Pisarze nie zagrożą strajkiem i nie zablokują ulic; fedrują dzień w dzień w swoich zasypanych literkami kopalniach, które często przypominają biedaszyby – i mimo że jako część sektora kultury wypracowują aż 3,5 proc. PKB, to nie mogą liczyć na „postojowe”.
Inna sprawa, że w przypadku pisarzy o postoju nie było mowy – przynajmniej nie jeśli chodzi o pisanie. Większość autorek i autorów zwierzała się poprzez portale społecznościowe, że kwarantanna to czas wzmożonej pracy; wszyscy siedzieli w domach i pisali – chyba, że zdecydowali się na remont. W to drugie należy raczej wątpić, bo remont wymaga pieniędzy, a samo stukanie w klawisze ich nie zapewnia – tylko garstka pisarzy utrzymuje się z samego pisania. Pozostali łatają dziury w budżecie dodatkową pracą bądź spotkaniami autorskimi, które oprócz tego, że podtrzymują obieg kultury poza dużymi miastami (konkurując wyłącznie z koncertami dożynkowymi), to mają i ten dodatkowy walor, że są płatne – pozwalają więc pisarzom wycisnąć z wydanej już książki jeszcze trochę pieniędzy.