Sandomierz to miasto, dla którego turystyka jest bardzo ważna. Jak to się zmienia czy zmieni w trakcie pandemii i po niej?
Chyba nigdy aż tak bardzo nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, jak ważna jest turystyka dla Sandomierza. Dopiero pandemia, brak dochodów z działalności turystycznej i okołoturystycznej dla samej branży i dla budżetu miasta to pokazała. To jest pierwszy wniosek, który się nasuwa. Charakter naszego samorządu lokalnego to pokazuje. Bo oczywiście wiele osób odnosi się do innych samorządów, np. że w Ostrowcu Świętokrzyskim lub innych miastach jest lepiej. Ale to specyfika Sandomierza, który odczuł skutki w związku z tym, że zamarł ruch turystyczny. Stracili hotelarze, restauratorzy nie mieli dochodu. A co za tym idzie, miasto również. Być może inaczej jest w miastach, gdzie jest jeszcze działalność przemysłowa. Być może te samorządy radzą sobie lepiej i mogą inwestować. My jesteśmy na etapie wyczekiwania na to, co się wydarzy.
A widzi pan już pierwsze sygnały powrotu do normalności?
Myślę, że wszyscy w Sandomierzu patrzyliśmy z niepokojem w przyszłość. Zwłaszcza w kwietniu, gdzie po mieście – mówię to dosłownie – hulał wiatr. Było pusto. Siedzieliśmy zamknięci w domach. Nikt nie przyjeżdżał. To miało swoje pozytywne aspekty – nie mieliśmy praktycznie żadnych zachorowań, tylko jakieś pojedyncze przypadki. Pandemia tu nie szalała. I to się nie zmieniło. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo i zdrowie mieszkańców, miasto zostało uratowane. Natomiast to wszystko niesie ze sobą skutki ekonomiczne i gospodarcze.
W maju były ogłaszane kolejne etapy odmrażania, pojawiły się pewne możliwości podróżowania. Zaczęli się pojawiać turyści. Dziś robimy wszystko, żeby tych turystów było jak najwięcej. W miarę naszych skromnych możliwości finansowych oczywiście.