Na własne oczy widziałem, że ludzie zostają w domach. Tak minęły pierwsze tygodnie, potem kolejne. Wtedy zauważyłem, że znoszone są obostrzenia, wyłączane są z nich kolejne grupy zawodowe, tymczasem my, muzycy, nie jesteśmy nawet przewidziani w takich planach i to zaczęło mnie niepokoić. Oczywiście, zarówno ja, jak i Janek Borysewicz, grając przez wiele lat, mamy oszczędności, choć nie są przesadnie duże. Życie jednak kosztuje, mam dwójkę dzieci. Pomyślałem też o innych z naszej branży, o młodych muzykach, o technicznych, dla których zarobek z każdego koncertu jest ważny, bo utrzymują rodziny, mają pożyczki i kredyty, zainwestowali w sprzęt. Oni są bezrobotni.

Jednocześnie interesują się piłką nożną, jestem zapraszany do telewizji jako komentator i widzę, jak zorganizowane jest środowisko piłki nożnej. Prezes Zbigniew Boniek rozmawia z premierem Mateuszem Morawieckim, ten zaś otwiera stadiony. A środowisko rozrywki pozostaje bez wpływu, choć jest na wielu i płacimy duże podatki.

W obecnych warunkach, kiedy można grać koncerty tylko dla 150 fanów, nie mają one sensu, chyba że w jakimś celu. Inaczej nikt się nie utrzyma. A przecież na stadiony można wpuszczać 25 proc. ich widowni. Może trzeba wyznaczyć w miastach miejsca, gdzie mieści się 10 tysięcy osób i oznaczyć je tak, by mogło w nich przebywać na koncertach 2,5 tysiąca fanów.

Najbardziej boli mnie to, że wiele decyzji nie ma innego powodu jak polityczny. Odbywają się wiece wyborcze, otwarte są kościoły, czynne są galerie. A nas nikt nie przewidział do otwarcia.