Dyskusja dotycząca rozwoju Polski samorządowej czy lokalnej najczęściej dotyczy miast i ich niewątpliwych sukcesów. To prawda, miasta zmieniają się spektakularnie i to nie tylko w sferze infrastrukturalnej, ale też mentalnej. Ale w dyskusji o rozwoju regionalnym za mało docenia się udział pozamiejskich ośrodków. Nie można zapominać, że skok rozwojowy to również domena polskiej wsi.
O specyfice miast i o miejskim stylu życia mówi się dziś bardzo dużo, co wzmacnia i tak już zasłużenie silną pozycję polskich metropolii: Warszawy i tych jeszcze kształtujących się. Jednak często i niesłusznie zapomniana w dyskursie, szczególnie w kontekście sukcesów i współczesnych wyzwań, wydaje się polska wieś. Jest rzeczą oczywistą, że życie na wsi i w mieście to dwie koncepcje – różne są struktury społeczne, zawody typowo miejskie czy bardziej potrzebne na wsi, aktywność dnia codziennego itd. Jednak mieszkańcy miast są bliżej wsi, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, nie tylko dlatego, że znaczna część z nas (dotyczy to również piszących te słowa) ma korzenie na wsi i pochodzenie chłopskie, i nie tylko dlatego, że historycznie przecież wieś i miasto są od siebie zależne – wieś żywi miasto, a miasto jest rynkiem zbytu dla wsi.
Skok cywilizacyjny
Po transformacji w 1989 r. wieś zrobiła skok cywilizacyjny, a kolejnym etapem prorozwojowym było wejście Polski do Unii Europejskiej i związany z tym zastrzyk finansowy. Nie kwestionujemy przy tym oczywiście problemów, z jakimi do dziś mierzą się małe ośrodki. Rozwój polskiej wsi – automatyzacja produkcji, zmiana sposobu prowadzenia gospodarstw, nowe formy działalności (jak choćby popularna agroturystyka) wymagały odwagi i dalekowzroczności rolników, a szerzej – w ogóle mieszkańców wsi, którzy, pewnie nie zawsze bez trudu, przestawili się także na nowy styl życia (w tym także na nowe sposoby spędzania wolnego czasu). Wieś zmieniła się nie tylko pod względem sposobu produkcji i dystrybucji dóbr, wspomnianego czasu wolnego, zmieniła się też przestrzeń publiczna i prywatna. Osławiona polska przedsiębiorczość i związana z tym odwaga, to nie tylko domena dużych ośrodków. Wieś zmienia się też po względem mentalnym, choć wolniej niż miasta (co jest obiektywnie w pełni zrozumiałe). To wszystko należy docenić.
Joanna Hołda. Fot./materiały prasowe
Jednak wieś zmienia się nie tylko we wspominanych sferach. Zjawiskiem ostatnich lat jest migracja z miast do miejscowości ościennych (dotyczy to już nie tylko dużych aglomeracji, ale również mniejszych ośrodków miejskich). Można to analizować w wielu wymiarach, bo dotyczy różnych sfer, problemów i wyzwań. Z naszej perspektywy interesująca w tym kontekście jest zmiana funkcji przestrzeni. Ta zmiana dotyczy samej ziemi. Dotychczasowe pola uprawne zmieniają się w osiedla/przedmieścia zamieszkałe przez osoby na co dzień funkcjonujące w pobliskich miastach – pracują tam, posyłają dzieci do szkoły, robią zakupy i korzystają z usług publicznych. Bardziej postrzegają siebie jako „miastowych” niż mieszkańców wsi. Ale ci „faktyczni” nowi mieszkańcy wsi są też twórcami nowych przestrzeni hybrydowych (i zróżnicowanych w nieznany dotąd sposób struktur społecznych), a nie członkami dotychczasowej wspólnoty. Nie można jednak nie dostrzec również pozytywnego wpływu ich obecności na wsi, jak chociażby nowej energii, którą wnoszą, korzystania z pewnych usług i np. dbałości o jakość przestrzeni publicznej. W przyszłości te nowe struktury będą się rozwijać i kształtować. Pytanie, w którą stronę. Mamy nadzieję, że ten rozwój będzie służył wsi, jej specyfice, tradycji itd., że nie będzie to dziwna „kolonizacja”, a raczej „koegzystencja” oparta na współpracy. Warto przecież doceniać i kultywować walory „wiejskości”. W pewnym stopniu powyższe refleksje dotyczą też osób posiadających na wsiach swoje letnie posiadłości.