Jak przekonują przedstawiciele lokalnych władz opłaty będą rosły, bo wygasa realna rywalizacja firm zajmujących się wywozem odpadów, można wręcz mówić o zmowie. Co więcej, opinię samorządowców ostrożnie potwierdził Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Odczuwają to z całą mocą m.in. mieszkańcy podwarszawskich Marek, Józefowa czy Otwocka, którzy za odbiór śmieci będą płacić nawet 65 złotych miesięcznie. Mieszkańcy tych miejscowości mają związane ręce: na podwyżki można jedynie pomstować w portalach społecznościowych. – Absurdalna cena – piszą. – Trzynasta emerytura pójdzie na śmieci – kpią.
CZYTAJ TAKŻE: Ustawa śmieciowa: jest podpis prezydenta. Jakie czekają nas zmiany?
Blisko 100-procentowy wzrost opłat nie jest jednak wyłączną domeną stolicy i okolic. Stawki poszły w górę w podobnych proporcjach niemalże w całej Polsce, od dużych miast – jak Tarnów, Częstochowa czy Sieradz – po niewielkie gminy, jak Pajęczno, gdzie (segregujący) mieszkańcy zamiast dotychczasowych 7 zł będą płacić 13 zł. W Warszawie i okolicach należy spodziewać się stawek rzędu 30 zł miesięcznie i ponad 60 zł dla niesegregujących, tak jak stało się to właśnie w Otwocku czy Józefowie.
Lokalni włodarze tłumaczą to zjawisko w rozmaity sposób: a to kosztami prądu, a to pracy. Wspominają też o tym, że Chiny nie chcą już sprowadzać plastiku i papieru z odpadów. Ale kluczowy argument usprawiedliwiający zmiany niemal wszędzie jest taki sam. – Do przetargu przystąpiły dwie firmy, które prawidłowo złożyły oferty – mówił w rozmowie z TVN zastępca burmistrza Marek Grzegorz Kasprowicz. – Jedna z nich była droga, druga była bardzo droga. W związku z tym musieliśmy wybrać tę tańszą, aczkolwiek drogą – tłumaczył. Samorządowcy pomstują, że widoczny w ostatnich 2 latach zalew ofert ze znacznie wyższymi niż wcześniej cenami to efekt zanikania konkurencji i nieformalnego podziału na rynku.