„Pozytywnie pokazujemy pomoc, jakiej Polska udziela uchodźcom”

Nasza obsada wolontariuszy w 80 proc. składa się z dzieci i młodzieży. Młodzież z pomocą radzi sobie rewelacyjnie – mówi Wojciech Bakun, prezydent Przemyśla.

Publikacja: 06.03.2022 11:03

Wojciech Bakun, prezydent Przemyśla

Wojciech Bakun, prezydent Przemyśla

Foto: Darek Delmanowicz

Panie prezydencie, po ile godzin dziennie sypiał pan w ostatnich dniach?

Przez pierwsze godziny po wybuchu konfliktu nie spałem przez czterdzieści godzin. Później po dwie–trzy godziny. Do 3 nad ranem bywam na dworcu, w magazynach czy punktach pomocy sprawdzić, jak to wszystko działa.

Szacował pan, że dziennie trafia do miasta ok. 50 tys. osób, niewiele mniej niż na stałe mieszka w Przemyślu. Jak miasto sobie radzi z taką rzeszą uchodźców?

Na początku, gdy granicę przekraczały cztery tysiące osób, umieliśmy się zorganizować. Później, gdy już w ciągu jednego dnia było to ok. 20 tys. uchodźców, było już trudniej. Musieliśmy zmienić trochę rozłożenie naszych punktów, zwiększyć liczbę miejsc noclegowych, bo coraz więcej uchodźców trafiało do nas. A ta kulminacja: niedziela–poniedziałek, to już było po 50 tys. osób. Ale mamy do pomocy tysiące wolontariuszy, osób oddanych tej pracy całym sercem. Są to osoby, które przyjeżdżają do Przemyśla nie tylko z całej Polski, ale też ze świata. Jest masa służb: harcerze, wojska obrony terytorialnej, Caritas. Praktycznie wszystkie służby, organizacje pomocowe, które są w Polsce, działają obecnie u nas w Przemyślu. Ta koordynacja wymaga sporego wysiłku, ale współpraca nie jest zakłócona.

Pojawiały się głosy, że w mieście jest chaos? Jak się pan do tego odniesie. To fake news?

W pewnym momencie mieliśmy sytuację, że granicę przekroczyło sporo osób ciemnoskórych różnej narodowości. Te osoby dostały się na teren Polski w sposób legalny, skoro Straż Graniczna je przepuściła. Te osoby znajdowały się w różnych miejscach naszego dworca i oczekiwały na wyjazd dalej, do Warszawy czy innych miejsc w Polsce lub za granicę, do Berlina czy Pragi. Te osoby wychodziły na miasto, bo to wolni ludzie, bo przecież nie prowadzimy w Przemyślu obozu zamkniętego czy czegoś w tym rodzaju. Ale pojawiła się bardzo szybko duża akcja dezinformacyjna. Nie mam wątpliwości, że stoi za tym zorganizowana nagonka. Tylko do mnie wysłano kilkaset wiadomości z treścią: „Czy ja widzę, co się dzieje na mieście?”, „Czy widzę te hordy na mieście?”, „Czy widzę, co się dzieje na Słowackiego?”, „Czy ja widzę, że jakieś grupy włamują się ludziom do domów na Osiedlu Rycerskim”.

Czytaj więcej

Burmistrz Hrubieszowa: Uchodźcy nie mówią o tym, co ich spotkało

Ale to były potwierdzone wiadomości?

Nikt nie był pokrzywdzony. Nie było żadnych morderstw, napadów. Były jakieś dwa–trzy incydenty. Jedna z takich sytuacji miała miejsce w Medyce, gdzie doszło do napaści na sklepikarza przez obywatela Maroka. Napadniętemu udało się obezwładnić sprawcę. Do drugiego ataku doszło w Przemyślu na ratownika przez obywatela Turkmenistanu, któremu udzielał pomocy. Odgryzł on palec ratownikowi.

A trzecia sytuacja to atak na jedną z wolontariuszek – ale sprawca też został szybko unieszkodliwiony. To wszystkie incydenty, jakie zdarzyły się w ciągu tygodnia u nas związane z uchodźcami. Ale nie było sytuacji związanych z „hordami”, „gwałtami”, a takie informacje się pojawiały, jak np. „trzy dziewczyny zgwałcone na Lwowskiej”, „dwie dziewczyny zabite na Słowackiego”. Te informacje były wręcz drastyczne.

Wiadomości, które otrzymywałem w mediach społecznościowych, pisały do mnie także osoby, które znam. Tym bardziej było to dla mnie szokujące. Ale cały czas potwierdzałem informacje ze służbami: z policją, ze strażą miejską. I na bieżąco wiedziałem, co się dzieje.

Okazało się, że choć część wiadomości miała być wysłana z kont osób, które znam, to nie one je pisały. Więc nie mam żadnych wątpliwości, że była to zaplanowana akcja, która miała wywołać chaos. Pewnie jej celem było wywołanie niepokoju, bo podobne informacje otrzymywali mieszkańcy całego Przemyśla.

I pewien strach został u nich wywołany. Na mieście jest bardzo spokojnie. Siły policji zostały znacząco wzmocnione. Staliśmy się ofiarami zmasowanego ataku dezinformacji, który w jakiś sposób efekt strachu spowodował.

Kiedy rozpoczął się ten atak dezinformacji w Przemyślu?

Już w pierwszy dzień ataku na Ukrainę, kiedy powiedziałem, że jako miasto będziemy udzielać uchodźcom wszelkiej możliwej pomocy, rozpoczęła się taka akcja, ale nakierowana na Ukraińców. Dostawałem informacje, że „teraz będę wspierał banderowców”, „tym sobie przegrałeś kolejne wybory”.

Wydałem decyzję o blokowaniu takich kont. Na początku zablokowaliśmy ok. 200 kont, a w środę już kolejne 600 kont, które rozpowszechniały takie informacje.

Kilka dni temu doszło do incydentu – pobito uchodźców z Ukrainy, obywateli Indii. Policja szuka sprawców. Uchodźcy, zwłaszcza ci o innym kolorze skóry, powinni obawiać się w Przemyślu o swoje bezpieczeństwo?

Nie, absolutnie nie. Przez nasze miasto w ciągu tygodnia przejechało ok. 150 tys. osób. To prawie trzy razy więcej niż na stałe mieszka w Przemyślu. W takim tłumie kilka incydentów jest poniżej statystyki. Obywatele Ukrainy mogą być spokojni, choć rzeczywiście w tak wielkiej grupie mogą się zdarzyć osoby, którym puszczają nerwy. Ale naprawdę nie ma czego się obawiać. Można przyjechać do Przemyśla i osobiście to sprawdzić. Mamy wielu uchodźców, którzy są rozwożeni po całym mieście. Jest im udzielana wszelaka pomoc, a mówienie o Przemyślu przez pryzmat kilku incydentów nie jest wiarygodne. Proszę sprawdzić – co się dzieje w 150-tysięcznych miastach w ciągu tygodnia – tam pewnie jest bardziej niebezpiecznie.

Foto: Darek Delmanowicz

Na Podkarpaciu, a więc i w Przemyślu, pojawiły się dodatkowe siły policji. Są potrzebne?

Dobrze, że pojawiły się te dodatkowe siły policji. Większa liczba osób to większe ryzyko pewnego zagrożenia. Jeżeli na co dzień Przemyśl jest patrolowany przez kilkunastu policjantów, to w momencie gdy osób w mieście jest dwa razy tyle, tych kilkunastu policjantów to niewystarczające siły do zachowania porządku.

A przypominam, że my jako miasto staramy się jak najsprawniej obsłużyć napływających uchodźców i wysłać ich dalej, bo w 99 proc. jadą oni dalej. Więc oczywiście, że dodatkowe siły policji są nam potrzebne. Podobnie jak zwiększone służby graniczne, by szybciej odprawiać uchodźców, czy zwiększone służby medyczne – by sprawdzić ich stan zdrowia i pomóc.

Radny Andrzej Zapałowski podaje, że w Przemyślu mieszkańcy masowo kupują gaz, a ulice patrolują młodzi ludzie. Tak jest?

Nie wiem, skąd radny czerpie takie informacje. Ja ich nie posiadam. Proponuję przyjechać do nas i wyjść na miasto o 23. Ja wychodzę. Jest spokojnie. Wśród setek wolontariuszy, którzy pracują na dworcu, w miejscach noclegowych dla uchodźców, jest młodzież i dzieci. A który normalny rodzic wypuściłby dziecko czy nastolatka, żeby narażać go na niebezpieczeństwo? Żaden.

Nasza obsada wolontariuszy w 80 proc. składa się z dzieci i młodzieży, ale koordynowani są oni przez osoby dorosłe. Młodzież z pomocą radzi sobie rewelacyjnie. Uczniowie przychodzą po lekcjach i mówią: „Panie prezydencie – tu jest super”. Ja odpowiadam: „Ja nie chcę, by było super, tylko chcę, by to się już skończyło”. A kto się boi, niech siedzi w domu. Ludzie, którzy chcą pomagać – pomagają. Niektórzy są już od ponad tygodnia. Codziennie. Nie rezygnują z tej pracy. Nie zgadzam się na pokazywanie Przemyśla przez pryzmat homofobii i zawsze będę przeciwko temu głośno protestował.

Czytaj więcej

Ludzkość miała być mądra. A tu taki tragiczny zakręt historii

Skala pomocy od mieszkańców Przemyśla zaskoczyła pana?

Oczywiście. I to nie tylko od mieszkańców Przemyśla. W tej akcji pomocy każdy pełni swoją rolę. My jesteśmy od tego, by tę pomoc: rzeczową, ale i wolontariuszy z całej Polski i świata, skutecznie rozdystrybuować wśród uchodźców, żeby ona trafiła jak najszybciej do osób, które jej potrzebują. Działamy bardzo reaktywnie. Zmienia się sytuacja, zmieniają się procedury, a my się do nich dostosowujemy.

Na samym początku działaliśmy tylko w hali głównej dworca PKP, ale zmieniły się procedury i część osób przesiada się bezpośrednio na peronach – więc i tam pojawiły się nasze stanowiska z pomocą.

Teraz każda osoba, która przyjeżdża z Ukrainy, dostaje tam małą paczuszkę z żywnością, z wodą. A dzieci – plecaki, w których są też pluszaki, kolorowanka, soczki. Matki z małymi dziećmi dostają wózki, bo swoje zostawiły gdzieś na stacji w Odessie czy w Kijowie. Z ogromnym wzruszeniem uchodźców spotykamy się na każdym kroku, bo te osoby nie wierzą, że gdy tylko powiedzą, czego potrzebują – od razu dostają to od wolontariuszy. Uchodźcy w takich sytuacjach nie kryją łez. I to jest normalne.

W czwartek odwiedził nas dyrektor generalny WHO na Europę i powiedział, że czegoś takiego nigdzie nie widział na świecie.

Ambasador Izraela osobiście dziękował mi za opiekę nad obywatelami jego kraju. To chyba o czymś mówi. O Przemyślu jest głośno w sposób bardzo pozytywny, bo pozytywnie pokazujemy pomoc, jakiej Polska udziela uchodźcom wojennym.

Co jeszcze w Przemyślu jest potrzebne dla uchodźców? Czy na razie darów wystarczy?

Myśmy w pewnym momencie zatkali się w magazynach, bo byliśmy przygotowani na 2–3 tys. osób dziennie. Ale ta pomoc zaczęła płynąć w znacznie większych rozmiarach. A towar z magazynów, który wydajemy, to ilości paletowe, ilości tirowe, które są wydawane ludziom. My też organizujemy pomoc do naszych miast partnerskich w Ukrainie bezpiecznymi kanałami. I wiemy, że to zostanie spożytkowane w najlepszy możliwy sposób. Otworzyliśmy wielkie centrum logistyczne dzięki Arturowi Kazienko, właścicielowi marki Kazar, który jest głową operacji – przygotowania nowego punktu humanitarnego i logistycznego.

