Czego oczekują lokalne władze od nowego rządu? Spytaliśmy znanych samorządowców

Ustabilizowanie sytuacji finansowej, powrót do konstytucyjnej idei samorządności, wzmocnienie dochodów własnych jst, zmiany w systemie edukacji – tego między innymi oczekują prezydenci, burmistrzowie i marszałkowie od nowego koalicyjnego rządu.

Publikacja: 04.12.2023 15:04

Czego oczekują lokalne władze od nowego rządu? Spytaliśmy znanych samorządowców

Foto: Kaplion, Wikipedia

Jacek Sutryk, prezydent Wrocławia

15 października Polacy zawrócili nasz kraj z torów antydemokratycznych, antyunijnych i antysamorządowych.

Przez ostatnie lata polskie miasta, miasteczka i wsie próbowano, decyzja po decyzji, podporządkować organom centralnym państwa – polskie samorządy miały być narzędziem, a nie samodzielnym podmiotem sprawowania władzy. A przecież samorządy to wspólnoty, które chcą same decydować o swoim rozwoju.

Dlatego niezwykle doceniam, że liderzy Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy w swojej umowie koalicyjnej jeden z punktów wprost poświęcili polskiemu samorządowi, rozumiejąc znaczenie decentralizacji i roli, jaką odgrywamy w kształtowaniu naszego kraju.

Po ośmiu latach rządów PiS, o Polsce wreszcie będzie decydować rząd, który rozumie, na czym polega samorząd, który słucha samorządowców i chce z nimi współpracować. Z wzajemnością. Przede wszystkim oczekujemy ustabilizowania sytuacji finansowej polskich gmin. Zmiany niekorzystnych reform podatkowych, w tym odmrożenia wpływów z podatku PIT.

Z niecierpliwością czekamy także na środki z KPO – w grę wchodzi aż 158,5 mld złotych. Środki te, zamiast być motorem rozwoju naszego kraju, były zakładnikiem partyjnej polityki.

Z uznaniem odebraliśmy także zapowiedziane przez strony umowy koalicyjnej podniesienie pensji nauczycielom. Odrębną kwestią jest np. zwiększenie subwencji oświatowej. Ta, którą dostaje Wrocław, pokrywa zaledwie połowę wydatków, jakie ponosimy na oświatę.

Roman Szełemej, prezydent Wałbrzycha

Środowisko samorządowe postrzegało wybory 15 października jako wybory ostatniej szansy, prawdopodobnie także dla państwa prawa. Bo chyba nikt nie ma żadnych wątpliwości, że do tej pory odbywał się intensywny demontaż mechanizmów demokratycznego państwa.

Mieliśmy świadomość, że to ostatnie wolne i już nie do końca sprawiedliwe wybory. Wygrana demokratycznej opozycji, która niebawem utworzy rząd, była zwycięstwem Polaków, którzy tłumnie opowiedzieli się za Polską wolną i praworządną, opartą także na wolnym samorządzie.

Samorząd był jednym ze zwycięzców tych wyborów i przez ostatnich osiem lat w wielu przypadkach ostatnią rubieżą obrony państwa prawa. Samorządy na demontaż tego państwa nie pozwoliły.

Po wyborach nadzieje na nową Polskę są wśród samorządowców bardzo duże. Oczekujemy powrotu do konstytucyjnej idei samorządności, uregulowań prawnych, które uniemożliwią wykorzystywanie samorządu do klientelizmu politycznego.

Oczekujemy odzyskania podmiotowości finansowej i przywrócenia zasady subsydiarności. Czyli samorząd robi wszystko, co jest w stanie zrobić, a czego nie może – ze względów ustawowych i innych – jest domeną państwa. Chcemy wrócić do ścieżki rozwoju, którą z powodzeniem realizowaliśmy przez dziesięciolecia.

Niewątpliwie teraz największym wyzwaniem dla samorządu jest samodzielność finansowa, która ostatnimi laty została poważnie nadszarpnięta. Wiele samorządów uchwala dziś budżety przetrwania, jeśli nie agonii. Będziemy apelować do nowego rządu o szybkie wyrównanie ubytków finansowych, reformę wpływów z podatku PIT i udział w innych dochodach własnych, ograniczonych przez centralistyczne zapędy odchodzącej władzy.

Chcemy również, by samorząd był bardziej odporny na polityczną koniunkturę. Jak się okazuje, konstytucja nie przewidziała tak awanturniczych, tak populistycznych i destrukcyjnych środowisk, które do niedawna sprawowały władzę, sprowadzając Polskę na skraj autorytaryzmu. Tego oczekują samorządy, świadome faktu, że to one w dużym stopniu obroniły demokratyczną Polskę.

Piotr Kuczera, prezydent Rybnika

Głęboko wierzę, że powstanie rząd koalicyjny, który rozpocznie „odkręcanie” tego, co działo się przez ostatnie lata. Najogólniej mówiąc, mam nadzieję, że rozwiązania, które wypracuje nowy rząd, będą zmierzać do wzmocnienia roli samorządów i ich niezależności finansowej.

Rozwiązania rządu PiS doprowadziły do ograniczenia dochodów własnych samorządów i wyprowadzenia z ich budżetów milionów złotych.

Liczę na zwiększenie dochodów jednostek samorządu terytorialnego m.in. poprzez podwyższenie udziału samorządów w PIT.

Samorządy muszą też otrzymywać odpowiednie środki na realizację zlecanych im zadań, mam tu na myśli m.in. subwencję oświatową w wysokości odpowiadającej realnym potrzebom.

Niepokojący był też proces stopniowej utraty kontroli nad wydatkami – to samorządy powinny decydować o tym, na co przeznaczają pieniądze z budżetu, uzależnienie od środków z programów rządowych ogranicza sprawczość samorządów, osłabia ich znaczenie i stawia w roli klienta rządu. I tu płynnie wchodzimy w drugi palący problem, a mianowicie – w kwestie związane z odchodzeniem od samorządności na rzecz centralizacji.

Mam nadzieję na odwrócenie tego trendu, na powrót do idei Polski samorządnej, bo polski system samorządowy to ogromna wartość. To właśnie on pozwala na podejmowanie decyzji o tym, co ważne dla mieszkańców na poziomie lokalnym. To ten system pozwolił na zbudowanie nowoczesnej infrastruktury w miastach, miasteczkach i wsiach, ale – co równie ważne – zbudował kapitał społeczny, z którego korzystamy i będziemy korzystać przez następne lata.

Mam też nadzieję na odblokowanie środków unijnych i realizację rozwijających projektów. Liczę też oczywiście na to, że samorządowcy, którzy zdobyli mandat do parlamentu, będą mówić o problemach samorządu i wpływać na politykę nowego rządu w tym zakresie. W Rybniku, bez względu na sytuację gospodarczą w naszym kraju, robimy wszystko, by nie zahamować rozwoju naszego miasta. Mimo oszczędności udało się przygotować dobry projekt budżetu na trudne jeszcze czasy. Mam nadzieję, że kolejny budżet będzie już konstruowany w lepszych dla samorządów realiach.

Hanna Pruchniewska, burmistrz miasta Puck

Samorządy mają nadzieję na konkretne zmiany, które zostały choćby zawarte w postulatach Ruchu Samorządowego „TAK! Dla Polski”.

Przede wszystkim równe traktowanie i konkursy w pozyskiwaniu wsparcia finansowego oparte o konkretne kryteria, pokazujące punktację, dające uzasadnienie i możliwość odwołania.

Koniec ze wskazywaniem tych, którzy są podlegli, potulni i ulubieni przez władzę. I wspieraniem tylko ich bez względu na realne potrzeby innych samorządów.

Potrzebujemy zwiększenia subwencji oświatowej. Miasto Puck otrzymało na rok 2024 kwotę, która zabezpiecza jedynie 60 proc. zapotrzebowania na wydatki bieżące. A oprócz nich przecież gmina musi zadbać o odpowiednią infrastrukturę, utrzymanie szkół i dodatkowe zajęcia.

Konieczne jest zwiększenie udziału gmin w podziale podatku dochodowego PIT. Dla wielu gmin, w tym miasta Puck, to podstawowa pozycja w kształtowaniu dochodów.

Należy ten udział zwiększyć z ok. 38 proc. do 50 proc. Jestem pewna, że nasz głos będzie teraz słyszany, także w Komisji Rządu i Samorządu Terytorialnego – i docierać będzie do rządu poprzez naszych posłów i senatorów wywodzących się z samorządu. Uwolnione zostaną wreszcie środki unijne z Funduszu Spójności i z KPO, na wykorzystanie których czekamy już od dawna i jesteśmy gotowi z dokumentacjami projektowymi. Będą wysłuchane prośby od naszych mieszkańców – np. w sprawie powrotu „ksiąg wieczystych” do Pucka – miasta powiatowego, czy Wydział Paszportowy, o który walczymy bez skutku jeszcze z obecnym wojewodą od dwóch lat. I mimo zabezpieczenia finansowego, lokalowego i osobowego wciąż nie dostajemy zgody.

Jest też nadzieja na wzajemny szacunek, rozmowy, negocjacje, wysłuchanie argumentów, a nie tylko polityczne rozdawnictwo i wymuszaną wdzięczność.

dr hab. Mikołaj Lewicki, Instytut Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego

Minione wybory to cezura dla samorządów. Skończył się czas „zamrażarki” – ograniczonych możliwości rozwojowych, złego klimatu do podejmowania odważniejszych decyzji. Po „zamrażarce” nastały „tropiki” – nadziei i wiary znacznej części społeczeństwa na zmianę, szczególnie – decentralizację władzy.

„Zamrażarka” działała osiem lat. Pierwsze cztery, przy dobrej koniunkturze gospodarczej, były czasami „downloadu” – obciążania samorządów kolejnymi obowiązkami, przy jednoczesnym ograniczaniu ich przychodów i możliwości manewru. Następne cztery zwiastowały już wyraźniej czasy polikryzysu, które trwają – i zostaną z nami na dłużej. Polikryzys to wiele kryzysów nachodzących na siebie w swej dynamice. Była pandemia, gdy udało się ją okresowo zwalczyć – nastała wojna, a w trakcie wojny – inflacja. Nie mamy podstaw, by mieć nadzieję, że taka „polikryzysowa” dynamika się skończy. A to dla samorządów implikuje parę kwestii. Skończyła się epoka „ciepłej wody w kranie” – bardzo efektywnej i niejednokrotnie także efektownej polityki samorządowej, opartej na budowie infrastruktury, zapewnianiu podstawowych usług, a także budowaniu w istocie podstawowych standardów usług publicznych. Zaczęło się od kanalizacji i wodociągów, poprzez budynki (szkół, urzędów) do bardziej zaawansowanych inwestycji. To, co było 20 lat aspiracją, dziś jest standardem, nawet jeśli nieosiągniętym przez wszystkich. Zmieniają się społeczności lokalne: pojawia się więcej nowych mieszkańców z nowymi oczekiwaniami, inne gminy wyludniają się, grozi im stagnacja. Przed włodarzami obu typów gmin wyzwanie rozpoznania i adekwatnej odpowiedzi na oczekiwania mieszkańców. W obu chodzić będzie o dialog z młodszymi, lepiej wykształconymi. W wyludniających się i wyludnionych – z potencjalnymi mieszkańcami, których trzeba zachęcić do osiedlania, w zaludnianych – gdy coraz głośniej artykułują swe oczekiwania. Z „nowymi” trzeba będzie znaleźć nowy język komunikacji.

Epoka polikryzysów oznacza, że – z jednej strony – potrzebna jest ogromna elastyczność i szybkość reagowania, z drugiej – planowanie i podejmowanie wyzwań związanych z zagrożeniami oraz szansami, które w tej epoce się pojawiają. Sprzyjający po wyborach parlamentarnych klimat opinii publicznej dla samorządów – przypominający coraz bardziej „tropiki” – powiązany będzie z „zimą” słabszego wzrostu gospodarczego. To znaczy, że zagrożenia – oprócz bardzo namacalnych, związanych z procesami społecznymi, gospodarczymi czy klimatycznymi – będą także tkwiły w rozdźwięku oczekiwań i nadziei mieszkańców z możliwościami działania samorządu.

A zatem – bardzo wyraźnie pojawi się pytanie o źródła rozwoju i odporności przed kryzysami. One będą coraz mniej związane z tą pierwotną modernizacją, „dążeniem na Zachód”, a coraz bardziej z kolejnymi wyzwaniami globalnymi; migracją, zmianami klimatycznymi oraz zagrożeniami militarnymi. I będą dopingowały do odważniejszego działania lub skłaniały do realizacji scenariusza przetrwania.

Kluczowe wyzwanie dla samorządów jednak nie będzie tkwiło w poszukiwaniu administracyjnych i zarządczych rozwiązań, generujących zasoby czy pozyskujących odpowiednie rozwiązania techniczne (np. dotyczące generowania lub akwizycji energii, gospodarki odpadami etc.), tylko współpracy społecznej. Ani rozwiązania gospodarcze, ani też – szersze – dotyczące polityk samorządowych nie będą mogły się odbyć bez „kosztów”, bez trudnych decyzji i rozmaitych roszczeń. Potrzebna jest integracja społeczna, wokół wspólnych wartości, wspólnych znaczeń kulturowych oraz wokół uzgodnionych i zrozumiałych w społeczności lokalnej celów. Pokusą będzie populizm: oparcie się silnie umocowanych i często – całkowicie kontrolujących zasoby i opinię publiczną włodarzy na prostym przekazie: „wroga”, innych, którzy zagrażają społeczności oraz prostych recept doraźnie rozwiązujących problemy. Zamiast polityk migracyjnych, polityk dostępnych mieszkań, realnej inkluzji pojawiać się będą doraźne akcje: stawiania kontenerów dla „nadwyżki” przybyszów, oferty tanich gruntów, bez uzbrojenia pod kolejne „tanie budownictwo”, społecznie – bardzo kosztowne etc. Podobnym rozwiązaniem, a jednocześnie – zagrożeniem – jest technokratyzm. Dalsze utrzymywanie centralizacji decyzji w rękach włodarzy, z przekonaniem, że dzięki kompetencjom i sprawności administracji oraz szybko podejmowanymi decyzjami uda się reagować na nieoczekiwane zdarzenia oraz szukać długofalowych rozwiązań, także tych, które nie będą popularne. Nowe wyzwania mogą prowadzić do radykalnej dezintegracji społecznej: każdy kryzys „zbiera żniwo”; czasem wśród seniorów i seniorek (pandemie), a czasem – wśród młodych (bezrobocie i prekaryzacja pracy). To znaczy, że grozi nam segregacja: ochrona zasobów, czasem przywilejów, a na ogół – własnych standardów jakości życia przez rozmaite grupy społeczne. Populizm i technokratyzm będą efektywne krótkofalowo: na dłuższą metę będą generować jeszcze głębsze kryzysy. Mowa tu o perspektywie najbliższych czterech lat, a nie dekady. Świat bardzo przyspieszył.

Postawy mieszkańców wobec samorządu same z siebie się nie zmienią. Na razie dominuje model „kontraktowania”. Włodarze w miarę adekwatnie rozpoznają oczekiwania mieszkańców. I w zamian za względną bierność tychże (okraszoną utyskiwaniami o bierności obywateli) wypełniają oczekiwania swych elektoratów.

Ze względu na wspomniany powyżej rozdźwięk między oczekiwaniami mieszkańców a możliwościami samorządu oczekiwania zamienią się w roszczenia. Ich podstawową formą będzie obrona własnego interesu. Bez wspólnego języka i zrozumienia szerszej perspektywy grupy bardziej aktywnych mieszkańców będą wpływały na decyzje samorządów, nie oglądając się na pozostałych i na szersze cele rozwojowe. Dlatego potrzebne w najbliższych latach są zmiany procesów decyzyjnych – włączania w nie mieszkańców oraz budowania w nich poczucia sprawstwa i odpowiedzialności. Chodzi więc o prawdziwą decentralizację – nie związaną tylko z dystrybucją środków i zadań, ale także sposobami podejmowania decyzji. Nie chodzi o konsultacje, tylko o współpodejmowanie decyzji przez mieszkańców. Tu nie ma gotowej recepty, ale jest wiele rozwiązań, które były już wprowadzane.

Olgierd Geblewicz, marszałek Województwa Zachodniopomorskiego

Wygrane wybory to oczywiście wielka radość i satysfakcja, ale przede wszystkim potężne wyzwania. Teraz przed nami wszystkimi stoi ogrom pracy, by przywrócić państwu normalność, zdrowe zasady funkcjonowania niemal w każdej sferze, którą popsuły ośmioletnie rządy PiS. Zacząć trzeba od decentralizacji. Od czasu odzyskania niepodległości po 1989 roku jednym z największych polskich osiągnięć była reforma samorządowa, oddanie w ręce regionalnych i lokalnych wspólnot decyzji w sprawach, które ich dotyczą i którymi potrafią najlepiej zarządzać. Do samorządów województw powinny zatem powrócić te obszary, które PiS im stopniowo odbierał, począwszy od ośrodków doradztwa rolniczego, poprzez wojewódzkie fundusze ochrony środowiska i kwestie związane z programami służącymi poprawie powietrza, na zarządzaniu wodami kończąc. W tych obszarach nastąpiła totalna demolka, a tak się składa, że dotyczą one kwestii związanych ze stanem środowiska naturalnego, a więc tematu, który ma bezpośredni wpływ na zdrowie i jakość życia naszych mieszkańców.

Trzeba cofnąć proces finansowego ubezwłasnowolnienia samorządów. Tzw. Polski Ład spowodował spustoszenie w budżetach – przede wszystkim miast – ale przecież planując budżety województw, też straciliśmy poczucie stabilności i przewidywalności. W takich warunkach ciężko jest mówić o realizacji strategicznych, długofalowych działań, które mają służyć naszemu rozwojowi.

Niestety, proces uzdrawiania polskiej samorządności, co już wielokrotnie mówiłem, nie będzie ani szybki, ani łatwy. Trudno spodziewać się po prezydencie Andrzeju Dudzie podpisów pod niezbędnymi ustawami, skoro wcześniej bez refleksji podpisywał akty prawne niszczące dorobek samorządów.

Przed nami także żmudny proces wypracowania nowych rozwiązań w sferach tak podstawowych, jak edukacja i ochrona zdrowia. Ta pierwsza może w mniejszym stopniu dotyka samorządów województw, choć przecież także kształtując regionalny rynek pracy, musimy mieć wpływ na szkolnictwo, przede wszystkim zawodowe, ustawiczne, ale także wyższe. Lokalna gospodarka i kierunki kształcenia przyszłych kadr, ścisłe powiązanie sfery biznesu z nauką – to są absolutne podstawy budowania nowoczesnego, innowacyjnego regionu, który znajdzie swoje miejsce na konkurencyjnych i ulegających dynamicznym przemianom rynkach. Ochrona zdrowia to dla nas bardzo ważny problem. Samorządy województw są organem prowadzącym dla wysokospecjalistycznych szpitali regionalnych, będących najczęściej najważniejszymi placówkami leczniczymi na mapie województw. Potrzebne są zmiany systemowe, które z jednej strony wpłyną na lepszą organizację ochrony zdrowia, dostępność specjalistów, ale także likwidację braków kadrowych, a z drugiej strony – uzdrowią finansowanie tych placówek.

Jak widać, skala zmian, przed którymi stoją samorządy województw, jest ogromna. Ale jestem dobrej myśli. Samorząd odzyska właściwą sobie rangę, bo w końcu zacznie się czas prawdziwego dialogu i odpowiedzialności za mieszkańców, a nie zagrabiania kolejnych instytucji i dziedzin w celu uzyskania korzyści i utrzymania się przy władzy jednej partii. Te czasy właśnie szczęśliwie przechodzą do historii. Niechlubnej historii.

Dorota Zmarzlak, wójt gminy Izabelin

Jako samorządowcy – nie tylko zrzeszeni w Ruchu Samorządowym TAK! dla Polski – z niecierpliwością i optymizmem czekamy na nowy rząd. Czekamy na współpracę i rząd, który rozumie, że Polska jest zbyt dużym i zbyt różnorodnym krajem, aby zarządzać nim centralnie.

Półtora roku temu podpisaliśmy z liderami partii demokratycznych sześć postulatów samorządowych. Teraz spokojnie czekamy na uformowanie się nowego rządu i wdrażanie tego, na co nawzajem się umówiliśmy, w ciągu 365 dni funkcjonowania.

Nie mam wątpliwości co do tego, że polityka rządu w stosunku do samorządów nabierze zupełnie innego kształtu, że decyzje co do kierunków rozwoju wspólnot lokalnych powrócą w ręce Polek i Polaków, a nie będą zapadały na Nowogrodzkiej.

Potrzeb w środowisku samorządowym jest wiele. Rozumiejąc konieczność zorientowania się nowego rządu w sytuacji budżetowej, możemy wymienić sprawy do załatwienia „od zaraz” bez wydawania pieniędzy publicznych. Taką sprawą jest np. powrót zatwierdzania nowych taryf za wodę i kanalizację do rad gmin i miast, bo Wody Polskie po prostu paraliżują naszą pracę. Takim tematem jest swoboda kształtowania siatki szkół, bardzo ważny temat dla gmin wiejskich. To również powrót do właściwego funkcjonowania KWRiST czy zniesienie niekonstytucyjnej dwukadencyjności dla wójtów/burmistrzów/prezydentów.

Ale nie oszukujmy się, powrót do właściwej wysokości i stabilności samorządowych finansów to podstawa. W deklaracji podpisanej w maju ub.r. w Senacie jesteśmy umówieni na rewizję dochodów samorządowych, ze szczególnym uwzględnieniem wzrostu PIT. Senat poprzedniej kadencji skierował do prac Sejmu ustawę zwiększającą udziały w PIT poszczególnych rodzajów samorządów. W przypadku gminy Izabelin wzrost udziału procentowego z 39,34 do 43,93 proc. PIT to różnica w dochodach o 5 mln złotych rocznie. W mojej gminie to kompleksowy remont ponadkilometrowej drogi wraz z odwodnieniem. Na zmianach podatkowych wprowadzonych w tej kadencji moja gmina straciła ok. 23 mln złotych…

Wśród naszych postulatów jest również Fundusz Rozwoju Polski Lokalnej, bo nie wszystkie samorządy wśród dochodów własnych mają podatek PIT.

