W ub. roku w Białymstoku przyszło na świat 4942 dzieci. To mniej niż rok wcześniej, gdy odnotowano 5151 narodzin. Skąd taki trend?
To jest tendencja nie tylko polska, ale również ogólnoeuropejska. Obserwuję trendy demograficzne od lat i widzę, że wraz z dostępem do większej liczby usług publicznych, z podwyższaniem statusu ekonomicznego rodzin zmieniają się ich priorytety. Młodzi ludzie chcą korzystać z życia, robić karierę, podróżować, a posiadanie dziecka odkładają na później. I jeśli potomstwo się pojawia, to często kończy się na jednym dziecku.
Pożądana przez demografów prosta zastępowalność pokoleń oznacza, że na każde tysiąc kobiet powinno urodzić się 2310 dzieci, czyli wskaźnik narodzin powinien wynosić 2,31. U nas wynosi 1,28. W czasie pandemii mieliśmy w Białymstoku dodatni przyrost naturalny. W tej chwili jest on co prawda ujemny, ale i tak jest to trzeci najlepszy wynik w Polsce po Krakowie i Rzeszowie. Wygląda to niepokojąco w całym kraju. Jak widać, program 500+, a teraz 800+, nie przynosi oczekiwanych rezultatów. I chociaż wszyscy rozumiemy, że pieniądze są potrzebne rodzinom, to nie one są katalizatorem tego, że rodzina chce posiadać kolejne dziecko.
Kiedy Białystok spodziewa się pierwszych narodzin z miejskiego programu in vitro? Będzie on kontynuowany po czerwcu, gdy będzie już rządowe in vitro?
Do pierwszego miejskiego programu in vitro zakwalifikowało się dziewięć par. Jak na razie mamy dwie ciąże. Narodzin dzieci spodziewamy się w sierpniu i wrześniu. I dlatego właśnie ten program jest kontynuowany. W jego kolejnej edycji, w roku 2024, będzie mogło wziąć udział 19 par.