Od kilku tygodni szpitale powiatowe z całego kraju alarmują, że brakuje im środków na wypłatę podwyżek pracownikom. Ten rodzaj placówek kojarzy się głównie z małymi miastami. Czy problem dotyczy również Warszawy?
Rozmawiamy w trakcie konferencji współorganizowanej przez miasto stołeczne Warszawa, w trakcie której, razem z przedstawicielami innych miast i powiatów oraz dyrektorami i prezesami szpitali, rozmawialiśmy o tym, jak wygląda sytuacja w skali kraju oraz jakie kroki powinniśmy podjąć, by ją zmienić. Jako wiceprezydent Warszawy odpowiedzialna za ochronę zdrowia mówiłam, że negatywne skutki ostatniej ustawy podwyżkowej odczuwane są również w naszych szpitalach.
Jako miasto na prawach powiatu jesteśmy organem właścicielskim dla dziesięciu szpitali. Z racji na ich wielkość i zróżnicowanie placówek jesteśmy dobrym papierkiem lakmusowym tego, w jaki sposób metoda, za pomocą której NFZ przekazał szpitalom środki na podwyżki, wpłynęła na ich sytuację finansową. Na naszym przykładzie widać wyraźnie, że niezależnie od tego, czy jest to szpital I, II czy III poziomu, zabezpieczenia w systemie PSZ (czyli w systemie podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej), wysokość środków przekazana przez NFZ sprawiła, że negatywne skutki finansowe, w mniejszym lub większym stopniu, odczuwane są wszędzie.
O jakich skutkach, w przypadku Warszawy, mówimy?
W pięciu naszych szpitalach pieniędzy otrzymanych w ramach aneksów nie wystarczy nawet na podwyżki ustawowe. A przypomnę, że środki te miały pokryć zarówno wzrost płac, jak i wzrost kosztów utrzymania szpitali, związany np. podwyżkami cen energii. Są szpitale, które tylko na podwyżki mają niedoszacowanie na poziomie kilku milionów w skali roku. To po kilkaset tysięcy złotych miesięcznie.