki na wkłady własne, na VAT, który często jest niekwalifikowany, na opracowanie dokumentacji, analiz czy projektów.

To wszystko wymaga środków, a finanse samorządowe są nadwyrężone, dlatego w najbliższym czasie w moim przekonaniu samorządy będą się nadal zadłużać. Oby tylko było to zadłużanie służące projektom, które przyniosą efekt w postaci zadowolonych mieszkańców, nowych i lepszych miejsc pracy, w tym takich, które dają większe dochody, no i także większe udziały pośrednio dla samorządu.

Te środki unijne – przynajmniej w planach – miasto wydaje już na inwestycje drogowe czy też ma zupełnie inne pomysły na nie?

Różnie to wygląda. Teraz Unia Europejska zaczęła być bardziej green i eko. W związku z tym królują inwestycje związane z termomodernizacją, z odnawialnymi źródłami energii, ze zmniejszeniem energochłonnym różnego rodzaju instalacji i budynków, wymianą źródła ciepła, światła oraz innych mediów, po to właśnie, żeby było bardziej ekologicznie.

Na takie inwestycje trzeba się nastawiać, ponieważ przez poprzedni rząd słabo zostały wynegocjowane pakiety związane z drogami. Więc akurat na drogi to tych pieniędzy europejskich w obecnym rozdaniu wcale nie będzie za dużo.

Niemal 10 milionów złotych miasto chce przeznaczyć na przebudowę obiektu sportowego przy Limanowskiego, czyli stadionu Rakowa. Pana zdaniem Raków, jeden z lepszych klubów w Polsce w ostatnich latach, nie zasługuje na europejski stadion na miarę XXI wieku?

Jak najbardziej zasługuje i czynimy starania, żeby się do takiego zadania się przygotować. Warunek jest jeden – środki zewnętrzne. Jeżeli będą odpowiednie środki zewnętrzne, na co liczy i miasto, i klub, to taki stadion powstanie. W tym roku zrobiliśmy wstępne studium wykonalności. Pokazało nam potencjalne lokalizacje, w których mógłby taki stadion powstać, w tym rekomenduje konkretną lokalizację w mieście, która mogłaby się nadawać do tego celu.

Jeżeli wyprostujemy wszystkie sprawy własnościowe, to będziemy wtedy zaczynali pracę nad źródłem finansowania i będziemy wspólnie z klubem zastanawiać nad tym, co z tym robić dalej. Jednak warunek jest jeden, aby taka inwestycja została zrealizowana – to pieniądze. Dzisiaj żadnego miasta nie stać na to, żeby z własnych środków budować stadion, a ci, którzy zaczęli i spróbowali, są w dużych tarapatach.

Choć szacunkowo wiadomo, o jak wysoką kwotę chodzi?

Około 450 milionów złotych – to jest szacowany koszt takiego stadionu. Zostały sprawdzone potrzeby, możliwości Rakowa i miasta. I z tych danych wynika, że taki powinien być stadion dla Częstochowy. Stadion już piątej generacji, czyli taki na miarę obecnych czasów. W związku z tym to musi być bardzo multimedialny stadion, przyjazny także dla transmisji telewizyjnych, internetowych i wszystkich innych.

Czytaj więcej

Prezydent Sosnowca: Należy znieść dwukadencyjność samorządów

I ostatnie pytanie: Dwukadencyjność w samorządach na stanowiskach wójtów, burmistrzów, prezydentów – pana zdaniem – powinna zostać zniesiona czy utrzymana?

W moim przekonaniu dwukadencyjność powinna zostać zniesiona. Dlaczego mamy mieszkańcom naszych miast czy gmin odbierać bierne i czynne prawo wyborcze? Dlaczego nie pozwalamy jednym kandydować, a drugim wybierać tych, na których chcieliby zagłosować? Jeżeli będą chcieli zagłosować, to niech mają możliwość głosowania na tych ludzi. Jeżeli nie będą chcieli, to nie zagłosują. Odbieranie dzisiaj prawa biernego i czynnego w moim przekonaniu jest niezgodne z konstytucją. Jest tylko kwestią czasu, kiedy ktoś to zaskarży do normalnego Trybunału Konstytucyjnego, który w sposób normalny orzeknie.

Mamy dzisiaj dużą niesprawiedliwość. Dlaczego wójt, burmistrz czy prezydent miasta nie może kandydować po raz trzeci czy czwarty? A starosta, poseł, senator mogą? Po co takie przepisy zostały wprowadzane, skoro tak nierówno są traktowani poszczególni przedstawiciele władzy publicznej wybierani przez społeczeństwo?

Okiem samorządowca
Burmistrz Supraśla: Zaczekamy na wyrok TK w sprawie podziału gminy
Okiem samorządowca
Paweł Gulewski: Będziemy tworzyć Metropolię Toruńską. Bez Bydgoszczy
Okiem samorządowca
„Przez gminę Supraśl nie mogliśmy się należycie rozwijać”
Okiem samorządowca
Aleksandra Dulkiewicz: Spodziewamy się w Gdańsku dużej liczby turystów rowerowych
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Okiem samorządowca
1 stycznia w Polsce powstała nowa gmina. Teraz chce być uzdrowiskiem
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego