Postawy mieszkańców
wobec samorządu same z siebie się nie zmienią. Na razie dominuje model
„kontraktowania”. Włodarze w miarę adekwatnie rozpoznają oczekiwania
mieszkańców. I w zamian za względną bierność tychże (okraszoną utyskiwaniami o
bierności obywateli) wypełniają oczekiwania swych elektoratów.
Ze względu na
wspomniany powyżej rozdźwięk między oczekiwaniami mieszkańców a możliwościami
samorządu oczekiwania zamienią się w roszczenia. Ich podstawową formą będzie
obrona własnego interesu. Bez wspólnego języka i zrozumienia szerszej
perspektywy grupy bardziej aktywnych mieszkańców będą wpływały na decyzje
samorządów, nie oglądając się na pozostałych i na szersze cele rozwojowe.
Dlatego potrzebne w najbliższych latach są zmiany procesów decyzyjnych –
włączania w nie mieszkańców oraz budowania w nich poczucia sprawstwa i
odpowiedzialności. Chodzi więc o prawdziwą decentralizację – nie związaną tylko
z dystrybucją środków i zadań, ale także sposobami podejmowania decyzji. Nie
chodzi o konsultacje, tylko o współpodejmowanie decyzji przez mieszkańców. Tu
nie ma gotowej recepty, ale jest wiele rozwiązań, które były już wprowadzane.
Olgierd Geblewicz, marszałek Województwa
Zachodniopomorskiego
Wygrane wybory to
oczywiście wielka radość i satysfakcja, ale przede wszystkim potężne wyzwania.
Teraz przed nami wszystkimi stoi ogrom pracy, by przywrócić państwu normalność,
zdrowe zasady funkcjonowania niemal w każdej sferze, którą popsuły ośmioletnie
rządy PiS. Zacząć trzeba od decentralizacji. Od czasu odzyskania niepodległości
po 1989 roku jednym z największych polskich osiągnięć była reforma samorządowa,
oddanie w ręce regionalnych i lokalnych wspólnot decyzji w sprawach, które ich
dotyczą i którymi potrafią najlepiej zarządzać. Do samorządów województw
powinny zatem powrócić te obszary, które PiS im stopniowo odbierał, począwszy
od ośrodków doradztwa rolniczego, poprzez wojewódzkie fundusze ochrony
środowiska i kwestie związane z programami służącymi poprawie powietrza, na
zarządzaniu wodami kończąc. W tych obszarach nastąpiła totalna demolka, a tak
się składa, że dotyczą one kwestii związanych ze stanem środowiska naturalnego,
a więc tematu, który ma bezpośredni wpływ na zdrowie i jakość życia naszych
mieszkańców.
Trzeba cofnąć proces
finansowego ubezwłasnowolnienia samorządów. Tzw. Polski Ład spowodował
spustoszenie w budżetach – przede wszystkim miast – ale przecież planując
budżety województw, też straciliśmy poczucie stabilności i przewidywalności. W
takich warunkach ciężko jest mówić o realizacji strategicznych, długofalowych
działań, które mają służyć naszemu rozwojowi.
Niestety, proces
uzdrawiania polskiej samorządności, co już wielokrotnie mówiłem, nie będzie ani
szybki, ani łatwy. Trudno spodziewać się po prezydencie Andrzeju Dudzie
podpisów pod niezbędnymi ustawami, skoro wcześniej bez refleksji podpisywał
akty prawne niszczące dorobek samorządów.
Przed nami także
żmudny proces wypracowania nowych rozwiązań w sferach tak podstawowych, jak
edukacja i ochrona zdrowia. Ta pierwsza może w mniejszym stopniu dotyka
samorządów województw, choć przecież także kształtując regionalny rynek pracy,
musimy mieć wpływ na szkolnictwo, przede wszystkim zawodowe, ustawiczne, ale
także wyższe. Lokalna gospodarka i kierunki kształcenia przyszłych kadr, ścisłe
powiązanie sfery biznesu z nauką – to są absolutne podstawy budowania
nowoczesnego, innowacyjnego regionu, który znajdzie swoje miejsce na konkurencyjnych
i ulegających dynamicznym przemianom rynkach. Ochrona zdrowia to dla nas bardzo
ważny problem. Samorządy województw są organem prowadzącym dla
wysokospecjalistycznych szpitali regionalnych, będących najczęściej
najważniejszymi placówkami leczniczymi na mapie województw. Potrzebne są zmiany
systemowe, które z jednej strony wpłyną na lepszą organizację ochrony zdrowia,
dostępność specjalistów, ale także likwidację braków kadrowych, a z drugiej
strony – uzdrowią finansowanie tych placówek.
Jak widać, skala
zmian, przed którymi stoją samorządy województw, jest ogromna. Ale jestem
dobrej myśli. Samorząd odzyska właściwą sobie rangę, bo w końcu zacznie się
czas prawdziwego dialogu i odpowiedzialności za mieszkańców, a nie zagrabiania
kolejnych instytucji i dziedzin w celu uzyskania korzyści i utrzymania się przy
władzy jednej partii. Te czasy właśnie szczęśliwie przechodzą do historii.
Niechlubnej historii.
Dorota Zmarzlak, wójt gminy Izabelin
Jako samorządowcy –
nie tylko zrzeszeni w Ruchu Samorządowym TAK! dla Polski – z niecierpliwością i
optymizmem czekamy na nowy rząd. Czekamy na współpracę i rząd, który rozumie,
że Polska jest zbyt dużym i zbyt różnorodnym krajem, aby zarządzać nim
centralnie.
Półtora roku temu
podpisaliśmy z liderami partii demokratycznych sześć postulatów samorządowych.
Teraz spokojnie czekamy na uformowanie się nowego rządu i wdrażanie tego, na co
nawzajem się umówiliśmy, w ciągu 365 dni funkcjonowania.
Nie mam wątpliwości co
do tego, że polityka rządu w stosunku do samorządów nabierze zupełnie innego
kształtu, że decyzje co do kierunków rozwoju wspólnot lokalnych powrócą w ręce
Polek i Polaków, a nie będą zapadały na Nowogrodzkiej.
Potrzeb w środowisku
samorządowym jest wiele. Rozumiejąc konieczność zorientowania się nowego rządu
w sytuacji budżetowej, możemy wymienić sprawy do załatwienia „od zaraz” bez
wydawania pieniędzy publicznych. Taką sprawą jest np. powrót zatwierdzania
nowych taryf za wodę i kanalizację do rad gmin i miast, bo Wody Polskie po
prostu paraliżują naszą pracę. Takim tematem jest swoboda kształtowania siatki
szkół, bardzo ważny temat dla gmin wiejskich. To również powrót do właściwego
funkcjonowania KWRiST czy zniesienie niekonstytucyjnej dwukadencyjności dla
wójtów/burmistrzów/prezydentów.
Ale nie oszukujmy się,
powrót do właściwej wysokości i stabilności samorządowych finansów to podstawa.
W deklaracji podpisanej w maju ub.r. w Senacie jesteśmy umówieni na rewizję
dochodów samorządowych, ze szczególnym uwzględnieniem wzrostu PIT. Senat
poprzedniej kadencji skierował do prac Sejmu ustawę zwiększającą udziały w PIT
poszczególnych rodzajów samorządów. W przypadku gminy Izabelin wzrost udziału
procentowego z 39,34 do 43,93 proc. PIT to różnica w dochodach o 5 mln złotych
rocznie. W mojej gminie to kompleksowy remont ponadkilometrowej drogi wraz z
odwodnieniem. Na zmianach podatkowych wprowadzonych w tej kadencji moja gmina
straciła ok. 23 mln złotych…
Wśród naszych
postulatów jest również Fundusz Rozwoju Polski Lokalnej, bo nie wszystkie
samorządy wśród dochodów własnych mają podatek PIT.
Zwiększenie dochodów
JST to przede wszystkim wprowadzenie pewnego rodzaju stabilności, a nie
oczekiwanie, czy Ministerstwo Finansów jednak coś przeleje, czy może już nie, a
premier ogłosi nowy fundusz dla kolegów – czy nie ogłosi.