Otrzymaliśmy od firmy Saller halę po dawnym supermarkecie. To 12 tys. mkw. Mamy nadzieję, że znajdzie się tam ok. 600 miejsc noclegowych. Tam jest też część magazynowa.

Jako miasto pomagamy też niektórym organizacjom pozarządowym, dając im miejsca w magazynie. Można udzielać nadal pomocy, tylko proszę o śledzenie komunikatów, co jest aktualnie nam potrzebne.

W piątek ruszyła strona, na której są komunikaty o potrzebach rzeczy dla uchodźców. Warto ją śledzić. My nie chcemy gromadzić tych darów, a działać pod zamówienia strony ukraińskiej. Chcemy dostarczać im to, co jest aktualnie potrzebne.

Czy chociaż niewielka część tych uchodźców z Ukrainy chce zostać w Przemyślu, bo mają tu rodzinę, znajomych, bo blisko stąd do domu – do Ukrainy? Zapisują oni już swoje dzieci do szkół czy przedszkoli?

Tak, jest taka grupa, która chce zostać troszkę bliżej tego miejsca. Ta emigracja, która ma miejsce do Polski, to głównie fala osób, które już mają rodzinę czy znajomych w Polsce: we Wrocławiu, w Gdańsku, w Warszawie, w całym kraju. I często do nich dołączają teraz żony z dziećmi albo do rodziców dołączają dzieci. W taki sposób to działa. Około 95 proc. przyjeżdżających do Przemyśla osób ma już swoje miejsca.

Rok temu w rozmowie z „Rzeczpospolitą” mówił pan, że praca samorządowca jest zdecydowanie bardziej wymagająca niż posła, ale z drugiej strony dająca poczucie większej sprawczości. Nadal tak pan uważa?

Zdecydowanie tak. Wystarczy zobaczyć, co teraz robię jako samorządowiec, a co robią posłowie w tym czasie.

Niektórzy jeżdżą do Ukrainy.

Ja też byłem w Ukrainie, bo chciałem zobaczyć miejsca, gdzie będziemy rozbijać centra humanitarne po drugiej stronie, jeżeli będzie taka potrzeba. Już jesteśmy przygotowani, żeby postawić tam kilka obozów humanitarnych. Czekamy tylko czy i kiedy taka sytuacja będzie potrzebna – wtedy ruszamy i w ciągu kilku godzin jesteśmy po drugiej stronie granicy i działamy.

A praca samorządowca jest może bardziej wymagająca, może bardziej bezpośrednia. Na pierwszej linii frontu. Czy poseł, czy członek rządu, czy samorządowiec – każdy ma swój odcinek do pracy i żadnej z tych profesji nie będę deprecjonował. Zdecydowanie więcej się dzieje w samorządzie.

Panie prezydencie, po ile godzin dziennie sypiał pan w ostatnich dniach?

Przez pierwsze godziny po wybuchu konfliktu nie spałem przez czterdzieści godzin. Później po dwie–trzy godziny. Do 3 nad ranem bywam na dworcu, w magazynach czy punktach pomocy sprawdzić, jak to wszystko działa.

Pozostało 98% artykułu
Okiem samorządowca
Prezydent Częstochowy: Lokalne społeczności nie zawiniły, a muszą teraz sprzątać
Okiem samorządowca
Nowy wójt gminy Korycin: Poprzednia kadencja była bardzo dziwna
Okiem samorządowca
Prezydent Rzeszowa: Zamrożenie wojny na Ukrainie byłoby najgorszym rozwiązaniem
Polityka
Polska po powodzi. Burmistrz Bystrzycy Kłodzkiej: Nie dostaliśmy pieniędzy na remonty
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Okiem samorządowca
Prezydent Sosnowca: Należy znieść dwukadencyjność samorządów
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska