Dwa tygodnie temu Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości, ogłosił reformę sądów powszechnych. Dzięki niej sądy mają być bliżej obywatela. Jak ma do tego dojść, zdradził w rozmowie z nami Marcin Warchoł, wiceminister w resorcie sprawiedliwości. Otóż w gminach, w których dziś nie ma sądu, powstać mają punkty sądowe.
– To będzie dla mieszkańców wielu małych miejscowości, gdzie dotąd nie było żadnego sądu, fundamentalne ułatwienie – uważa Warchoł.
Czemu mają służyć takie punkty? Wyposażone w profesjonalny sprzęt do komunikacji internetowej mają umożliwić udział m.in. w zdalnych rozprawach, których w czasie pandemii jest coraz więcej. Na tym nie koniec. Dzięki nim będzie tam można także uzyskać informacje o terminach rozpraw i stanie sprawy. Będą tworzone na mocy umowy pomiędzy prezesem sądu okręgowego a jednostką samorządu terytorialnego. Określi ona prawa i obowiązki obu stron, czyli sądu i samorządu, w tym zwłaszcza kwestie dotyczące utrzymania i finansowania punktu. Zadania punktu ma określić w zarządzeniu prezes sądu.
Dla wielu samorządowców zasadnicze znaczenie ma to, kto będzie płacił za ich utworzenie i utrzymanie. Otóż każdorazowo ma to wynikać z umowy zawartej pomiędzy burmistrzem lub wójtem a prezesem konkretnego sądu rejonowego. I tak, w jednym miejscu wójt czy burmistrz będzie dysponował lokalem, a sąd pokryje koszty sprzętu, oprogramowania, pracowników. Gdzie indziej sąd zadba również o lokal, a samorząd dołoży się w inny sposób, np. wyposażeniem biurowym.
Sprawdziliśmy, co o takim pomyśle myślą samorządowcy. Opinie są różne, choć raczej pozytywne. Samorządowcy obawiają się jednak, że pomysł utworzenia punktów sądowych w gminach zostanie wprowadzony w ramach pilotażu na korzystnych dla gmin zasadach – a potem, z czasem, zadanie to w całości zostanie przerzucone na gminy. Czekają też na precyzyjne przepisy, które ujawnią, jak tworzenie punktów ma rzeczywiście wyglądać. Na razie bowiem pomysły znają jedynie z konferencji prasowych Ministerstwa Sprawiedliwości.