Ja osobiście mam
jeszcze jedno marzenie. Chciałabym, aby samorządy wszystkich szczebli i
wielkości były traktowane równo. Aby rząd nie patrzył, gdzie są główne grupy
ich wyborców, i preferował, czy wyróżniać te obszary. W całej Polsce mieszkają
tacy sami ludzie, którym należy się równy dostęp do dobrej jakości usług
publicznych: edukacji, zdrowia czy transportu. Bez tego nie zakończymy wojny
polsko-polskiej i nie będzie zapowiadanego przez premiera Tuska „pojednania”.
Marta Majewska, burmistrz Hrubieszowa
Ostatnie lata to dla
samorządów terytorialnych okres permanentnego i długotrwałego ograniczenia
autonomii i zwiększonej ingerencji rządu. Nasze dochody spadły i staliśmy się
zależni od dotacji, co zwiększyło deficyt finansowy. Niedobory w finansowaniu
edukacji zostały powiększone i nasze zadłużenie również poważnie wzrosło,
zwłaszcza koszty obsługi długu.
Ten długotrwały proces
sprawił, że konstruując budżet, skupialiśmy się głównie na tym, by go „spiąć”,
co właściwie sprowadzało się do maksymalnego cięcia wydatków bieżących i
podejmowania decyzji, jaka inwestycja – nawet najmniejsza – jest na już, na
dzisiaj, a co może poczekać.
Budżet 2024 to budżet
trudny, budżet przetrwania i nadziei, ponieważ wymagać będzie zasilenia kroplówką
– subwencją rozwojową z budżetu państwa – na co liczymy, oczywiście w większej
kwocie niż dotychczas, bo przed nami również realizacja projektów w ramach
uruchamianych funduszy, m.in. transgranicznych, szwajcarskich, Zintegrowanych
Inwestycji Strategicznych. Przy każdym projekcie niezbędny jest wkład własny,
dlatego liczymy, że koalicja wygranych partii zrealizuje swój postulat
zwiększenia dochodów JST.
Ubytek z tytułu
zmniejszenia udziałów gminy w podatkach dochodowych tylko w roku 2023 wyniósł 7
mln, a dodatkowa subwencja rozwojowa w 2023 wyniosła tylko 4,8 mln. W 2022 r.
ubytek ten wyniósł 5 mln – dodatkowe udziały zamiast subwencji rozwojowej
niespełna 2,9 mln, w 2021 r. 3 mln, udziały – 2,8 mln.
Największym
obciążeniem dla naszego budżetu jest niewystarczająca subwencja oświatowa,
która aktualnie zabezpiecza 49 proc. funkcjonowania oświaty. 51 proc. to środki
miasta w wysokości 12 mln zł rocznie. Do tego zmierzymy się z podwyżkami w
oświacie, ale oczywiście nie tylko, ponieważ presja podwyżek jest wszędzie, co
też należy zrozumieć z uwagi na inflację – i to, że proces jej spadku nie
wygląda optymistycznie.
Duży niepokój budzi
także niepewność co do cen prądu i gazu w 2024 roku. Te dwa elementy
determinują funkcjonowanie samorządów, wpływając bezpośrednio na ich sytuację
finansową. Ponadto samorządy, w tym miasto Hrubieszów, nadal borykają się z
problemami dotyczącymi gospodarki odpadami.
Dopłacamy do systemu 2
mln zł rocznie, a w kolejnych latach grożą nam kary za nieosiągnięcie wskaźnika
segregowalności. Liczymy, że nowy rząd uporządkuje sprawy legislacyjne,
szczególnie w kwestii wprowadzenia reformy rozszerzonej odpowiedzialności
producenta, o co postuluje od wielu lat Związek Miast Polskich.
Za odpady opakowaniowe
zapłacą wprowadzający, czyli konsument na etapie zakupu produktu w opakowaniu.
System ten będzie znacznie bardziej sprawiedliwy społecznie. Ponadto przyczyni
się do efektywizacji kosztowej, a przy wielotorowości reform, w tym przy
uwzględnieniu minimalnej zawartości recyklatu w opakowaniach, stanowił będzie
znaczący impuls do rozwoju polskiego przemysłu recyklingu, a tym samym
zwiększenia zielonych miejsc pracy.
Jak każdy samorząd,
tak i Hrubieszów wypatruje środków z KPO. Z racji tego, że jesteśmy miastem
tracącym swoje funkcje społeczno-gospodarcze, a wpływy do budżetu lokalnego są
bardzo niskie, każdy przypływ środków zewnętrznych stanowi dla nas zastrzyk
gwarantujący rozwój.—blik
Adam Pawlicki, burmistrz Jarocina
Jak na tę chwilę,
trudno powiedzieć, co się zmieni w samorządach. Praktyka pokazuje, że politycy
wiele obiecują, ale później niekoniecznie te obietnice realizują. O tym, czy
podjęte zostały słuszne kroki, będziemy więc mogli rozmawiać wtedy, gdy
rzeczywiście zacznie się coś dziać.
Jednym z głównych
problemów, dotyczących wielu samorządów w Polsce, jest to, co zostało
wprowadzone za rządów poprzedniej koalicji – czyli dwukadencyjność. Idea tych
przepisów jest zupełnie niezrozumiała. Jeśli mają one zapobiegać korupcji, to
powinny obejmować nie tylko wójtów, burmistrzów i prezydentów, ale również
rząd, Sejm i Senat. Byłoby to logiczne, bo w mediach opisywane było wiele afer,
które powstały na szczeblu państwowym. W przeciwnym wypadku te przepisy należy
po prostu znieść. Moim zdaniem, uderzają one w dobrych zarządców, którzy cieszą
się poparciem mieszkańców danego obszaru. Z powodu ustawy muszą oni odejść ze
stanowiska – tylko po to, żeby mogli na ich miejsce przyjść inni, niekoniecznie
lepsi i niekoniecznie cieszący się tak dużym uznaniem mieszkańców.
Warto byłoby też
odwrócić trend, który szczególnie stał się widoczny w ostatnich latach, czyli
postępującą centralizację. O coraz większej liczbie spraw chcą decydować władze
w Warszawie, jednak to my, samorządowcy, wiemy, co jest tu, na miejscu,
najbardziej potrzebne. Nie może być tak, że na szczeblu centralnym zapadają
decyzje, czy w danej gminie ma powstać płot czy chodnik.
Do samorządów powinny
też trafić pieniądze dla szkół i nauczycieli – wszystkie, a nie tylko część.
Centralizacja to bardzo zły kierunek, który przypomina czasy komunistyczne, w
których miejscowy naczelnik wykonywał to, co mu nakazali w Warszawie. Znana
jest historia z tych czasów, kiedy to w szpitalu w Jarocinie brakowało
narzędzi, ale budowano nowy płot, ponieważ akurat w Warszawie w takiej rubryce
w rozdzielniku były pieniądze.
Powstanie samorządów w
Polsce to był wielki sukces i nie powinniśmy teraz tych samorządów ograniczać,
lecz wręcz przeciwnie – pozwolić im na jak najlepsze wykonywanie swoich
obowiązków.
Jacek Kowalski, burmistrz Nowego Dworu
Mazowieckiego
Największe nadzieje,
jakie pokładamy w nowej władzy, wiążą się z lotniskiem Warszawa-Modlin, bo
znajduje się ono właśnie na terenie Nowego Dworu Mazowieckiego. Przez ostatnie
lata nie byliśmy ulubieńcami władzy, która swoje uczucia przelała na lotnisko w
Radomiu. Ponieważ lotnisko ma kilku wspólników, w tym instytucje podległe
rządowi, nie mogliśmy rozbudować lotniska, ponieważ ciągle nie zgadzały się na
to władze centralne. Przez to Ryanair i inne linie lotnicze nie mogły
rozszerzyć swojej oferty, a mieszkańcy Mazowsza mają ograniczoną możliwość
tanich lotów po Europie. Tymczasem marszałek Mazowsza miał przez 4 lata 50 mln
zł, które mogą zostać przeznaczone na modernizację obiektu w Modlinie. Dlatego
na nową władzę patrzymy z optymizmem i mamy nadzieję, że wreszcie zostanie
zakopany topór wojenny pomiędzy wspólnikami lotniska.
Liczymy też na to, że
powstanie też cała infrastruktura wokół lotniska. Docelowo ma być zbudowane
połączenie kolejowe, które dowiezie podróżnych pod sam terminal, jednak
odchodząca władza robiła wszystko, żeby odciąć lotnisko od pociągów. Cieszę
się, że teraz będzie możliwość dyskusji na te tematy.
Ważne jest dla nas,
jako samorządowców, że wszystkie siły w nowej koalicji mówią o wsparciu dla
samorządów i oczywiście o pieniądzach, które są tu niezbędne. Osobiście jestem
przeciwny rewolucjom, bo system, który powstał 20 lat temu nie był zły, tylko
za dużo w nim w ostatnim czasie zmieniano. Najlepszym przykładem tego są zmiany
podatkowe. Zmniejszono podatek PIT, z którego część otrzymywały samorządy,
twierdząc, że jest to prezent dla mieszkańców. Tymczasem zmieniono zasady
odliczania składki zdrowotnej, przez co więcej pieniędzy idzie do budżetu
państwa. Pokrzywdzone w tym są więc przede wszystkim samorządy.
Liczymy też na to, że
wreszcie będziemy mogli sami decydować o tym, które inwestycje są dla nas
najważniejsze. Poprzednia koalicja stworzyła bowiem różnego rodzaju fundusze, o
które mogły aplikować samorządy, ale to urzędnicy w Warszawie decydowali, co
jest potrzebne mieszkańcom Nowego Dworu Mazowieckiego. Tymczasem po to został
stworzony samorząd, żeby to on był najbliżej mieszkańców i to oni decydowali,
na jakie cele powinny być wydane pieniądze.
Patrzymy więc w
przyszłość optymistycznie, zwłaszcza że pod naszymi – jako samorządowców –
postulatami podpisały się wszystkie siły nowej koalicji. Będziemy oczywiście
bacznie obserwować działania nowego rządu i przypominać o tym, co jest dla
mieszkańców ważne.
Ryszard Brejza, senator Koalicji Obywatelskiej,
były wieloletni prezydent Inowrocławia
Wierzę, że teraz
przyszłość samorządów będzie lepsza. Wierzę, że środki finansowe nie będą
rozdawane w taki sposób, jak to czynił PiS – a więc bez kryteriów ustalonych z
góry, bez systemu punktowego oceny tych wniosków, które kierujemy.
Wierzę w to, że będzie
utworzony, a o to przynajmniej my, parlamentarzyści, wnioskujemy, wywodzący się
z samorządów – jakiś fundusz wyrównawczy. Przynajmniej na początek, który
pozwoliłby na wyrównanie ewidentnych strat i wielkiej niesprawiedliwości, jaka powstała
wobec samorządów miejskich w wyniku polityki rządów PiS-u.
Miliardy, ogromne
miliardy, powędrowały do innych gmin, głównie małych, natomiast duże i średnie
miasta przy tych podziałach były ewidentnie poszkodowane w ramach tych dotacji
na inwestycje.
Program „Polski Ład”
okazał się „Polskim nieładem”, „Polskim bezładem”, o którym nie chcę nawet
wspominać – ale ten „Polski Ład” polegał na przyznawaniu środków małym gminom
rządzonym przez polityków PiS.
To było potężne
uderzenie w samorządy, potężne uderzenie w budżety samorządów miejskich, ze
względu na wprowadzone ulgi podatkowe z tytułu podatku PIT, choćby dla młodych
osób, ale te ulgi nie zostały uwzględnione w budżetach miast. Skutki finansowe
tych ulg nie zostały w nich uzupełnione.
A jeśli chodzi o
Inowrocław, to wierzę, że po tym ciemnym okresie, jaki PiS nam zafundował z
brakiem komisarza, a właściwie osoby pełniącej funkcję prezydenta – wierzę, że
teraz może być tylko lepiej. Gorzej już być nie może.
Jesteśmy w tej chwili
jedynym miastem prezydenckim w Polsce bez lidera – mimo że w niedzielę upływa
sześć tygodni od wyborów parlamentarnych i pięć tygodni od opublikowania
wyników wyborów, to nadal nie ma osoby wyznaczonej przez premiera do
zarządzania miastem.
To ewidentna
złośliwość albo straszny bałagan. Wystąpiłem w piątek do Najwyższej Izby
Kontroli o przeprowadzenie kontroli w tej sprawie.