Zwiększenie dochodów JST to przede wszystkim wprowadzenie pewnego rodzaju stabilności, a nie oczekiwanie, czy Ministerstwo Finansów jednak coś przeleje, czy może już nie, a premier ogłosi nowy fundusz dla kolegów – czy nie ogłosi.

Ja osobiście mam jeszcze jedno marzenie. Chciałabym, aby samorządy wszystkich szczebli i wielkości były traktowane równo. Aby rząd nie patrzył, gdzie są główne grupy ich wyborców, i preferował, czy wyróżniać te obszary. W całej Polsce mieszkają tacy sami ludzie, którym należy się równy dostęp do dobrej jakości usług publicznych: edukacji, zdrowia czy transportu. Bez tego nie zakończymy wojny polsko-polskiej i nie będzie zapowiadanego przez premiera Tuska „pojednania”.

Marta Majewska, burmistrz Hrubieszowa

Ostatnie lata to dla samorządów terytorialnych okres permanentnego i długotrwałego ograniczenia autonomii i zwiększonej ingerencji rządu. Nasze dochody spadły i staliśmy się zależni od dotacji, co zwiększyło deficyt finansowy. Niedobory w finansowaniu edukacji zostały powiększone i nasze zadłużenie również poważnie wzrosło, zwłaszcza koszty obsługi długu.

Ten długotrwały proces sprawił, że konstruując budżet, skupialiśmy się głównie na tym, by go „spiąć”, co właściwie sprowadzało się do maksymalnego cięcia wydatków bieżących i podejmowania decyzji, jaka inwestycja – nawet najmniejsza – jest na już, na dzisiaj, a co może poczekać.

Budżet 2024 to budżet trudny, budżet przetrwania i nadziei, ponieważ wymagać będzie zasilenia kroplówką – subwencją rozwojową z budżetu państwa – na co liczymy, oczywiście w większej kwocie niż dotychczas, bo przed nami również realizacja projektów w ramach uruchamianych funduszy, m.in. transgranicznych, szwajcarskich, Zintegrowanych Inwestycji Strategicznych. Przy każdym projekcie niezbędny jest wkład własny, dlatego liczymy, że koalicja wygranych partii zrealizuje swój postulat zwiększenia dochodów JST.

Ubytek z tytułu zmniejszenia udziałów gminy w podatkach dochodowych tylko w roku 2023 wyniósł 7 mln, a dodatkowa subwencja rozwojowa w 2023 wyniosła tylko 4,8 mln. W 2022 r. ubytek ten wyniósł 5 mln – dodatkowe udziały zamiast subwencji rozwojowej niespełna 2,9 mln, w 2021 r. 3 mln, udziały – 2,8 mln.

Największym obciążeniem dla naszego budżetu jest niewystarczająca subwencja oświatowa, która aktualnie zabezpiecza 49 proc. funkcjonowania oświaty. 51 proc. to środki miasta w wysokości 12 mln zł rocznie. Do tego zmierzymy się z podwyżkami w oświacie, ale oczywiście nie tylko, ponieważ presja podwyżek jest wszędzie, co też należy zrozumieć z uwagi na inflację – i to, że proces jej spadku nie wygląda optymistycznie.

Duży niepokój budzi także niepewność co do cen prądu i gazu w 2024 roku. Te dwa elementy determinują funkcjonowanie samorządów, wpływając bezpośrednio na ich sytuację finansową. Ponadto samorządy, w tym miasto Hrubieszów, nadal borykają się z problemami dotyczącymi gospodarki odpadami.

Dopłacamy do systemu 2 mln zł rocznie, a w kolejnych latach grożą nam kary za nieosiągnięcie wskaźnika segregowalności. Liczymy, że nowy rząd uporządkuje sprawy legislacyjne, szczególnie w kwestii wprowadzenia reformy rozszerzonej odpowiedzialności producenta, o co postuluje od wielu lat Związek Miast Polskich.

Za odpady opakowaniowe zapłacą wprowadzający, czyli konsument na etapie zakupu produktu w opakowaniu. System ten będzie znacznie bardziej sprawiedliwy społecznie. Ponadto przyczyni się do efektywizacji kosztowej, a przy wielotorowości reform, w tym przy uwzględnieniu minimalnej zawartości recyklatu w opakowaniach, stanowił będzie znaczący impuls do rozwoju polskiego przemysłu recyklingu, a tym samym zwiększenia zielonych miejsc pracy.

Jak każdy samorząd, tak i Hrubieszów wypatruje środków z KPO. Z racji tego, że jesteśmy miastem tracącym swoje funkcje społeczno-gospodarcze, a wpływy do budżetu lokalnego są bardzo niskie, każdy przypływ środków zewnętrznych stanowi dla nas zastrzyk gwarantujący rozwój.—blik

Adam Pawlicki, burmistrz Jarocina

Jak na tę chwilę, trudno powiedzieć, co się zmieni w samorządach. Praktyka pokazuje, że politycy wiele obiecują, ale później niekoniecznie te obietnice realizują. O tym, czy podjęte zostały słuszne kroki, będziemy więc mogli rozmawiać wtedy, gdy rzeczywiście zacznie się coś dziać.

Jednym z głównych problemów, dotyczących wielu samorządów w Polsce, jest to, co zostało wprowadzone za rządów poprzedniej koalicji – czyli dwukadencyjność. Idea tych przepisów jest zupełnie niezrozumiała. Jeśli mają one zapobiegać korupcji, to powinny obejmować nie tylko wójtów, burmistrzów i prezydentów, ale również rząd, Sejm i Senat. Byłoby to logiczne, bo w mediach opisywane było wiele afer, które powstały na szczeblu państwowym. W przeciwnym wypadku te przepisy należy po prostu znieść. Moim zdaniem, uderzają one w dobrych zarządców, którzy cieszą się poparciem mieszkańców danego obszaru. Z powodu ustawy muszą oni odejść ze stanowiska – tylko po to, żeby mogli na ich miejsce przyjść inni, niekoniecznie lepsi i niekoniecznie cieszący się tak dużym uznaniem mieszkańców.

Warto byłoby też odwrócić trend, który szczególnie stał się widoczny w ostatnich latach, czyli postępującą centralizację. O coraz większej liczbie spraw chcą decydować władze w Warszawie, jednak to my, samorządowcy, wiemy, co jest tu, na miejscu, najbardziej potrzebne. Nie może być tak, że na szczeblu centralnym zapadają decyzje, czy w danej gminie ma powstać płot czy chodnik.

Do samorządów powinny też trafić pieniądze dla szkół i nauczycieli – wszystkie, a nie tylko część. Centralizacja to bardzo zły kierunek, który przypomina czasy komunistyczne, w których miejscowy naczelnik wykonywał to, co mu nakazali w Warszawie. Znana jest historia z tych czasów, kiedy to w szpitalu w Jarocinie brakowało narzędzi, ale budowano nowy płot, ponieważ akurat w Warszawie w takiej rubryce w rozdzielniku były pieniądze.

Powstanie samorządów w Polsce to był wielki sukces i nie powinniśmy teraz tych samorządów ograniczać, lecz wręcz przeciwnie – pozwolić im na jak najlepsze wykonywanie swoich obowiązków.

Jacek Kowalski, burmistrz Nowego Dworu Mazowieckiego

Największe nadzieje, jakie pokładamy w nowej władzy, wiążą się z lotniskiem Warszawa-Modlin, bo znajduje się ono właśnie na terenie Nowego Dworu Mazowieckiego. Przez ostatnie lata nie byliśmy ulubieńcami władzy, która swoje uczucia przelała na lotnisko w Radomiu. Ponieważ lotnisko ma kilku wspólników, w tym instytucje podległe rządowi, nie mogliśmy rozbudować lotniska, ponieważ ciągle nie zgadzały się na to władze centralne. Przez to Ryanair i inne linie lotnicze nie mogły rozszerzyć swojej oferty, a mieszkańcy Mazowsza mają ograniczoną możliwość tanich lotów po Europie. Tymczasem marszałek Mazowsza miał przez 4 lata 50 mln zł, które mogą zostać przeznaczone na modernizację obiektu w Modlinie. Dlatego na nową władzę patrzymy z optymizmem i mamy nadzieję, że wreszcie zostanie zakopany topór wojenny pomiędzy wspólnikami lotniska.

Liczymy też na to, że powstanie też cała infrastruktura wokół lotniska. Docelowo ma być zbudowane połączenie kolejowe, które dowiezie podróżnych pod sam terminal, jednak odchodząca władza robiła wszystko, żeby odciąć lotnisko od pociągów. Cieszę się, że teraz będzie możliwość dyskusji na te tematy.

Ważne jest dla nas, jako samorządowców, że wszystkie siły w nowej koalicji mówią o wsparciu dla samorządów i oczywiście o pieniądzach, które są tu niezbędne. Osobiście jestem przeciwny rewolucjom, bo system, który powstał 20 lat temu nie był zły, tylko za dużo w nim w ostatnim czasie zmieniano. Najlepszym przykładem tego są zmiany podatkowe. Zmniejszono podatek PIT, z którego część otrzymywały samorządy, twierdząc, że jest to prezent dla mieszkańców. Tymczasem zmieniono zasady odliczania składki zdrowotnej, przez co więcej pieniędzy idzie do budżetu państwa. Pokrzywdzone w tym są więc przede wszystkim samorządy.

Liczymy też na to, że wreszcie będziemy mogli sami decydować o tym, które inwestycje są dla nas najważniejsze. Poprzednia koalicja stworzyła bowiem różnego rodzaju fundusze, o które mogły aplikować samorządy, ale to urzędnicy w Warszawie decydowali, co jest potrzebne mieszkańcom Nowego Dworu Mazowieckiego. Tymczasem po to został stworzony samorząd, żeby to on był najbliżej mieszkańców i to oni decydowali, na jakie cele powinny być wydane pieniądze.

Patrzymy więc w przyszłość optymistycznie, zwłaszcza że pod naszymi – jako samorządowców – postulatami podpisały się wszystkie siły nowej koalicji. Będziemy oczywiście bacznie obserwować działania nowego rządu i przypominać o tym, co jest dla mieszkańców ważne.

Ryszard Brejza, senator Koalicji Obywatelskiej, były wieloletni prezydent Inowrocławia

Wierzę, że teraz przyszłość samorządów będzie lepsza. Wierzę, że środki finansowe nie będą rozdawane w taki sposób, jak to czynił PiS – a więc bez kryteriów ustalonych z góry, bez systemu punktowego oceny tych wniosków, które kierujemy.

Wierzę w to, że będzie utworzony, a o to przynajmniej my, parlamentarzyści, wnioskujemy, wywodzący się z samorządów – jakiś fundusz wyrównawczy. Przynajmniej na początek, który pozwoliłby na wyrównanie ewidentnych strat i wielkiej niesprawiedliwości, jaka powstała wobec samorządów miejskich w wyniku polityki rządów PiS-u.

Miliardy, ogromne miliardy, powędrowały do innych gmin, głównie małych, natomiast duże i średnie miasta przy tych podziałach były ewidentnie poszkodowane w ramach tych dotacji na inwestycje.

Program „Polski Ład” okazał się „Polskim nieładem”, „Polskim bezładem”, o którym nie chcę nawet wspominać – ale ten „Polski Ład” polegał na przyznawaniu środków małym gminom rządzonym przez polityków PiS.

To było potężne uderzenie w samorządy, potężne uderzenie w budżety samorządów miejskich, ze względu na wprowadzone ulgi podatkowe z tytułu podatku PIT, choćby dla młodych osób, ale te ulgi nie zostały uwzględnione w budżetach miast. Skutki finansowe tych ulg nie zostały w nich uzupełnione.

A jeśli chodzi o Inowrocław, to wierzę, że po tym ciemnym okresie, jaki PiS nam zafundował z brakiem komisarza, a właściwie osoby pełniącej funkcję prezydenta – wierzę, że teraz może być tylko lepiej. Gorzej już być nie może.

Jesteśmy w tej chwili jedynym miastem prezydenckim w Polsce bez lidera – mimo że w niedzielę upływa sześć tygodni od wyborów parlamentarnych i pięć tygodni od opublikowania wyników wyborów, to nadal nie ma osoby wyznaczonej przez premiera do zarządzania miastem.

To ewidentna złośliwość albo straszny bałagan. Wystąpiłem w piątek do Najwyższej Izby Kontroli o przeprowadzenie kontroli w tej sprawie.

Okiem samorządowca
Piotr Grzymowicz: Powrót tramwajów do Olsztyna to bardzo znaczący sukces
Okiem samorządowca
Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy: Ten rząd traktuje samorządy po partnersku
Okiem samorządowca
Wojciech Szczurek, prezydent Gdyni: To była najtrudniejsza kadencja
Okiem samorządowca
Tadeusz Truskolaski: Pieniądze unijne to środki na inwestycje, a nie na konsumpcję
Okiem samorządowca
Prezydent Gdańska, Aleksandra Dulkiewicz: Z pokorą podchodzę do wyborów